Rafał Kołacki dla niektórych może być znany z projektów HATI, KUST, Innercity Ensamble, Molok Mun, Mammoth Ulthana czy Łubin. Wydał mnóstwo materiałów solowych jak i w wyniku współpracy z innymi artystami. Oczywiście postać Rafała Kołackiego najczęściej obraca się w alternatywno-muzycznej, a nawet rzekłbym w para-muzycznej przestrzeni. Bo czymże jest muzyka noise, drone, postindustrial? Czy jest nadal muzyką? Czy może zlepkiem przypadkowych bądź zamierzonych zidentyfikowanych albo niezidentyfikowanych dźwięków (nierzadko nagrywanych w tzw. terenie i następnie poddawanych gruntownej analogowo-cyfrowej obróbce)?
I właśnie taki rodzaj dźwięków prezentuje nam Rafał Kołacki na swoim kolejnym solowym albumie. Dźwięków jednocześnie szorstkich, nawet chwilami nieco przerażających ale i transowo falujących i pulsujących o zmiennym natężeniu. W kompozycjach można się dosłuchać, że ważnym materiałem tworzącym dźwięk były różne kamienie (może też cegły) i ich rytmiczne bądź niejako przypadkowe postukiwania, przesypywania czy może przesuwania. Używając dźwiękowej wyobraźni dedukuję, że kamienie użyte do kreacji tych dźwięków miały różną wielkość, kształt, fakturę i strukturę. I tak oto usłyszymy sample i loopy spreparowane z dźwięków wydobytych z dużych i ciężkich kamieni, gładkich albo chropowatych, czy wręcz drobnych i sypkich.
Oczywiście owe kamienie nie tworzą jedynego spektrum dźwiękowego, gdyż kompozycje wzbogacone są o innego typu dźwięki. Większość o bardzo charakterystycznym brzmieniu, przypominającym stare syntezatory Moog. To właśnie ich ponura melodyka nadaje tej muzyce przestrzeni i tajemniczej atmosfery. Usłyszymy wiec spokojne, hipnotyzujące, wręcz dark ambientowe momenty, najczęściej przy współistnieniu kamiennych rytmów i zapętleń. Innym razem do głosu dojdą, a raczej wedrą się ciężkie brzmienia syntezatora, bardzo szorstkie i chropowate lecz w pewien sposób tworzące melodię - owszem - postindustrialną, futurystyczną, kosmiczną - ale melodię. Ponadto kamienie to też jaskinie i odgłosy kapiących kropel.
Wobec powyższego nie powinno dziwić nikogo, że niektóre tytuły otworów nawiązują do różnych kamieni. Ciężko się tego słucha jak ciężkie i twarde są kamienie. Ale mimo wszystko "Mowa Tworzenia" to oryginalny zamysł, właśnie ze względu na te kamienie. Brakowało mi utworu o wymownym tytule "W kamiennym kręgu". Dopiero po przesłuchaniu albumu zrozumiałem znaczenie obrazka na okładce płyty.