01. Infestation
02. The Culling
03. Our Days Are Numbered
04. The Calm Before
05. The Swarm
06. Hive Mind
07. Ether
08. Perdition
09. Exiled
10. The Great Dying
11. Lapse



24 maja 2019 roku ukazał się nowy album amerykańskiej grupy Odyssey, zatytułowany "The Swarm". Jest to już czwarty studyjny krążek tria ze Spokane. Wcześniej chłopaki wypuścili dobrze oceniane "Objects in Space" (2009), "An Abstract Existence" (2011) i "Voids" (2016). A po drodze zdarzyło im się jeszcze popełnić trzy EP-ki: "Schematics" (2010), "The Conscious Device" (2012) i "The Turning Tide" (2014). Z amatorami więc do czynienia nie mamy, choć wcześniej z ich muzą się nie miałem okazji się spotkać. Sytuacja uległa zmianie, gdy basista zespołu, Jordan Hilker, podesłał mi ich najnowsze, wspólne dzieło w wersji cyfrowej. Jak mi się ono spodobało?

Na "The Swarm" znajdziemy jedenaście w pełni instrumentalnych kompozycji (trwających łącznie około 45 minut), które zaliczyć można w poczet progresywnego metalu. Na krążku słuchacza czekać więc będą ciekawe i niespodziewane zmiany tempa (jak np. w "Perdition"), ładne, techniczne gitarowe popisy (w takim "Hive Mind" nawet cztery!) czy interesujące riffy (kapitalny jest ten z "Our Days Are Numbered" czy "The Great Dying"). Jest tu szczypta thrashu ("Infestation") czy hard'n'heavy w stylu nieśmiertelnej Metalliki (fragment "The Culling"). Mamy zarówno kawałki szybkie i dynamiczne, wolniejsze i bardziej klimatyczne ("The Calm Before"), jak i prawdziwe rollercoastery, zabierające fanów na prawdziwą jazdę bez trzymanki ("Perdition"!). A wszystko to razem tworzy wyjątkowo spójny, apokaliptyczny concept-album, z trzęsieniem ziemi na początku, delikatnym zwolnieniem w środku i oczywiście zaskakującym finałem.

Muzyka progresywna, a już zwłaszcza taka w pełni instrumentalna, zdecydowanie nie jest dla każdego. "The Swarm" może jednak być całkiem niezłym początkiem z tego typu graniem, ponieważ krążek tria jest całkiem... przystępny. Kawałki, mimo iż miło rozbudowane, to często posiadają powtarzające się partie, pełniące rolę swoistych zwrotek (bardzo wyraźnie słychać to np. w "The Culling" czy "The Lapse"), dzięki czemu szybko wpadają w ucho i łatwo je od siebie rozróżnić. Większość numerów trzyma się też "normalnego" czasu trwania i tylko "The Great Dying" przekracza granicę 8 minut (a średni czas to ledwo połowa tego). Jeśli jednak należycie do grona fanów, którzy kochali prawie 20-minutowe kolosy z poprzednich wydawnictw Odyssey, to spokojnie: kawałki może i na papierze są mniejsze, ale zdarza się, że są ze sobą połączone. Dla przykładu: "The Culling" płynnie przechodzi w "Our Days Are Numbered", a "Exiled" tworzy niejako całość z "The Great Dying". Można więc je traktować jak jedną, długą kompozycją, a dzięki rozdzieleniu ścieżek łatwiej jest nawigować pomiędzy interesującymi nas partiami.

Najnowsze dzieło Odyssey to album po którym na pewno sięgnę po wcześniejsze wydawnictwa amerykańskiej grupy. Bo choć może "The Swarm" nie jest trzęsieniem ziemi na rynku progresywnej muzy, to dzięki kompozycjom na odpowiednio wysokim poziomie, po prostu dobrze się go słucha. To album ciekawy i wpadający w ucho, z interesującymi partiami gitary, ładnie chodzącą perkusją i... powiedzmy, że "charakterystycznym" brzmieniem basu. No dobra, bądźmy szczerzy: rzężącym basem. Brzmienie tego instrumentu to jedyny element na "The Swarm", który mi nie podpasował - wolałbym aby partie Hilkera były głębsze, subtelniejsze, schowane nieco bardziej w tle. No ale to tylko ja - może Wam to nie będzie w ogóle przeszkadzać.

The Swarm:



Tomasz Michalski / [ 16.10.2019 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Odyssey
The Swarm

Odyssey - 2019 r.




8/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!