Black metal to gatunek, którym od dłuższego czasu my Polacy możemy się chwalić - to w końcu z naszego kraju pochodzą najgorętsze nazwy ostatnich kilku lat. Teraz do czołówki tego ekstremalnego grania próbuje przebić się Voidfire, a więc założona w lutym 2018 roku przez Jakuba Zdzienickiego grupa, grająca początkowo muzę w pełni instrumentalną. Po dołączeniu Icanraza (min. Corruption, Christ Agony) postawiono jednak na dźwięki bardziej tradycyjne i zatrudniono Jakuba Lisickiego jako autora tekstów, a na wokalu pojawił się Krzysztof Sobczak. Już niedługo ekipa wypuści w świat swoje debiutanckie dzieło. Warto czekać?
"Ogień Pustki" ukaże się 28 lutego bez udziału żadnej wytwórni w nakładzie 150 ręcznie numerowanych egzemplarzy (choć album dostępny będzie również i drogą cyfrową). W wersji fizycznej (do moich rąk trafił numer 29) krążek przyjął formę przyjemnego, ciemnego digipaka, na froncie którego znajdziemy fragment niepokojącego obrazu Zdzisława Beksińskiego z 1976 roku. Po rozłożeniu wydawnictwa trafimy na wyjmowaną, dość oszczędną książeczkę z tekstami (może bez wodotrysków, no ale trzeba jednak chwalić, że w ogóle jest!). Obok płytka z prostym nadrukiem, z tyłu tracklista, a pod nią (i samym nośnikiem) logo autorstwa Christophe'a Szpajdela. I przyznam się, że jakoś średnio mi się ono podoba. Ja wiem, że człowiek-legenda, ale koncepcyjnie bardziej mi tu pasuje zwykła, prosta czcionka z frontu czy samej płytki.
Po włożeniu CD do odtwarzacza i wciśnięciu "play" marudzić już nie będzie można, bowiem debiut Voidfire wciąga od pierwszych dźwięków. Zespół zapowiadał "Ogień Pustki" jako "album koncepcyjny oparty na motywie znajdowania natchnienia artystycznego w cierpieniu emocjonalnym" - cóż się kryje pod tym tajemniczym stwierdzeniem? Black metal, mocno zahaczający o klimaty typu post-, dodatkowo skąpany w nutach głębokiego smutku i melancholii. Od czasu do czasu przebija się spod tych dźwięków jednak jakaś nadzieja - pojawia się delikatny płomień oświetlający tą wszechogarniającą czerń... Płomień, który przecież nie miał prawa w tej pustce zapłonąć - w końcu mamy tu przecież do czynienia z muzyką ekstremalną, która niejako z definicji powinna epatować brutalnością i swoistą brzydotą. I choć oczywiście znajdzie się tutaj sporo (a nawet i trochę więcej...) "łojenia", to jednak nie braknie również i partii spokojnych oraz, nie bójmy się użyć tego słowa, pięknych.
Światło i mrok, nadzieja i cierpienie - wszystko to spotyka się w tych sześciu, trwających prawie 45 minut kompozycjach. I ten krzew, na którym jedna gałąź gnije, a z drugiej spoglądają kwiaty... ma sens. Wszystko na nim idealnie pasuje - mocne partie wspaniale uzupełniane są tymi spokojniejszymi, dostarczając słuchaczowi mocy wrażeń. Kiedy trzeba Sobczak drze się jakby go ze skóry obdzierali, Icanraz wali w bębny niczym automat, a Zdzienicki młóci w struny aż paznokcie schodzą. W odpowiednich momentach muzycy potrafią jednak nie tylko w to wszystko przemycić cudownie melodyjne partie (jakiż piękny riff w "Światło - Cierń" czy urzekająca solówka w "Ogień Pustki"!), ale również i całkowicie (i mądrze!) przystopować, jak np. w "Bladości" czy "Sztormie". Na uwagę zasługują też teksty Lisicikiego - długie, niepokojące i do tego otwarte na rozmaite interpretacje.
Pierwszy album zespołu Voidfire to krążek, który będzie się kręcił w moim odtwarzaczu jeszcze przez dłuższy czas. Przesłuchałem go multum razy, a i tak ciągle jestem pod wrażeniem ogromu emocji, które udało się na nim zawrzeć. Wszystko tutaj pięknie do siebie pasuje: perkusyjne blasty i szybkie black metalowe riffy z delikatnymi, melodyjnymi partiami gitar, wściekłe, pełne bólu krzyki Viriana z klimatycznymi melorecytacjami... "Ogień Pustki" to debiut, którego żaden fan metalowej muzy nie powinien przegapić - rzadko bowiem trafiają się grupy grające od razu na tak wysokim poziomie. I niech was nie wystraszy pokaźny średni czas trwania utworów - muzyka nie nudzi bowiem nawet na chwilę.