Wydanie drugiego albumu przez fiński zespół Altaria, nie należało do szczególnych wydarzeń na scenie metalowej. Grupa nie jest bowiem szczególnie popularna, jej członkowie nie stworzyli (prócz Jani'ego Liimatainena z Sonata Arctica) jakichś spektakularnych dzieł, a muzyka, którą grają (melodyjny metal, czasami przechodzący w rock), owszem, nadawała się do posłuchania, ale nie potrafiła wciągnąć na dłużej. Tak było na poprzednim albumie "Invitation", i z takim nastawieniem podszedłem i do tego wydawnictwa.
Podczas nagrywania "Divinity" w zespole nastąpiły pewne zmiany personalne. Odszedł zajęty pracą nad "Once" gitarzysta Emppu Vuorinen z Nightwish, a poprzedniego wokalistę, Jouni Nikulę, zastąpił, mający ostrzejszą barwę głosu Taage Laiho. Zespół musiał wiec poradzić sobie w okrojonym składzie, (co oznaczało nawał pracy dla Jani'ego, który musiał nagrać partie dwóch gitar i klawisze), lecz mimo to płyta została nagrana zadziwiająco szybko, za co należą się muzykom brawa.
Niestety dla Altarii szkoda, że sama szybkość nagrywania nie wystarczy do tworzenia genialnych płyt. Już po pierwszym przesłuchaniu krążka czuje się, że podobnie jak "Invitation", "Divinity" nie jest płytą, do której (przynajmniej w moim odczuciu) będzie się bardzo często wracać. Nie znaczy to ze album jest zły, gdyż takie kawałki jak "Unchain The Rain" , szybkie "Falling Again", "Darkened Highlight", czy balladowe "Haven" naprawdę mogą się podobać. Reszta utworów też nie jest zła, ale też nie powala. Być może jest to spowodowane tym, ze większość kawałków grana jest średnim tempie, i nie ma w nich nic specyficznego... ot takie solidne, ale niespecjalnie ruszające granie.
Pod względem technicznym i kompozycyjnym zespół także nie pokazał niczego nadzwyczajnego. Nowy wokalista niby ma ciekawą, bardziej pasującą do muzyki Altarii barwę głosu, lecz jednak bardziej przemawiał do mnie trochę słodszy wokal Nikuli. Szkoda też, że w kompozycjach zrezygnowano z tej szczypty bajeczności i epickości, która (w bardzo małym stopniu, ale jednak) nadawała poprzedniej płycie jakiś klimat. Także Jani nie zaskoczył mnie, tak jak to robił na Sonata Arctica. Wprawdzie zagrał parę riffów, a jego solówki nadal są bardzo dobre pod względem technicznym, lecz mimo to czuje się, że wszystko jest kopiowane z Sonaty. Ja osobiście doszukałem się fragmentów solówek wziętych z "Black Sheep", "Destruction Preventer" (charakterystyczne tremollo) oraz "Land Of The Free", i jakoś mnie te odkrycia nie ucieszyły. Dla porównania, na poprzedniej płycie, na której na drugiej gitarze grał Emppu, (mimo wszystko słabszy technicznie od Jani'ego) słychać było także jego styl, który doskonale uzupełniał grę (chyba bardziej starającego się grać coś nowego) Jani'ego. Bardzo pozytywnie za to, mogę się wyrazić o partiach klawiszy, które jako tło są bardzo dobrze dopasowane do całości.
Ponarzekałem trochę na niedociągnięcia w muzyce Altarii, lecz muszę uczciwie przyznać, iż nie przeszkadzają one aż tak bardzo w słuchaniu tej muzyki. Tak jak już napisałem, "Divinity" jest płytą niezłą, ale do wielkości sporo jej brakuje. Mam nadzieje, że w przyszłości muzycy postarają się nagrać coś, co będzie potrafiło przyciągnąć na długie godziny do odtwarzacza. A jak to zrobić? Hmm... te zmartwienia zostawmy muzykom :)
I.R. / [ 13.12.2004 ]
|