W 2009 roku dwóch członków portugalskiej grupy Moonspell, a więc wokalista Fernando Ribeiro oraz klawiszowiec/gitarzysta Pedro Paixao rozpoczęli współpracę z Rui Sidonio Ferreirą - frontmanem industrial/metalowego Bizarra Locomotiva. Efektem tej niecodziennej kolaboracji była krótka, limitowana EP-ka zatytułowana "Cada Som como um Grito". Dość długo polowałem na fizyczną kopię tego wydawnictwa (obecnie bez problemów można ją znaleźć w oficjalnym sklepie Alma Mater Records), ale w końcu się udało i egzemplarz z numerem 374 wylądował na moim biurku. Co na nim znajdziemy?
O tym za chwilę, gdyż najpierw trzeba się zająć samym opakowaniem. Płytka znajduje się w cienkim, kartonowym digipaku, przypominającym swoim wyglądem wydawnictwa dodawane do czasopism (a zwłaszcza EP-ki Rock Hard). Aby dostać się do nośnika musimy go rozłożyć, a następnie trochę pokombinować, ponieważ cała prawa strona przyjmuje formę koperty, w której CD wsuwa się od dupy strony... Wyjmowanie płyty do najprzyjemniejszych rzeczy nie należy, ponieważ wycięcie znajduje się po lewej stronie (a więc przy samym zgięciu) - trzeba więc papier odginać i trząść EP-ką. Super zabawa. Mam również mieszane odczucia względem warstwy wizualnej mini-albumu: o ile tracklista, środek (wielkie skrzydła rozłożone na całą szerokość) czy nadruk na płycie prezentują się naprawdę fajnie, to główny artwork jest... Cóż, dziwny. Te wielkie zęby, wespół z pomarańczowymi ustami, przypominają mi bohatera internetowej serii "Annoying Orange" - a to nie jest wybitnie metalowe skojarzenie.
Całość zainspirowana została przez pracę Miguela Torgi - portugalskiego poety kilkukrotnie nominowanego do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Wszystkie teksty napisane zostały w rodzimym języku muzyków i śpiewane są zarówno przez Sidonio, jak i Ribeiro. Muzycznie mamy do czynienia z dziełem dosyć osobliwym. Początek to elektroniczne intro, okraszone melorecytacjami, po którym wchodzi dance'owy (!) rytm z brudnymi wokalami frontmana Bizarra Locomotiva. "Preludio" dość szybko jednak zmienia klimat z dyskotekowego na metalowy: wpadająca w ucho gitara, fajna praca perkusji i mocny wokal Ribeiro sprawiają, że numer zaczyna przypominać Moonspell z czasów "The Antidote". "Relampago" z kolei cofa nas do albumu "Butterfly Effect" i jego utworu tytułowego. Jest to kompozycja powolna, ciężka, w której idealnie odnajduje się Sidonio ze swoim niepokojącym głosem - świetny numer. Tytułowy "Orfeu Rebelde" to z kolei takie czterominutowe zakończenie: z klimatycznymi orkiestracjami od Paixao i zachrypniętymi wokalami Fernanda. I... koniec.
Cała EP-ka tego projektu trwa ledwo 13 minut i trzeba przyznać, że jest to wydawnictwo... intrygujące. Muzycznie jest naprawdę ciekawie, ale też i zdecydowanie zbyt krótko. "Cada Som como um Grito" to bowiem w zasadzie tylko dwa kawałki w pełnym tego słowa znaczeniu, ponieważ "Letreiro" to klasyczne intro, a ostatni numer - bardziej rozbudowane zakończenie. Szkoda, że na razie projekt ten pozostaje w uśpieniu i na horyzoncie nie widać oznak pełnego albumu. Ja na pewno bym go kupił. I to nie tylko dlatego, że w domu mam postawiony ołtarz ku czci Moonspell, na którym jest jeszcze miejsce na kolejną płytkę.