Imaginature to polska formacja, która na muzycznym poletku działa od 2015 roku. Rok 2021 to pierwsze wyjście do ludzi ze swoją muzyką, bo po dwóch singlach nadszedł czas na pełnoprawną płytę. Album zatytułowany po prostu "Imaginature" ujrzał światło dzienne na początku października i przyniósł nam sporą dawkę symfonicznego power metalu.
Ale zanim zaczniecie kręcić nosem, to szybciutko wspominam, iż nie ma mowy tutaj o smokach, szybkich klawiszowych patatajach i wysokich zaśpiewach. Bardziej mówimy o graniu zbliżonym do Nightwish, czy Therion. Muzyka jest ciekawiej zaaranżowana, nie ma wszechobecnych galopek, a większy nacisk położony jest na opowiadanie historii. Formy są dosyć rozbudowane i złożone.
Album otwiera mocno kojarzący się z Nightwish numer "Atonement", który swoją budową i formą mocno kręci się wokół tej fińskiej formacji. Takich skojarzeń będzie kilka, bo Anna Dembowska (śpiewa w trzech kompozycjach: "Edge", "Shade Enchantress" i "Through the Cellar Door") swoim głosem i operową manierą jednoznacznie kojarzy się z Tarją Turunen. Na drugim biegunie łagodności mamy kompozycję "Near the End" w której za mikrofonem pojawia się Margo z zespołu Moyra i oprócz czystego śpiewu schodzi do poziomu growlu. Zaproszonych gości jest znacznie więcej, bo możemy usłyszeć śpiew Konstantina Naumenko (w czterech numerach) i Tomasza Trzeszczyńskiego ("Renegade").
Tak, dobrze kombinujecie - w obecnej chwili w zespole nie ma obsadzonego mikrofonu. A na płycie możemy jeszcze usłyszeć jeden męski wokal, który nie ujawnił swojej tożsamości. Z jednej strony mamy pełną różnorodność jeśli chodzi o śpiewające głosy, a z drugiej strony może to komuś przeszkadzać, że co chwilę kogoś innego słyszy. Jak dla mnie to zupełnie mi to nie wadzi i nie mam z tym problemu. Wręcz przeciwnie - siedzą mi te wszystkie wokale jak najbardziej.
Instrumentalnie też nie powiem złego słowa. Kompozycje są całkiem przyjemnie pokombinowane, nie ma jazdy "po schemacie" i jest swoisty rozmach. W tych numerach naprawdę dużo się dzieje, bo mamy zmiany tempa, klawiszowe pasaże, intrygujące zagrywki i sporo emocji. Nie jest to może poziom rozbudowania jaki znamy z zespołu Therion, no ale Christofer Johnsson jest jeden w swoim rodzaju. Ale Imaginature śmiało popuszcza wodze fantazji i pokazuje, że swoją wizję muzyki ma. Bardzo ładnie i zgrabnie to wszystko jest poskładane i poukładane. Gitary współpracują z klawiszami i odwrotnie, a wokale mają swoje miejsce w tych kompozycjach. Zwolnienia, czy przyśpieszenia elegancko siedzą w kompozycjach i nic tutaj nie dzieje się przypadkowo.
Imaginature opowiadają całkiem sprawnie i dosyć intrygująco swoje historie w poszczególnych numerach. Posłuchajcie takiego "Renegade" - ile tutaj się dzieje. Mamy pianinko na początku, później Trzeszczu kombinuje z wokalami, następnie lekkie przyśpieszenie muzyki z melodią pod wokalem. Tam cały czas coś się dzieje. A to pokombinowane bębny, a to ociupinka symfonii wchodzi, a to gitara z fajną zagrywką, klawiszowe zwolnienie i wyprowadzenie na solo. I tak w zasadzie numer po numerze można by odprowadzić od początku do końca.
"Imaginature" to kawał świetnie zaaranżowanej i zagranej muzy. Bardzo dobra produkcja, a przy takim natężeniu łatwo się pogubić. Na szczęście tutaj proporcje udało się utrzymać w ryzach, jest odpowiednia przestrzeń i głębia. Nie brakuje ozdobników (jakieś folkowe dodatki czasami się pojawiają, czy też dudy), które dodają jeszcze więcej smaczków. I co najważniejsze zespół uniknął "pułapki patosu" co się zdarza w przypadku lekko symfonicznego grania. Album przelatuje dosyć szybko, jest różnorodnie, momentami intrygująco i ciekawie. Wiadomo, że nie jest to też super wybitne granie, ale przecież to dopiero pierwszy album tego zespołu. Formuła też już mocno wyeksploatowana, ale to nie oznacza, że nie można w tej szufladce nagrać dobrego materiału. Imaginature taki właśnie nagrało i mam nadzieję, że jeszcze bardziej rozwiną skrzydła.