Mastectomy to jednoosobowy projekt stworzony w 2009 roku przez Adama Nowaka. Muzyk regularnie eksploruje w nim dźwięki spod znaku brutalnego death metalu, zamykając dyskografię na jednym splicie, czterech EP i trzech studyjnych albumach. Tym najnowszym pełnoprawnym materiałem jest wydany w styczniu tego roku krążek "Devil Incarnates in Us". Jego wersja fizyczna przybrała formą prostego digipacka okraszonego ładną, komiksową okładką. W środku płytka z logo projektu, książeczka z tekstami i dobranymi tematycznie fotkami. I tyle. Szału nie ma, ale wstydu też nie. A jak z muzyką?
Jak wspomniałem we wstępie: Adam Nowak w projekcie Mastectomy ciśnie brutalny death metal i ta najnowsza propozycja nic w tym temacie nie zmienia. To napędzana automatem perkusyjnym maszynka do mielenia słuchacza. Są blasty, jest nisko strojona gitara, rzężący bas i jeszcze więcej blastów. Jest duszno i tak ciężko, że aż niekiedy trudno złapać oddech. Miejscami pojawią się ciekawe riffy ("Nekrosadysta", "Glamour Girl Slayer"), gdzie indziej do uszu dolecą ciekawe zagrywki ("Lodówka Jeffrey'a"), czy pojawią się zmiany tempa, ale jednocześnie brakuje mi tutaj większego kombinowania. Tak, to muza brutalna, ale brutalna przez całe 40 minut trwania. W takim "To zawsze tak po nożu" pojawia się jakby groove'owa zagrywka, "Nekrosadysta" i "Anatomia nienawiści" potrafią poflirtować z thrashem, a "Cold-Blooded Killings" to coś ocierającego się już o grind, ale to ciągle tylko krótkie fragmenty całości. Całości, która jedną nogą próbuje wyjść poza drzwi z ociekającym krwią śmierć metalem, ale drugą zostawia w miejscu. Efekt jest więc taki, że niby płyta jest w porządku, ale też i na dłuższą metą potrafi nieco nużyć brakiem różnorodności. I tym startującym w kosmos automatem - myślę, że dodanie prawdziwego (nawet sesyjnego) bębniarza pozytywnie wpłynęłoby na muzykę Mastectomy.
W kwestii wokalu też jest różnie. Głównie mamy tutaj tradycyjne, mniej lub bardziej zrozumiałe, niskie i niewyróżniające się z tłumu growle. Nowak potrafi jednak wykrzesać z siebie także i wysokie, miejscami niemal blackowe skrzeki - i ten element fajnie do tej muzy pasuje. Śmiało można bardziej pokombinować w tej kwestii: zaśpiewać cały kawałek w ten sposób, a może nawet i nieco zwolnić do mniej szalonych, a bardziej klimatycznych partii. "Anatomia nienawiści" bawi się na przykład w podbijanie growli wyższymi skrzekami co daje ciekawy efekt - warto więc eksperymentować i wychodzić ze strefy komfortu. Jeśli chodzi z kolei o teksty to jest klasyka śmierć metalu, a więc tragedie i mordercy - ci najgorsi z najgorszych. Deadly Vision potrafi wcielać się w skórę zwyrodnialców, Las Trumien opowiada historie z dziennikarskim chłodem, Mastectomy z kolei nie boi się dodawać własnego komentarza. Nowak nie ukrywa pogardy dla zbrodniarzy (Stalin) i morderców, pokroju chociażby Dahmera, Thompsona, czy Venablesa, a odsiadującej wyrok dożywocia Monice Szymańskiej życzy "chuja w krzyż". Podoba mi się to osobiste podejście, choć w niektórych tekstach tych słów jest jednak ewidentnie za dużo ("Hołodomor"), przez co muzyk musi gonić tempo.
"Devil Incarnates in Us" to niezła, ale tylko niezła płyta. Docenić oczywiście należy fakt, że to twór w całości stworzony przez jedną osobę. Jednocześnie jednak słychać tutaj pewne ograniczenia, brakuje tej drugiej pary oczu (i uszu), która mogłaby inaczej spojrzeć na pewne elementy. Ja chciałbym nieco większej różnorodności, rozszerzenia formuły, rozwinięcia tych drobnych pomysłów, które tu i ówdzie się pojawią (również w warstwie wokalnej). Bo ciągłe atakowanie blastami, niskimi growlami i gitarami w pewnym momencie zaczyna męczyć. Potencjał jest, umiejętności są, oczekuję jednak czegoś więcej.
Tomasz Michalski / [ 28.09.2024 ]
|