01. The Masque of the Red Death 02. No One Left to Die 03. Roi de rats 04. Underdog 05. Talamasca 06. All We Need is Love and Blood 07. Fear of Gehenna 08. Plague I 09. Stabbed in the Back 10. Sigh of Death
Tak to już w życiu różnych kapel bywa, że można być ponad 20 lat na scenie, grać czasem koncerty i wydać jeden album w pierwszej dziesięciolatce (nie licząc dosłownie kilku pomniejszych materiałów). Robić różne przetasowania w składzie (przez ten okres przewinęło się 15 osób przez zespół, nie licząc tych obecnych) i wciąż nic wielkiego nie osiągnąć. I niby wszyscy byli i obecni muzycy w niejedynej kapeli maczali swoje palce, a zatem doświadczeni i wciąż nikomu nie udało się znaleźć recepty na sukces. Oczywiście upór najstarszego członka (pana Sewko) sprawił, że Snake Eyes w swoje dwudziestolecie nagrał drugą płytę i to w zupełnie innym składzie niż na pierwszym albumie "Beware of the Snake". Tym razem Snake Eyes użył swojej tajemnej broni, którą skrywał przez 5 lat, mianowicie Marthy, która odważnie stanęła za mikrofonem, drapieżnie kąsając niczym jadowity wąż. Fani damskich growli i wrzasków dobrze wiedzą, że kobiety nawet te z wyglądu niepozorne, też potrafią groźnie zaryczeć i wrzasnąć, nie gorzej niż metalowi samce. A zatem możliwości wokalne Marthy są naprawdę dobre. Nie wiem jak radziłaby sobie w czystych partiach, co mogłoby urozmaicić aranżacje Snake Eyes. Jednak jak wieść gminna niesie, koleżanka przed Snake Eyes zaczynała w niejakim śląskim thrash bandzie - Corpus, więc nie są to jej pierwsze kroki.
A muzyka? Profesjonalnie zagrany thrash metal z death metalowymi akcentami. Dynamiczny, drapieżny, utrzymany w średnio-szybkich tempach, z ciężkimi lub klimatycznymi zwolnieniami oraz właśnie wręcz death metalowymi przyspieszeniami. Ponadto te wokalne growle o wysokiej tonacji miejscami rzeczywiście spychają cięższe i jeszcze szybsze partie tej muzyki w rejony death metalu. Mam wrażenie, że inspiracje thrash metalem z rejonu Bay Area nie są obce muzykom. A i techniczne granie w stylu starego Death gdzieś także mogło się wkraść do kompozycji Snake Eyes.
Ogólnie aranżacje są wielotematyczne. Ciężkie riffy przeplatają się z czystymi pasażami gitar. A przodujące akcenty gitary basowej nadają tej muzyce głębi, czasem też core'owego akcentu. Natomiast gitarowe solówki prezentują różne odcienie thrash metalowej melodyki. Od kąśliwych melodii po klimatyczne zagrywki. Wiele solowych emanacji zawiera cechy gitarowej wirtuozerii. A utwory są na tyle rozbudowane, że miejscami można by określić je mianem technicznego thrash metalu. I szczerze mówiąc z czasem trwania albumu ta techniczność jest coraz bardziej odważna, zarówno w sensie gitarowym, jak i rytmicznym. Apogeum tej techniczności (a może raczej już progresywności) usłyszymy w ostatnim instrumentalnym utworze "Sigh of Death".
W obecnym składzie zdecydowanie mogę stwierdzić, że Snake Eyes ma potencjał. Muzyka brzmi zarazem bardzo potężnie i nie jest pozbawiona dynamicznej melodyki. Subiektywnie twierdzę, że wybrali dobre podejście do aranżowania swoich kompozycji wspierając stronę techniczności/progresywności i łącząc to z drapieżnym wokalem. Ale czy przebiją się przez tą metalową dżunglę pełną ogromu innych drapieżników?