01. Gravity Chasm
02. Throne of Fire
03. Thunderhoof
04. Battle in the Swamp
05. Hawk as Weapon
06. Satsumo
07. Foehammer
08. Total Conquest
09. Revengeance



Gdy myślę o muzyce wykonywanej przez Conan, to przypomina się film o Spinal Tap. Jeśli Nigel Tufnel posiadał wzmacniacz z ustawieniem głośności do jedenastu, to brytyjscy niszczyciele z tej sludge/doom metalowej grupy mają z kolei nieosiągalne dla zwykłych śmiertelników ustawienia przesteru. To muza z taką ilością gruzu, że na żywo słucha się jej głównie płucami, a chcąc odpalić ją w domu w wersji studyjnej trzeba nałożyć kask. Z uwagi na specyficzne brzmienie do tej pory zespołowi średnio udawało się uchwycić jego koncertową moc. Czy "Live at Freak Valley" to zmienia?

Materiał na najnowsze wydawnictwo dowodzonej przez Jona Davisa formacji zarejestrowano 15 czerwca 2017 roku na niemieckim Freak Valley Festival. Koncert trochę się w szufladzie kurzył, ale gdy w końcu odpowiedzialny za miks Chris Fielding położył na nim swoje łapki, to efekt słyszalny jest już od pierwszych nut. Gitara oraz bas tworzą tutaj prawdziwą ścianę dźwięku i dopiero za nią znalazło się miejsce na wokal Davisa (który zresztą traktowany jest jako kolejny instrument). Cofnięto nieco również i zestaw perkusyjny (obsługiwany przez znanego z My Dying Bride) Dana Mullinsa, dając tym samym całości sporo przestrzeni. A że jednocześnie basista wyciągnął delikatny efekt echa powstającego po uderzeniu w bębny, to od razu słuchacz odnosi wrażenie uczestnictwa w festiwalu typu open air. Jest głośno, surowo i autentycznie.

Conan na koncert ma przyjść, włączyć przester i tym swoim "fuzzowatym" brzmieniem oraz wwiercającymi się w łeb riffami puścić z dymem głośniki. I podczas niemieckiego festiwalu brytyjskie trio to właśnie zrobiło. Na "Freak Valley" mamy głównie proste, długie i często niezwykle powolne (ślimaczące się?) w niektórych fragmentach kompozycje (jak np. trwający niemal 9 minut "Thunderhoof", czy prawie stopujący pod koniec "Throne of Fire"). Niekiedy oczywiście grupa włącza w tym swoim walcu drugi bieg kawałkami pokroju "Satsumo", "Total Conquest" lub "Foehammer" (tutaj ładnie popisuje się Mullins), ale umówmy się: nie są to też jakieś twórcze wyżyny. No ale taki styl Conan ma i albo się go pokocha, albo nie. Biorąc pod uwagę fakt, że w tym całym hałasie da się nawet wychwycić odgłosy zachwyconej publiki, to pod sceną więcej było osób z tą muzą jednak zaznajomionych.

"Live at Freak Valley" to wydawnictwo skierowane głównie do fanów tej niezwykłej formacji. Do tej pory co prawda mieli już oni okazję do zakupienia dwóch albumów z materiałem na żywo, ale dopiero na tym najnowszym brzmi to wszystko tak jak powinno. W końcu jest brud, jest hałas, jest ziarno, które zdrapuje skórę z uszu. Starzy wyjadacze mogą więc kupować w ciemno, pozostałym natomiast najpierw polecałbym zapoznanie się ze studyjną działalnością grupy. Tylko uważajcie, bo włączenie jakiejkolwiek płytki Conan na dobrej klasy sprzęcie zwiększa ryzyko sprowadzenia katastrofy budowlanej.


Satsumo:



Tomasz Michalski / [ 07.04.2021 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Conan
Live at Freak Valley

Napalm Records - 2021 r.




7,5/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!