01. Bring the River 02. The Cloud 03. Buried Under the Open Sky 04. Dead Season 05. Down 06. The End of the Road 07. Into the Light 08. Living a Lie 09. Pretend 10. Sunshine 11. The Mountain
Okrzykiem promującym ten debiutancki album jest "Grunge is back!" Ale zanim do niego dojdziemy poznajmy nieco historię zespołu. Pochodzący ze Szwecji Smash Atoms powstał w 2012 roku. I wydawałoby się, że wszystko pójdzie gładko, gdyż nagrali demo i zagrali kilka dobrych koncertów. Jednak ich amerykański wokalista Glen Gilbert odszedł, by w przyszłości grać w The Story Behind i Hide the Knives. Z kolei pozostali koledzy założyli The Torch z którym nagrali dwa popularne w Szwecji albumy. Jednak w 2022 roku ponownie wszyscy panowie spotkali się by wskrzesić Smash Atoms. I tak o to powstał album "Smash Atoms", który został zmiksowany i zremasterowany w Crehate Studios (In Flames, Avatar, Scorpions) w Göteborgu w Szwecji. Jednak muzyce tej o wiele bliżej do Seattle niż do Göteborgu.
Smash Atoms od samego początku są zafascynowani muzyką grunge. Szczególnie usłyszymy wyraźne wpływy Alice In Chains. Ale strojenie gitar Smash Atoms jest niskie. A to nadaje całości ciężkiego brzmienia, wręcz przytłaczającego. I być może dlatego chwilami całość brzmi jakby połączono muzykę grunge ze stoner rockiem/metalem. Utwory zazwyczaj są wolne i senne ale z mocnymi uderzeniami. Gitarowe solówki czy spokojne pasaże lub akordy są utrzymane w wolnych tempach skłaniają do rytmicznego bujania się. Jednak ta muzyka nas nie uśpi. Co najwyżej czasem ukoi. Jednak chwytliwe melodie i refreny dodatkowo wyrwą nas z tego marazmu. Usłyszymy także dynamiczniejsze uderzenia gitarowych riffów w stoner metalowym stylu. Takie bardziej dynamiczne riffowanie, które dość skutecznie wymusza headbanging. Czyli pomiędzy tą pozorną emocjonalną obojętnością i melancholią czai się jakaś forma agresji. Bez wątpienia jest moc. Jest energia i mrok. A wspominany powyżej wokalista ma idealną barwę głosu do muzyki grunge. Śpiewa ochryple i z pazurem, ale wciąż melodyjnie. Potrafi też wrzasnąć by zaakcentować koniec frazy. Ponadto w balladowych chwilach, których tutaj nie brakuje, Glen śpiewa bardzo przyjemnie - czysto i delikatnie. Co prawda to jest taki apatyczny sposób śpiewania. Ale to jest typowe w muzyce grunge. Takie pesymistyczne podejście do rzeczywistości z poczuciem beznadziei wpływa na ton muzyki, który dodatkowo pogłębia wszechogarniająca melancholia. Dodatkowo chórki akcentują i urozmaicają wokalne momenty.
Przyznam, że grunge mocno namieszał na metalowej scenie w latach dziewięćdziesiątych. Do tego stopnia, że niektóre metalowe kapele by przetrwać ten boom zaczęły aranżować swoje kompozycje na grunge'owy sposób. Nie będę tutaj wymieniał które, bo ci co pamiętają tamte lata wiedzą o kim mowa. I nie do końca im to na dobre wyszło. Natomiast ci co grali od początku grunge zrobili oszałamiającą karierę - Nirvana, Pearl Jam, Soundgarden, Stone Temple Pilots i kilka innych. I jako, że historia (także muzyczna) lubi się powtarzać i często zatacza koło, to kto wie czy znowu nie pojawi się moda na grunge. A Smash Atoms ma dobre predyspozycje by rozpocząć ten nowy okres ze świeżym podejściem do aranżowania tej muzyki. Zwłaszcza, że amerykańskie stacje radiowe już grają single z tego albumu. A ja dawno nie słyszałem tak dobrego grunge.