Formacja Automb powstała w 2017 roku z inicjatywy gitarzysty Serge Streltsova (ex-Necrophagia) i wokalistki/basistki Danielle Evans. Do wspólnego tańca zaproszony perkusistę Scotta Fullera, który obecnie uzewnętrznia się w Morbid Angel. Ta ekipa razem zmajstrowała dwa albumy: "Esoterica" w 2018 i "Chaosophy", który swoją premierę miał pod koniec marca 2020 roku. Bierzemy na rozkład oczywiście numer dwa w dyskografii Automb, więc do dzieła.
Debiutu zupełnie nie znam, więc do twórczości tego amerykańskiego trio podszedłem z czystym umysłem. Rozbudowane i złowieszcze intro zapowiada spotkanie z czymś złowieszczym... no i oczywiście dostajemy na co zasługujemy. Wraz z pierwszymi dźwiękami "Transmigration Omega" zostajemy wdeptani w ziemię nawałnicą gitarowego jazgotu i furią perkusyjnej nawalanki. Po chwili wchodzą drapieżne growle Evans (a takie urocze dziewczę się wydaje) i w ten sposób Automb gniecie nas przez kolejnych minut czterdzieści. Ulgi i taryfy ulgowej nie ma. Co najwyżej zespół jeszcze bardziej dokręca śrubę i momentami dociera w ciut ekstremalne zakamarki.
Podwójna stopa i blasty to oczywista oczywistość, do tego klimatyczne klawisze schowane gdzieś tam w tle - to się zawsze sprawdza w takim graniu. Tutaj można od razu zaznaczyć, że w tym black/death metalu nie usłyszymy powiewu świeżości, nie odkryjemy również żadnych nowych lądów. Ta płyta raczej ma za zadanie dać nam solidnie po twarzy i na koniec pogardą spojrzeć w naszym kierunku. Finezji i polotu tutaj za wiele nie ma. Z drugiej strony nie można też mówić i tępym nawalaniu dla nawalania. Co to to nie. Mamy przecież rasowe zwolnienia w obrębie poszczególnych kompozycji, czy dosyć klimatyczne solówki. Pomarudzić można na brzmienie, bo jest bardzo "ciasno" i gęsto. Ja osobiście wolę więcej przestrzeni, ale z drugiej strony taka skompresowana "luta" dodaje mocy w odbiorze. Choć ja wolałbym bębny bardziej przejrzyste i wyraźniejsze. Dzięki temu ten atak na słuchacza byłby mocniejszy. No ale to moje widzimisię i tyle mojego.
Jak wspomniałem wcześniej - nie jest to dzieło wybitne, ale słucham z duża przyjemnością odbioru. Fajnie klimatyczny black, podszyty elementami death. Wszystko tutaj jest na swoim miejscu i nie ma przegięć z żadną ze stron. Muza goni wściekle do przodu, numer za numerem przelatuje błyskawicznie, ale nie ma uczucia zmęczenia. To zasługa tych dodatków, które dodają klimatu i wybijają z monotonni. Po drodze mamy jeszcze utwór "Trishula", który długimi fragmentami utrzymany jest w średnim tempie i pracuje dla nas klimatem.
Szkoda, że nie znam w tej chwili debiutu "Esoterica", bo mógłbym odnieść się do ewentualnego rozwoju (czy też regresu) Automb. Ale biorąc pod uwagę, że wydanie drugiej płyty od pierwszej dzielą tylko dwa lata, to raczej spodziewam się podobnego poziomu. Muzycy przypadkowi nie są, więc zaskoczenia nie może być. Skoro tu jest dobrze, to i zapewne tam też było. A na sam koniec wspomnę, iż płyta jest z dedykacją:
"Dedicated to Jon Nodtveidt of Dissection Rest in Chaos"