1. Cyberblade
2. Demolition Hammer
3. Iron Hawk Rising
4. I Am the Thunder
5. Squadrons of Steel
6. Demon's Sword
7. Headless Riders
8. Flight of the Steel Samurai



Formacja Shadow Warrior powstała w 2019 roku w najdalszej japońskiej prowincji, czyli we wschodniej (przypadek?) części Polski, a dokładnie w Lublinie. Skąd ta Japonia? Wystarczy rzut oka na okładkę, nazwę zespołu, tytuł płyty, teksty, czy zdjęcia w książeczce. I wszystko jasne. Ekipa najwyraźniej ma słabość do tej wspaniałej kultury i postanowiła umieścić ją w swojej twórczości.

Cóż nam przynosi album "Cyberblade"? Krótko mówiąc archaiczny i lekko zmurszały heavy metal. Zasadniczo teraz tak już się nie gra i nie komponuje. Gdzie podwójna stopa? Gdzie blasty? Gdzie piekło, Szatan i siara? Nie ma growli, mroku i napierdolu. WTF? Można mieć wywalone na obecne trendy i modę? Można sobie grać muzykę dla przyjemności i mieć z tego tak zwany fun? Okazuje się, że tak. Dziwne, prawda?

Dobra, koniec tych głupotek i jedziemy z tym "Cyberblade". Z muzyką Shadow Warrior nie miałem wcześniej styczności. Patrząc na samą płytę i jej książeczkę wiedziałem od razu co mnie spotka. To musi być (i oczywiście jest) klasycznie grany heavy metal. Tak klasycznie, że każdy detal tutaj się zgadza. Nawet górna strona krążka CD jest srebrna. Jak to drzewiej bywało. Doceniam dbałość o szczegóły. Muzycznie natomiast jest to lekka mieszanka wczesnych płyt Judas Priest, Warlock, czy Girlschool. Troszkę innych dodatków też się znajdzie. A to zapachnie ciutkę Iron Maiden ("Flight of the Steel Samurai"), czy innym Running Wild, a w innym miejscu podlano sosem a'la Manowar ("Demon's Sword"). To oczywiście dyskretne podobieństwa i nie wynikają z celowego kopiowania.

Wokalnie jest w porządku - Anna Kłos posiada dosyć surowy głos, ale sprawdza się w tym śpiewie całkiem przyzwoicie. Instrumentalnie... no właśnie i tutaj mam pewny problem. Są momenty i momentów nie ma. Tłumacząc to na ludzki, muszę stwierdzić, że są fragmenty, które mnie porywają, ale chwilkę później trafi się taki moment, że jest ciut nudniej. Wchodzi fajny riff na otwarcie numeru i... to już wszystko w tym temacie. Dalej jest klepanie tego samego, czy też jazda na tym pierwszym patencie. Taki "Cyberblade" rozpoczyna się przewybornie, wchodzi wokal i człowiek czeka na te kolejne fajerwerki... i się nie doczeka (oprócz fragmentu z solówką). Numer sam w sobie jest ok, ale brakuje tej wisienki. Tym bardziej po takim początku. I taka sytuacja powtarza się częściej. Muzycy pokazują, że potrafią dać ognia, ale jakby nie potrafili go utrzymać na całej długości kompozycji.

Do marudzenia dokładam lekko zawaloną produkcję. Zbyt mocno wokal jest wypchnięty do przodu i momentami instrumenty gubią się w odsłuchu. Zdecydowanie przydałoby się więcej przestrzeni. Perkusja też delikatnie w tle "plumka". Rażą też puste przestrzenie podczas solówek - przy dwóch gitarach można przecież fajnie zagospodarować to miejsce.

Podsumowując - "Cyberblade" to nie jest oczywiście zły materiał. Powiem więcej - jest całkiem dobrze. Słucham sobie z pewną przyjemnością, ale dostrzegam też te niedociągnięcia. Biorąc pod uwagę, że to debiutancka płyta, to zostawiam margines. Szanuję i to bardzo, za pomysł na siebie, za granie muzyki trącącej myszką, za detale, za dobre pomysły i mam nadzieję, że na kolejnych albumach uda się wspomniane niedociągnięcia wyeliminować. A tymczasem odpalam sobie "Flight of the Steel Samurai", bo ten kawałek mega mi podszedł. To właśnie w nim skupiły się wszystkie zalety Shadow Warrior. Jest świetny riff, są fajne, wpadające w ucho linie wokalne, przebojowy refren, maidenowe solo... Lubię to! Tak trzymajcie Shadow Warrior i do usłyszenia na kolejnym albumie. Kon'nichiwa!

Flight of the Steel Samurai:



Piotr "gumbyy" Legieć / [ 12.04.2021 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Shadow Warrior
Cyberblade

Ossuary Records - 2020 r.




6,5/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!