01. Absolute Power 02. Indifferent 03. A Sick Carnival 04. Destroy the Weak 05. The Stall 06. The Corporate Twisted Control 07. Fiends of Emptiness 08. The Victims in Silence They Lay 09. The So-called Tyrants 10. A Diabolical Sense of Proportions 11. Canceled 12. Then the Calm Before the Storm 13. Through Darkness
30 lat po debiutanckim albumie Speckmann Project powrócił z jego następcą. Równie "oszukanym" jak ten pierwszy krążek, ponieważ wydany w 1991 roku "Speckmann Project" był tak naprawdę albumem... Master. Grupa nagrała materiał na płytę, ten został odrzucony przez Nuclear Blast za bycie zbyt surowym, więc zespół w nowym składzie raz jeszcze zarejestrował poszczególne kompozycje, które znów zostały odrzucone, ale tym razem za to, że brzmiały... zbyt czysto. Poprawiono więc miks z oryginalnej sesji i wydano jako Master, a owoc drugiej sesji wydano jako Speckmann Project. "Fiends of Emptiness" natomiast to tak naprawdę kolejna płyta duetu Johansson & Speckmann, wypuszczona jednak pod kultowym szyldem w celach marketingowych - aby więcej się o niej mówiło. Jest w ogóle o czym?
"Fiends of Emptiness" przybrał formę jewelcase'a z okładką wyraźnie nawiązującą do debiutu. W środku mamy absolutne minimum, a więc tylko płytkę z ładnym nadrukiem i książeczkę z tekstami - ogólnie jednak całość prezentuje się całkiem w porządku. Muzycznie jest jak z całym layoutem: niby też dość prosto, ale jednak czepiać się za bardzo nie ma czego. Na płycie Speckmann i Johansson dostarczają 13 krótkich kompozycji, utrzymanych w stylistyce death metalu. Zapomnijcie jednak o perkusyjnych kanonadach, technicznych riffach czy skomplikowanych solówkach: tutaj ten śmierć metal jest dość... prymitywny. To undergoundowe granie, przypominające z jednej strony wczesne Entombed, a z drugiej: wyraźnie nawiązujące do punk rocka, z którego przecież wyrosły później te bardziej ekstremalne gatunki. Taki punk/death mamy chociażby w "A Sick Carnival", "The Stall" czy "The Victims in Silence They Lay". Wielbiciele bardziej tradycyjnych form docenią konkretne metalowe riffy w m.in. "Destroy the Weak", "The So-called Tyrants" lub "Fiends of Emptiness", okraszony zresztą brudną, taką "slayerową" solóweczką. Muzycznych rewolt nie ma, ale słucha się tego jednak z uśmiechem na ustach. Trudno nie oprzeć się bowiem wrażeniu, że to dźwięki płynące prosto z czarnego serducha.
Lider Master mając w składzie człowieka-orkiestrę w postaci Roggi Johanssona mógł stworzyć coś milszego dla ucha, bardziej przebojowego - a jednak poszedł pod prąd, opierając się obecnym trendom. Jest brud, smród i stęchlizna - i doceniam to! Doceniam również to, że Speckmann nie wypiera się w tekstach swych poglądów. Przez ostatnie lata Paul musiał dostawać kurwicy oglądając w TV to, co dzieje się w USA. Obrywa się w końcu naukowcom, którzy "mówią, abyśmy zaufali nauce, ale z każdym dniem zmieniają swoje prognozy", politykom kontrolującym przepływ informacji ("zaczyna się od cenzury, a kończy na dyktaturze") czy też twórcom ruchu BLM (choć są tu oni bardziej siłą sprawczą - nie bezpośrednimi adresatami słów), przez których "trzeba bić się w pierś za fakt bycia białym". Mocne teksty dostarczane są niskim, chropowatym głosem, choć nie da się jednak ukryć, że Paul śpiewa niekiedy mocno niechlujnie, jakby od niechcenia - zupełnie jakby to miało być zaledwie demo, a nie prawdziwe LP. Jest cringe? Tak, szczególnie jak Speckmann zaczyna "rzygać" w takich "Indifferent", "The Victims in Silence They Lay" lub "The Corporate Twisted Control". Do tego elementu można podejść bardziej poważnie w przyszłości.
Mimo iż "Fiends of Emptiness" nie zawiera muzy wyszukanej i rewolucyjnej, to jednak album ten sprawił mi sporo radości. Gdy już krążek znalazł się w moim odtwarzaczu, to przez długi czas nie był w stanie go opuścić: przesłuchałem go ponad 20 razy, katując zawartością niezliczoną ilość osób. Ma on w sobie to "coś", co przykuwa uwagę. Może tym elementem jest samo podejście do tworzenia muzyki? W końcu Speckmanna nie interesuje obecna moda i sięga do korzeni, zarówno formą (surowe brzmienie), jak i treścią (a więc samą konstrukcją utworów). A może jest nim nonszalancja Paula? W końcu śpiewa on jakby "na wyjebaniu", dodatkowo atakując tych, których większość nosiła przez ostatnie lata na rękach. A może to obie te rzeczy na raz? W każdym bądź razie dobrze, że "Fiends of Emptiness" został wypuszczony w taki trochę "oszukańczy" sposób. Poboczny projekt Speckmanna i Johanssona zasługuje na to, aby było o nim nieco głośniej.