Włoski zespół Lathebra w zasadzie należy już do przeszłości. Powstali w 1996 roku i rok później dorobili się dema "Angels' Twilight Odes" wydanego na kasecie przez wytwórnię Noctilucae Creationes. Być może ta kaseta była jedynym wydawnictwem tej wytwórni, gdyż nieprzebrane morze informacji jakim jest Internet nic więcej nie wykazuje. Następnie w 2000 roku zespół wydał niezależnie EP'kę "Etra" i ślad po nim zaginął. Zespół tworzyli Francesco Palumbo (bas), Rosario Memoli (perkusja), Bruno Villani (gitara), Francesco Galano (gitara) i G. Principe C. (wokal).
Jednak za sprawą nie znanych mi czynników w 2023 roku pojawia się reedycja taśmy demo "Angels' Twilight Odes". Tym razem wydaniem zajęły się dwie wytwórnie, Włoska My Kingdom Music i Kolumbijska Sylphorium Records. Co prawda front okładki pozostał prawie ten sam. Ale materiał został zremasterowany przez Davide'a Barbarulo z 20Hz20kHz Mastering Lab, dzięki czemu demo zyskało nowy nośnik (w formacie CD) i oczywiście zapewne lepszą jakość brzmienia. Mimo wszystko wciąż słuchać w brzmieniu undergroundowego ducha czasów lat 90-tych. Szczerze mówiąc, gdy słuchałem utworów z tego krążka nie mogłem oprzeć się pokusie nostalgicznego powrotu do wspomnianych wyżej lat. Owszem, może brzmienie nie było wówczas idealne, ale utwory płynęły prosto z serca. I tak jest w tym przypadku. Utwory z "Angels' Twilight Odes" płyną prosto z serca, jednak zranionego serca. Pamiętam, że w tamtych latach w metalowym undergroundzie pojawiło się wiele kapel, które łączyły ekstremalne gatunki metalu z melancholią i jakąś poetycką nastrojowością. I właśnie Lathebra wykorzystując w swoich aranżacjach black metalowe patenty, scaliła je z doom metalową motoryką, dodając miejscami pasaże czystych gitar. Efektem czego powstały drapieżne, ale raczej wolne kompozycje z tendencjami do black metalowych przyśpieszeń. W latach 90-tych podobną muzykę nazywano dark metalem.
Black metal sam w sobie jest naładowany negatywnymi emocjami, więc agresja i złość są nieodzowne w muzyce Lathebra. Jednak zespół w swoich kompozycjach zawarł także emocje charakterystyczne dla stanu depresyjnego, jak melancholię, żal czy rozpacz. Owa emocjonalność przejawia się zarówno w instrumentacjach jak i partiach wokalnych. Szybkie riffy przeplatają się z wolniejszymi zagrywkami. Drapieżne, gitarowe akordy ze spokojnymi gitarowymi pasażami i solówkami. Z kolei pomiędzy typowo black metalowym skrzekiem pojawiają się spokojne melodeklamacje, męskie a nawet żeńskie (jak w utworze "Antra" gdzie gościnnie wystąpiła Rosella Rocciola), a nawet próby śpiewania, czasem czystego, czasem z chrypą. I tak jak wspomniany wyżej utwór "Antra" był wprowadzeniem do albumu, niczym intro (prezentując zupełnie inną muzę), tak ostatni utwór "Dhyana" pełni rolę outro (przedstawiając mroczne, melancholijne fortepianowe pasaże i smyczkowe orkiestracje, trochę w stylu My Dying Bride).
Gdybym słuchał tego materiału w latach 90-tych wywarł by na mnie większe wrażenie. Mimo wszystko sentyment do takiego undergroundowego grania pozostał.
Paweł "Pavel" Grabowski / [ 12.07.2023 ]
|