01. Endetidsbundet 02. The Seeds of Greed 03. Seven Churches for the Deathly Pale 04. The Cleansing Flood 05. Corrupt to Interrupt 06. Harrowing of Heaven 07. The Princes in the Tower
Zespół Paradogmata powstał w Norwegii w 2018 roku początkowo mocno inspirując się dokonaniami takich grup jak Iron Maiden, Megadeth czy Metallica. Z biegiem lat jednak coraz bardziej ciągnęło chłopaków także i do mocniejszego grania. Dzięki wpływom At the Gates, Edge of Sanity czy Carcass zaczęły się pojawiać w ich muzyce elementy melodyjnego death metalu, a nawet i blacku. Pod koniec 2022 roku dostaliśmy pierwszy oficjalny singiel zwiastujący debiutancki krążek, na którym te wszystkie inspiracje miały stworzyć większą całość. Po kilku poślizgach płyta zatytułowana "Endetid" trafiła do sprzedaży w listopadzie 2023 roku. Jej zawartość ma sens, czy może gdzie kucharek sześć...?
Debiut Norwegów (choć w składzie znajdziemy także jednego Polaka) to przedziwna, miejscami dość chaotyczna, ale jednocześnie fascynująca mieszanka. Już w otwierającym "Endetidsbundet" wyraźne są wpływy kilku zupełnie różnych podgatunków. W długiej rozbudowanej kompozycji zaczniemy ciężko i powoli, by następnie rozpędzona sekcja rytmiczna przypomniała nam o klasykach spod znaku NWOBHM, a blackowe wokale i gitary o dyskografii Satyricon. Black i death metal łączy się tu z heavy metalem, a całość ubrano dodatkowo w progresywną formę. I nie jest to jedyny tego typu amalgamat na omawianej płycie. Równie interesujące są "Harrowing of Heaven" (ciekawe tempo, czyste wokale, odrobina melodyjnego heavy), "Seven Churches for the Deathly Pale" (siarczyste wokale, spokojny, wpadający w ucho fragment, na końcu brutalna eksplozja) czy "The Seeds of Greed" okraszony technicznym riffem. Skłamałbym, że łatwo się tego słucha - ta muzyka wymaga otwartej głowy i sporej dawki skupienia. No ale nie mogę nie powiedzieć także, że jest źle. Riffy dają radę, zgranie sekcji rytmicznej robi wrażenie, a zróżnicowane wokale dodają dodatkowego kolorytu (mi najbardziej pasują tutaj jednak typowo blackowe skrzeki).
Jakby mało Wam było jednak składników w muzyce Paradogmata, to chłopaki w trakcie trwania albumu wyskakują z jeszcze jednym asem z rękawa. W "The Cleansing Flood" gościnnie na wokalu pojawia się perkusista The Reticent, by swoim czystym głosem czarować w tej przypominającej dokonania Candlemass kompozycji. Genialnie poukładany jest to kawałek (ta praca perkusji!), a linie wokalu to już mistrzostwo świata! Kapitalny refren, skrzeki idealnie podbijające wokale Chrisa - fantastyczny numer! I nie jedyny będący hołdem dla doom metalu, ponieważ zaraz po nim kroczymy w "Corrupt to Interrupt" (przyznam się jednak, że czyste wokale niezbyt mi się tu podobają). A pod koniec płyty dostajemy epicki "The Princes in the Tower", w którym w ucho wpadają ładne riffy oraz wokal samego Roberta Lowe'a (ex-Candlemass). Kolos ten kończy podstawową część tracklisty, choć w wersji cyfrowej otrzymałem także trzy bonusy. Demówkę silnie nawiązującego do sceny NWOBHM "Certain Future", najlepszy numer na debiucie w wersji "rough mix" (czyli demo z innym, gorszym wokalem) i zakończenie, ale bez Lowe'a (bo z Magnusem Helmersenem - zresztą bardzo dobrze sobie tutaj radzącym).
Debiutancki album Paradogmata to interesujące wydawnictwo, łączące kilka, na pierwszy rzut oka, wyłączających się podgatunków. Powstała mieszanka jest ciekawa, ale jednocześnie dość trudna w odbiorze, dlatego też zastanawiam się nad drogą, którą powinni podążyć muzycy. Czy uprościć nieco dźwięki tak, by były bardziej przyswajalne? Skrócić nieco formy? A może pójść w te rejony spod znaku epickiego doom metalu? Naprawdę nie wiem. Wiem jednak to, że Frank powinien częściej korzystać ze swoich skrzeków, a Chris Hathcock... olać perkusję. W "The Cleansing Flood" jest bowiem tak dobry, że powinien gdzieś chwycić za mikrofon na stałe. Szkoda zmarnować taki kawał głosu.