Pamiętam jak w 2019 roku legenda polskiej sceny post-metalu - grupa Blindead - ogłosiła zawieszenie działalności. Kilka lat czekaliśmy na jakieś informacje odnośnie powrotu i w końcu się doczekaliśmy. Choć raczej nie na takie wieści liczyliśmy: w 2022 roku bowiem zespół oficjalnie umarł. Mateusz Śmierzchalski postanowił jednak dalej działać, choć pod lekką zmodyfikowanym szyldem: Blindead 23. Złożył znakomity skład, namówił do powrotu głos Blindead (a więc Patryka Zwolińskiego) oraz rzucił się w wir pracy nad nowym materiałem. I tym właśnie materiałem... nie jest omawiany tutaj debiut Blindead 23.
Jakoś tak się dziwnie złożyło, że prace nad pełnym albumem Blindead 23 zostały odłożone na bok, ale w międzyczasie trzon formacji, tj. Havoc, Patryk i Pavulon nagrali EP "Vanishing". Wydawnictwo ukazało się nakładem Mystic Production przybierając formę jewelcase'a z dość niepokojącą szatą graficzną. Upiorna okładka, chaotyczna wkładka z pokreślonymi tekstami - jeszcze przed włożeniem płytki do odtwarzacza w głowie pojawiają się mroczne myśli. I umysł Wam w ten sposób figli nie płata: "Vanishing" to bowiem ciężki mini-album. Nie tylko pod względem muzycznym, ale również (a może przede wszystkim?) emocjonalnym - to w końcu opowieść o najgorszym okresie w życiu Śmierzchalskiego. Wraz z liderem grupy coraz bardziej zbliżamy się do otchłani, spoglądamy w głąb siebie, by ujrzeć rzeczy na które ciężko patrzeć - stajemy twarzą w twarz z tą brzydszą częścią siebie. Nie ma co jednak liczyć na jakieś katharsis, na wyjście z tej walki z tarczą. Ona ciągle trwa, a my po początku i rozwinięciu historii dostajemy bardziej cliffhangera niż pełnoprawne jej domknięcie. "All I see beneath me: Death. And All I see above me: won't help" - słyszymy w depresyjnym zakończeniu "Void". Abonent jest czasowo niedostępny - proszę zadzwonić później. Ciąg dalszy (mam nadzieję) że nastąpi. Tym bardziej, że muzyka znakomicie współgra z tą introspektywną podróżą Mateusza.
Muzyka na EP jest mocna, ciężka, mroczna, miejscami nieprzyjemna (te duszące się, urywane wokale w "Let Them Speak"!), ale też i niepozbawiona ładnych melodii czy ozdobników. Zupełnie jakby chciano podkreślić, że nikt tutaj nie zamierza rzucić ręcznika. Ciągle poruszamy się w post-metalowych klimatach, ale trio nie boi się też sięgać po dźwięki spod znaku djentu, blacku czy elektroniki. Będą partie klimatyczne, będą ciężkie gitary, będą przypominające odgłosy bicia serca basy - będzie różnorodność. I choć "Vanishing" technicznie został podzielony na trzy części, to osobiście podchodziłbym do niego jak do jednej długiej kompozycji. Bo choć części składowe nieco różnią się od siebie klimatem, to jednak płynnie się ze sobą łączą, opowiadając większą historię. Zresztą w szalonej, niemal blackowej końcówce "Void" pojawia się melodia z "Vanishing", a urywane piski przypominają o hałaśliwym "Let Them Speak". Zupełnie jakby chciano podsumować wszystko, co do tej pory słyszeliśmy. Pomimo długości kompozycji trudno się na nich nudzić, trudno specjalnie się czegoś czepiać. Melodie czy riffy zostają w głowie, a Pavulon na perkusji wyczynia takie cuda, że głowa mała. Wokalnie również mamy prawdziwy rollercoaster: głębokie melorecytacje, czyste śpiewy (bridge w "Vanishing" jakby go sam Warrel Dane śpiewał), mocne growle czy pełne bólu krzyki. Niemal idealnie oddano tutaj warstwę liryczną wydawnictwa - to szaleństwo towarzyszące nam dotykaniu otchłani. Niemal, ponieważ tylko do refrenu pierwszej części opowieści jakoś nie mogę się przekonać.
"Umarł Blindead, niech żyje Blindead 23" - chciałoby się zakrzyknąć po odsłuchu "Vanishing". Bo choć oryginalna formacja rzeczywiście wyzionęła ducha to ten zamiast iść w zaświaty dalej krząta się po tym naszym łez padole - tyle że pod nieco inną nazwą. Fanów oryginalnej grupy do sięgnięcia po ten mini-album namawiać więc za bardzo nie trzeba - skład może nieco inny, ale klimat ten sam. To też oczywiście łakomy kąsek dla każdej osoby lubiącej niestandardowe, bardziej wymagające, trudniejsze w odbiorze dźwięki. Gdzieś tam macie w sercu kapele pokroju Clayseny, Moanaa czy Grief Circle? Kupujcie w ciemno.