01. Monster on the Leash 02. Frontier 03. Product of the System 04. The Rage That Keeps Me Alive 05. No Direction 06. At Your Request 07. Holy Cage 08. Justified 09. Staged for You 10. Burning Sky 11. Leaf
Wrocławski HeadUp w listopadzie 2019 roku powrócił z trzecim, po "Dissimilarity Defect" i "Reborn", krążkiem długogrającym. Album "Chain Reaction" wypuszczony został własnym sumptem i jego wersja fizyczna prezentuje się dość skromnie. Jest to skąpany w czerni (jak to się szybko rysuje!) jedno-panelowy digipak, z dość prostą grafiką na froncie, tracklistą z tyłu i najważniejszymi informacjami w środku - minimum z minimum można rzec. Czy muzyka jest równie nieskomplikowana jak jej opakowanie?
Już otwierający krążek "Monster on the Leash" przygotowuje nas na to, z czym będziemy mieli do czynienia przez kolejne 30 minut. Groove przemieszany został z brzmieniami spod znaku hardcore, a gdzieniegdzie spod tego wszystkiego dobiegają również i (na szczęście delikatne) echa nu-metalu. Mamy niskie strojone gitary, rzężący bas i fajne perkusyjne przejścia - jest nowocześnie, ale nie młodzieżowo. Dalej na krążku mamy zarówno kawałki utrzymane w średnich tempach, jak i szybkie, mocne strzały. Od czasu do czasu zespół nie boi się też pobawić tym swoim stylem. W "Product of the System" pojawia się niemal djentowa partia (a jakie wściekłe wokale!), "The Rage That Keeps Me Alive" napędza niemal "panterowy" riff, a "Staged for You" czy "Burning Sky" potrafią zaskoczyć bardziej technicznymi zagrywkami.
Na "Chain Reaction" jest więc kilka "plot twistów", ale też i nie na tyle, ażeby zgubić uwagę słuchacza. To mimo wszystko proste, ale przy tym wyjątkowo skuteczne granie, które z pewnością świetnie sprawdzi się w warunkach klubowych. Kilkukrotnie podczas słuchania krążka oczami wyobraźni widziałem koncertowy młyn - zwłaszcza w takim zakończonym prawdziwą nawałnicą "At Your Request". Zespół podąża więc jasno wytyczoną ścieżką, delikatnie tylko zerkając na to, co znajduje się obok niej... aż do kończącego krążek "Leaf". Oto bowiem po tej mocnej, jakże żywiołowej dawce dźwięków otrzymujemy walcowaty, hipnotyzujący, w całości czysto zaśpiewany kawałek, jakby wyrwany z płyt Paradise Lost. Jakież pięknie nieoczywiste i pasujące jak pięść do nosa granie! Nic dziwnego, że to właśnie ta kompozycja została moją ulubioną.
Jeśli lubujecie się w klasyce i macie ochotę na powrót do złotej ery metalu... to nie ten adres. HeadUp dostarcza dźwięki nowoczesne, bazujące na stylach wypracowanych w latach 90-tych głównie przez te amerykańskie kapele. Może i mało oryginalne, ale też i potrafiące odpowiednio skopać cztery litery. I choć w warunkach studyjnych słucha się tej muzy bardzo przyjemnie, to jednocześnie nie mam również najmniejszych wątpliwości co do tego, że jeszcze lepiej sprawdzi się na żywo. To co? Idziemy na koncert (jak się sytuacja uspokoi)?