01. Super Trouper 02. Gimme! Gimme! Gimme! 03. S.O.S. 04. Head over Heels 05. The Day Before You Came 06. Angeleyes 07. That's Me 08. Mamma Mia 09. Under Attack 10. Like an Angel Passing Through My Room 11. Lay All Your Love on Me
Od wielu lat fińska grupa Amberian Dawn konsekwentnie odchodzi od wypracowanego na swoich pierwszych płytach brzmienia. "River of Tuoni" oraz "The Clouds of Nothland Thunder" były jeszcze klasycznymi przedstawicielami nurtu symfonicznego power metalu. Później zespół zaczął jednak skręcać w bardziej przebojowe rejony, w których miast instrumentalnych popisów bardziej liczyły się miłe dla ucha melodie. Lider grupy uknuł nawet termin "ABBA metal", nawiązując tym samym do prac jednego ze swoich ulubionych zespołów. A że wieloletnia wokalistka Amberian Dawn również jest fanką szwedzkiej legendy muzyki popularnej, a metalowy cover "Lay All Your Love on Me" nieźle poszalał w serwisach streamingowych, to pełny album z numerami ABBA był tylko kwestią czasu. Czy jednak był to krążek komukolwiek potrzebny?
"Take a Chance - A Metal Tribute to ABBA" ukazał się pod koniec 2022 roku nakładem Napalm Records i jest to krążek dla mnie dość… problematyczny. Przede wszystkim nie jestem fanem zespołu ABBA. Doceniam jego wkład w rozwój muzyki popularnej, a gdyby wystąpili w mojej okolicy, to pewnie z czystej ciekawości nawet bym poszedł, no ale jednak pełnych albumów studyjnych nigdy nie słuchałem i raczej się to nie zmieni. Największe przeboje do bólu były katowane w rozgłośniach radiowych, a za sprawą popularnych musicali z Meryl Streep częstotliwość puszczania hitów ABBA jeszcze się zwiększyła. Poczułem przesyt tą muzyką, dlatego do spotkania z "Take a Chance" podchodziłem bez zbytniego entuzjazmu. No bo po raz kolejny mam słuchać "Lay All Your Love on Me", "Super Trouper" czy "S.O.S."? Ileż można? Pocieszałem się jednak tym, że oddech złapię na tych mniej znanych kawałkach.
Bo tak: utwory, które nie należą do największych przebojów ABBY rzeczywiście stanowią tutaj fajną odskocznię. Znakomicie wypadł teatralny "Head over Heels", w którym Capri ładnie skacze po pięciolinii. Przy radiowym (to "aaa-ah" można było sobie podarować) "Angeleyes" nie sposób nie potupać nóżką, a w prowadzonym przez klawisze i gitarę, spokojnym "Like an Angel Passing Through My Room" nie zachwycić się klimatem. Päivi uwodzi w nim swoim zaskakująco dojrzałym głosem. Z drugiej strony "The Day Before You Came" jest taki "nijaki", a i "Under Attack" czterech liter nie urywa, choć przynajmniej klawisze swoim brzmieniem cudownie cofają nas do lat 70-tych i 80-tych. Tracklistę uzupełniają "hiciory", które każdy zna i… w sumie przelatują one bezboleśnie. Grupa podchodzi w nich do materiału źródłowego z nabożną czcią, co jednak z jednej strony jest zaletą, a z drugiej wadą.
Te wielkie hity to w zasadzie znane przez wszystkich kawałki, w których obyło się bez większej ingerencji w strukturę. Oczywiście, z uwagi na instrumentarium są one nieco (choć bez przesady) mocniejsze, no ale to mimo wszystko ciągle te same kompozycje sprzed lat - wpadające w ucho od pierwszego usłyszenia. Jednocześnie boli to, że zespół nie odkrywa w nich niczego nowego, nie próbuje przełożyć akcentów, wywrócić czegoś do góry nogami. Amberian Dawn bardziej odgrywa tutaj takie "Mamma Mia" czy inne "Gimme! Gimme! Gimme!". Chciałoby się czegoś bardziej rewolucyjnego? Tak. Czy jest jednak źle? No właśnie nie: grupa nie popełnia błędów, użyte w studio klasyczne syntezatory robią klimat. Capri na wokalu dwoi się i troi ze swoim słodziutkim głosikiem - niekiedy w refrenach przeplata się aż kilka ścieżek jej wokalu. Nie można więc powiedzieć, że Finowie zrobili "A Metal Tribute to ABBA" po najmniejszej linii oporu. Nie można też jednak powiedzieć, że dokonali na nim czegoś wielkiego.
"A Metal Tribute to ABBA" to takie małe kuriozum. To płyta, do której muzycy się przyłożyli, ale jednocześnie materiał, który odrzuci jakieś 80% słuchaczy. No bo ilu znacie metaluchów słuchających zespołu ABBA? No właśnie. To bardziej krążek nastawiony na to, by dotrzeć w streamingu do słuchaczy pop/rocka, materiał krzyczący do nich: "ej, zobaczcie: metal nie jest taki straszny!". Dlatego tracklista łączy pewniaki (te przykuwać będą wzrok i w konsekwencji: zbierać zasięgi) z mniej znanymi kawałkami (żeby nie można było powiedzieć, że to aż takie sprzedanie się). To taki metal dla osób nie słuchających na co dzień metalu. To bardziej album potrzebny samemu Amberian Dawn niż fanom tej grupy - nawet tym zachwycającym się bardziej komercyjnymi "Looking for You" czy "Darkness of Eternity".