T.O.M.B. (czyli "Total Occultic Mechanical Blasphemers") powstał w 1998 w Upper Black Eddy, w Pennsylwanii. "Terror Winds" to już siódmy pełno czasowy album Amerykanów, oprócz tego wydali całą masę epek, splitów, dem, kolaboracji. Obecny skład hordy to: No One - wokal, sample, nagrania terenowe (!), B. Zimimay - klawisze, Samantha Viola - gitary, Tyler Butkovsky - gitary.
Wszyscy muzycy byli powiązani z dużą liczbą innych podziemnych zespołów, m.in. Black Albatross, Morbid Romance, Shadows. Okładka "Terror Winds" wykorzystuje proste środki wyrazu, ale jest ciekawa, przyciąga uwagę. Album został nagrany na żywo w Ossuary Studios w Nowym Jorku, masteringu dokonał Tore Stjerna w Necromorbus Sudios w Szwecji.
Muza jaka rządzi na tej płycie to agresywny, prymitywny black metal w stylu wczesnych lat 90-tych (jako swoje inspiracje band wymienia m.in. Mayhem). Przy czym jest to połączenie klasycznego metalowego instrumentarium z elektroniką. Elektronika czasami jest w stylu dark ambient/industrial, wprowadzając mroczny, dołujący klimat, czasami zaś to jest hałaśliwy power electronics.
Dużą rolę w brzmieniu muzyki odgrywa produkcja, która jest bardzo brudna, surowa, można powiedzieć, że antyestetyczna. Jak ze starej kasety magnetofonowej. Jednak przekaz T.O.M.B. bardzo dobrze funkcjonuje. Gitary i diaboliczny wokal doskonale współgra z elektroniką, która wzmacnia jeszcze brutalność muzy. Brzydka produkcja dodaje grobowego efektu. Słuchacz pogrąża się w atmosferze opętania, antyhumanizmu, wyziewów z czarnej, złowrogiej otchłani. Dźwięki są o dużym natężeniu i sile oddziaływania. Muzycy, jeśli chodzi o zestawy nut wiele nowego nie wymyślili, ale są pełni pasji i autentyzmu. Ostatni utwór, "Reincarnation" różni się od pozostałych. Jest rozbudowany, długi i wykorzystuje wpływy innych niż agresywny BM gatunków metalu (i nie tylko metalu). Zaczyna się agresją power electronics, potem dochodzą gitary, pojawia się doom metal łączony z syntetycznymi dźwiękami, masywny, rozpaczliwy. Następnie tempo zaczyna stopniowo przyśpieszać aż do ekstremalnego czarnego metalu, osiągającego stadium apokalipsy, a finałem jest powracająca nieprzystępna elektronika. "Terror Winds" to dobra płyta, bezkompromisowa, szczera, pełna ciemności i zła. Każdemu wyznawcy tradycyjnego black metalu będzie miło grać w odtwarzaczu.