1. Introduction 2. La Danse du Rocher 3. Mère Nocturne 4. Sur les Braises du Foyer 5. Derrière l'Horizon 6. Et Puis le Silence 7. Sel, Sang et Gerçures 8. Née Des Embruns
Wydawałoby się, że ta francuska horda Houle jest kolejną z wielu black metalowych kapel rodem z Francji. Jednak już sama wytwórnia określa ich muzykę jako marine black metal. Rzeczywiście ich debiutancki album zdobiony jest okładką o marynistycznej tematyce. A i lirycznie kręci się wokół tematu mórz i oceanów oraz ludzkich zmagań z żywiołami jakie można tam napotkać. I oczywiście jakże mogłoby być inaczej - w języku francuskim. Może się powtórzę ale język ten nadaje poetyckiego sznytu do tak ostrej muzyki, a także - myślę, że - wzmacnia emocjonalność całości i nadaje dramatyzmu. Ale inny ważny pierwiastek odróżnia Houle od innych black metalowych grup.
Przebrnąłem przez wiele materiałów i nie pamiętam czy miałem okazję słyszeć black metal z kobietą na wokalu. W death metalu to już nie nowość. Ale w black metalu? Oceńcie sami. Od pierwszych wokalnych dźwięków jest to słyszalne. Ta inna barwa wrzasku - wyższa, bardziej drapieżna, bardziej emocjonalna i bardziej histeryczna. Przeplatająca się z agresywnymi krzykami i czystymi wokalizami. A kobietą odpowiedzialną za ten scream jest Adsagsona. Jej wokalna emocjonalność jest bardzo różnorodna. Wokalistka wczuwa się w swoją rolę idealnie. Czasami wręcz aktorsko. Raz brzmi jak opętana kobieta (albo jak harpia). Innym razem jak rozgniewana wiedźma. A innym razem jak pogrążona w smutku i cierpieniu kobieta, co słychać w różnych śpiewach, jękach i recytacjach. Chociaż chwilami owe melodeklamacje nabierają bardzo egzaltowanego tonu, są patetyczne albo teatralne. Wszystko to by podkreślić wartość emocjonalną liryk. Czasami różne wokale nakładają się na siebie, kontrastują ze sobą. Umiejętności Adsagsony są imponujące. Powyższe wokalizy incydentalnie uzupełniają chóralne śpiewy całego zespołu - tworząc pełne powagi melodie.
Od strony instrumentalnej muzyka Houle jest równie bardzo wartościowa. Kompozycje są bardzo rozbudowane. Owszem dominują black metalowe rozwiązania - ostre, drapieżne i kąsające riffy czy solowe gitarowe porywy utrzymane w szybkich i bardzo szybkich tempach. Ciekawym rozwiązaniem są momenty z wyeksponowaną melodią zfuzowanego basu. Ale tę agresję uzupełniają melodyjne solówki oraz melancholijne zwolnienia i częste pasaże czystych gitar, wprowadzając muzyczny kontrast. Dodatkowo melodyka solowych partii jest nierzadko wręcz wirtuozerska - łączy gitarowy shredding i melodię. Również niektóre gitarowe melodie posiadają cechy muzyki klasycznej - czasem średniowiecznej, czasem może barokowej lub renesansowej. Ostre frazy są przeplatane spokojnymi melodiami. Utwory są bardzo nasycone różnymi gitariadami. I wszystko to idealnie współgra z emocjonalnymi wokalami Adsagsony.
Warto wspomnieć, że album rozpoczyna intro wprowadzające słuchacza jakby do jakiegoś portu, może do tawerny - gdzie usłyszymy odgłosy otoczenia i pieśni marynarzy. To chyba najlepszy black metal jaki słyszałem od wielu lat.