Ło Panie... co tu się odwala? Ale od początku. Latem ekipa Crippling Madness napisała do mnie, czy chciałbym zrecenzować ich płytę. Ok, elegancko płytkę przysłali, a ja... gdzieś ją zawieruszyłem na kilka dobrych miesięcy. Znaczy leżała sobie tam, gdzie ją położyłem. A że płyty do recenzji kładę na osobny stosik, to w pierwszej kolejności sięgam po albumy z niego. Ten krążek pechowo zawieruszył się w drugim stosiku z cyklu "co mam z tymi krążkami zrobić?". Do niego sięgam bardzo rzadko. No ale gdzieś tam na mejlu mi wpadło w oko zapytanie od kapeli i oświecenie. Wiem już co mam z tym albumem zrobić! Szybkie odpalenie albumu w odtwarzaczu i szczena mi odpadła. Ile lat ja ten krążek przetrzymałem?
Bardziej serio i w odpowiedzi na pierwsze w tym tekście pytanie - "Ponad zwłokami" to materiał tak oldskullowy, że aż sprawdziłem w którym roku zespół się uformował. Niespodzianka, bo na liczniku zaledwie 2015! Serio to brzmi jak z lat 80-tych. Thrash metal grany przez Crippling Madness to nieustanna kanonada riffów i perkusji. Napierdalanka od początku do końca. Do tego wokal... matko.. tutaj to nawet nie wiem jak to określić. Dobra, wyobraźcie sobie darcie się w niebogłosy połączone z niskimi tonami ścierającymi gardło, niczym najgrubszy papier ścierny. Do tego częste krzyki, growlopodobne wyziewy i inne takie śliczne środki wyrazu. Ach... i najważniejsze - produkcja prosto z garażu, a brzmienie jakby realizator pierwszy raz usłyszał takie granie i przestraszył się tych hałasów. Perkusja lekko idąca w karton, gitary często schowane i wokal na pierwszym planie.
Pomyśli ktoś, że to musi być jakieś beznadzieja i fatalne. Nie, wręcz przeciwne - to wszystko brzmi bosko i ma swój niewątpliwy urok. Urok undergroundu i totalnie luzackiego podejścia do grania muzy. Nikt tu się nie bawi w jakieś gitarowe ozdobniki, czy artystyczne przejścia na perkusji. Nie ma ślicznych pasażyków, czy elegancko wyliczonych aranżów. Ta muza ma walić w pysk i wali. Od pierwszego riffu, do ostatniego. Ma słuchacza sponiewierać i poniewiera. Fantastycznie szybkie tempa, Boroth wyszczekujący kolejne wersy w naszej mowie. Klasa. A właśnie - polskie teksty dokładają dodatkowy efekt. To wszystko kapitalnie się uzupełnia i składa w bardzo udaną całość.
W dobie ugrzecznionego i wygładzonego thrash metalu załoga Crippling Madness mówi krótko i dosadnie: "yebać to! napierdalamy!". Ubrali to w świetne riffy, świdrujące gitary i srogo cisnącą sekcję. Wykręcili brzmienie z przed epoki i poszli na całość. Nie ma tu miejsca na ładne melodyjki i zgrabne aranże. Ma być petarda i petarda jest. Cios za ciosem. Numery przelatują z prędkością pocisku snajperskiego i rozwalają słuchacza. Ale nie dajcie się zwieść. To nie jest przypadkowa zbieranina dźwięków. Te numery mają w sobie sporo świetnej muzy podanej w kapitalnie staroświeckim stylu. Łykam to granie bez dwóch zdań. To taki powiew świeżości w zatęchłym, starym stylu. Paradoksalnie. Bez sensu? Nie, po prostu posłuchajcie tej płyty, a będzie Wam dane zrozumieć.
Chcecie poczuć jak kiedyś kapele grały w thrash metal? Zapraszam. "Ponad Zwłokami" to osiem bezkompromisowych strzałów. Nie będę tutaj rozpisywał się o poszczególnych kompozycjach. Odpalasz ten krążek i przelatuje on momentalnie (34 minuty!). Jesteś kupiony od razu, ale i nie. Proste. Zawsze można wrócić do wymuskanych Kraetorów, czy innych Megadethów. Spoko, te też lubię. Ale czasami mam ochotę posłuchać czegoś dzikiego, nieokiełznanego i momentami szalonego. Od teraz mam kolejny album do takich celów. Polecam wszystkim thrash maniacs!