Szczerze mówiąc zaczęła mnie już drażnić ta moda na polsko brzmiące nazwy black metalowych kapel. Już przy okazji recenzji Pleń dywagowałem o polskich nazwach i o muzycznej predestynacji do sukcesu z racji polsko brzmiącej nazwy. Z drugiej strony, chyba powinniśmy kultywować swój język ojczysty w nazewnictwie, a nie małpować, a raczej nie gadać jak gęsi o czym wspominał Mikołaj Rej. Z trzeciej strony (jeśli takowa istnieje) po co byłby ten cały ambaras z Wieżą Babel. Tym bardziej, że teksty na "IEI" są w angielskim i polskim języku. Ale z czwartej strony dlaczego zespół w swojej nazwie użył litery "ø"? Czy w związku ze skandynawskimi inklinacjami (np. do muzyki), co mógłby podkreślić w swojej nazwie (zorza polarna)? A może raczej w związku ze słowiańskimi preferencjami, gdyż litera "ø" była również używana w pisowni dawnej polszczyzny. Tym bardziej, że "Zorza" to bogini w folklorze słowiańskim. Tak czy owak zgodnie z łacińską maksymą niemieckiego zoologa Emila du Bois-Reymonda, od której pochodzi skrót nazwy tegoż wydawnictwa - "IEI" - Ignoramus et Ignorabimus - "nie znamy i nie poznamy" odpowiedzi na powyższe pytania dopóki, któryś z muzyków duetu tego nie wyjawi.
Kończąc powyższą dywagację pora skupić się na treści muzycznej, której autorami są Kacper Bartkowiak, basista odpowiedzialny za liryki oraz Eryk Lange - gitarzysta dodatkowo aranżujący perkusję. Panowie grali razem w niejakim Between Nothing. Z kolei wokale powierzono sesyjnemu wokaliście Mateuszowi Sibila. I w tym składzie w Cross Street Studio nagrano materiał, który został wydany w czerwcu tego roku.
Materiał rozpoczyna się typowo niby nordyckim klimatem. Szum morza tworzy ciekawe wprowadzenie. Atmosfera i majestat, a potem gitarowa black metalowa jazda. Ekstremalna i równocześnie nastrojowa. Aranżacja nie jest typowa. Wyraźnie słychać atmosferyczny black metal, a raczej post-black metal z wieloma breakdownami aranżacyjnymi, w których niepodziewanie lub płynnie zlewają się rożne tematy. Począwszy od wściekłych, blastujących akcji, poprzez ciężkie thrash-death metalowe riffy, a skończywszy na bardzo klimatycznych post metalowych momentach.
Po "Death I" pojawił się "St. Bigot" utrzymując spójny klimat z poprzednikiem. Rzekłbym brutalna melancholia! Black metal, blackgaze, thrash metal i post metal w idealnej koegzystencji! Natomiast instrumentalna kompozycja "Zorza" kontynuująca temat szumu morza pozwala nam odetchnąć dzięki swojej ambientowej aranżacji opartej na klawiszowych spokojnych, prawie hipnotycznych melodiach. Ta prosta ale bardzo nastrojowa kompozycja wytworzyła depresyjny ton o nieco fantastycznym zabarwieniu. Ostatni utwór tytułowy to już wytrawny post black metal z elementami blackgaze. Subiektywnie - najlepszy na materiale. Bardzo klimatyczny, osnuty w mrok i głęboką melancholię, ale zarazem momentami drapieżny i potężny. I prawie bez blackowych screamów, a z bardzo atmosferyczną kobiecą melorecytacją.
Muzycy poprzez swoje kompozycje świetnie operują emocjonalnym natężeniem i dynamiką całości. Ciężkie i agresywne riffy dosłownie miażdżą. Natomiast klimatyczne gitarowe melodie pogłębiają depresyjny nastrój i wciągają… na samo dno smutku, żalu i cierpienia duszy. Uważam, że wbrew temu o czym wspominałem na początku (o tej modzie na polsko brzmiące nazewnictwo) to nie potrzeba tutaj sztucznego zwracania na siebie uwagi (poprzez nazwę), gdyż muzyka Zørza obroniła się sama. Materiał "IEI" sprawił, że poczułem głód dalszego obcowania z ich muzyką. Dla mnie to jedna z najlepszych kapel z polsko brzmiącą nazwą. Gdyby to był pełen album dałbym im 10/10.