Rok 2021 przywitał nas informacją o śmierci jednego z najlepszych metalowych gitarzystów. Alexi Laiho odszedł w wieku 41 lat zostawiając za sobą pokaźną dyskografię, z kultowymi krążkami Children of Bodom na czele. Śmierć przyszła po niego tuż po rozpoczęciu nowego rozdziału w karierze: oto bowiem był on w trakcie prac nad debiutanckim albumem swojej nowej formacji. Niestety historia Bodom After Midnight okazała się stanowczo zbyt krótka i jedynym studyjnym świadectwem istnienia grupy (i zarazem ostatnim wydawnictwem z Laiho) jest EP "Paint the Sky with Blood". Aż tyle i jednocześnie tylko tyle...
Na omawianą płytkę składają się trzy numery, trwające łącznie około 15 minut - dwa autorskie i jeden cover. Całość rozpoczyna z grubej rury utwór tytułowy, brzmiący jak coś, co mogłoby trafić na "Hate Crew Deathroll" z 2003 roku. Jest szybko, energicznie, przebojowo - zespół ciśnie na nim jakby chciał za wszelką cenę udowodnić, że jest w stanie kontynuować historię Children of Bodom. Fajny riff, świetne wokale Laiho, wylewający siódme poty Wäyrynen, ciekawa część instrumentalna - na żywo z pewnością kawałek byłby prawdziwą petardą. Tego samego nie można niestety powiedzieć o "Payback's a Bitch". Bo choć całość rozpoczyna fajny, niemal groove metalowy riff, to później kompozycja staje się przekombinowana. Tu zmiany tempa, tam bardziej wysunięte do przodu klawisze, pod koniec długa sekcja "solówkowa"... A jednak ostatecznie mało co w pamięci zostaje.
Na szczęście po dość nijakim drugim numerze grupa rzuca w nas utworem kultowego Dissection. Pamiętacie czasy, w których jak Children of Bodom robił cover, to nie było ch*ja we wsi? Cóż, "Where Dead Angels Lie" nie jest wyjątkiem, gdyż spokojnie można postawić go obok przeróbek Ramones, W.A.S.P., Andrew W.K., czy Alice'a Coopera, które znajdziemy na singlach i EP-kach poprzedniej kapeli Laiho. Oryginalna kompozycja pochodzi z wydanego w 1995 roku albumu "Storm of the Light's Bane" i jest to dzieło zimne, surowe i niezwykle klimatyczne. I choć Bodom After Midnight za bardzo nie ingeruje w jego strukturę, to jednak wersja z "Paint the Sky Blood" jest bardziej melodyjna, przebojowa, a dzięki pompatycznym klawiszom - również i epicka. Alexi kapitalnie radzi sobie z tekstem Nödtveidta, świetnie oddając tym samym hołd przedwcześnie zmarłemu artyście. Cóż za ironia, prawda?
Trudno się ocenia pośmiertnie wydane wydawnictwa, ponieważ z tyłu głowy mamy tę świadomość, że to już koniec i nigdy więcej danego artysty nie usłyszymy. Nierzadko podświadomie więc wybiela się dany materiał, wmawia się sobie i innym, że jest on lepszy niż w rzeczywistości. I po wielokrotnym odsłuchu EP i próbie obiektywnego spojrzenia na "Paint the Sky Blood" stwierdzić muszę, że to solidny, choć nie idealny materiał. Dwa świetne kawałki, jeden, który na LP mógłby pełnić rolę zapchajdziury - czy to wystarczy? Musi. Tylko ceny EP jakieś z kosmosu: 15 minut muzy za 80 dych na winyl i 50 zł za CD? No nie wiem...