1. Dragon Hearts 2. Louder 3. Karmic Eyes 4. What a Shame! 5. On a Pyre 6. Dancing Star 7. Soldier from Beyond 8. I Want Out 9. One More Fucking Time (Motörhead cover)
Słowacki zespół Eufory powstał w 2008 roku i na początku swojej kariery grał covery Def Leppard. Z czasem jednak zaczęły powstawać autorskie kompozycje i w 2015 roku urodziła się z tego płyta o tytule "Flying Island Eufory", której zupełnie nie znam. Trzy lata później zespół wydał album "Higher and Higher", który szczęśliwym zbiegiem okoliczności wpadł w moje ręce.
Historia niebanalna, to przytoczę. Pierwszego lutego 2019 roku poszedłem we Wrocławiu na koncert zespołu Non Iron. Wychodząc z klubu dostałem smsa od znajomego, czy się już u mnie skończyło. Okazało się, że w sąsiednim klubie Eufory jeszcze nie wyszło na scenę. Wcześniejsze kapele zagrały, a trwa oczekiwanie na ostatni zespół. No to czym prędzej poleciałem na drugi koncert tego dnia. W klubie totalne pustki, dosłownie kilka osób i Słowacy na scenie. Szacun, że zagrali z pełnym zaangażowaniem i nie skrócili swojego seta. Po koncercie oczywiście małe after party i koniec końców, dostałem płytę "Higher and Higher" od managera zespołu (pozdrawiam Stefan!).
Cóż przynosi nam ten album? Klasycznie grany heavy metal z taka sporą nutką sentymentu. Zespół jakby tęsknie spoglądał w lata osiemdziesiąte i czerpał z tego okresu pełnymi garściami. Nie brakuje tutaj bezpośrednich odwołań do Helloween, Iron Maiden czy innych klasyków gatunku. Muzycy nie kopiują czegokolwiek, dźwięki dobierają według swojego uznania i muszę przyznać, iż kompozytorsko to bardzo dobrze siedzi. Utwory pokombinowane dosyć nieźle i sporo w nich różnorodności. Szybki rzut oka na czas trwania kawałków i widać, że coś jest na rzeczy. Mamy szybkie fragmenty, nie brakuje również klasowych zwolnień. Pojawia się elektronika w tle, która jednak nie zawsze mi siedzi. Ale można się do tego przyzwyczaić i nie boli.
Muzycy dosyć sprawnie i swobodnie operują swoimi instrumentami. Słychać, iż umiejętności nie brakuje, a i muzyczna wyobraźnia jest. Wokalnie - też dobra robota. Posłuchajcie początku "On a Pyre" i przyznajcie o kim pomyśleliście. Andi Deris? Wiadomo! A w refrenach? Lubos Senko idzie niczym Michael Kiske. Tych helloweenowych smaczków jest od groma. Słychać te keeperowe rozwiązania i rozmach. Oczywiście skala jest inna, no ale to oczywiste. A żeby było ciekawiej, to za produkcję "Higher and Higher" odpowiada sam... Roland Grapow. Tak, dokładnie ten. Tutaj też trzeba przyznać, iż produkcja ma takie staroświecki posmak. Siedzi z tą muzyką doskonale.
Płyta doskonale skrojona pod gust maniaków zespołów takich jak Stratovarius, Gamma Ray, Helloween, Edguy, czy Sonata Arctica. Mamy tutaj momenty bardzo spokojne i liryczne, ale nie brakuje też mocniejszego uderzenia ("Dancing Star"). Jest też nieźle rozbudowany "Dragon Hearts", czy wręcz czadowy "I Want Out" (mój faworyt z tego albumu) i nie, to nie jest oczywisty cover. A jeśli o tych mowa, to doskonale się składa, bo kończąca album kompozycja "One More Fucking Time" to oczywiście utwór Motorhead. A jak z nim sobie poradziła formacja Eufory? DOSKONALE! Brawo Lubos - zaśpiewane wybornie! (a raczej: spievané dokonale).
Nie jest to muzyka odkrywająca nowe lądy, nie mamy też poczucia obcowania z czymś wyjątkowym. Co nie oznacza, że nie warto sięgnąć po album "Higher and Higher", Jak ktoś gustuje w typowo power metalowych klimatach, ale takich bez zadęcia i patosu, to śmiało może sprawdzić Eufory. Ja na pewno raz na jakiś czas sięgnę po ten album. Ot tak, dla relaksu i małej podróży sentymentalnej.