15 marca 2019 roku nakładem rosyjskiej wytwórni More Hate Productions na rynku ukazał się trzeci album chojnickiej, death metalowej grupy Mass Insanity. Płytka zapakowana została w plastikowy jewel case, front którego ozdabia intrygująca praca Michała Powałki (również i sam nośnik może się nią pochwalić). W książeczce dołączanej do płyty znajdziemy teksty, zdjęcie grupy oraz kilka innych, tym razem nieco bardziej niepokojących artworków. Całość pomyślana została jako dzieło chaotyczne - teksty poszczególnych kawałków potrafią być poodwracane na różne sposoby, co z jednej strony nieco utrudnia zaznajomienie się z nimi, ale z drugiej: pasuje klimatem do takiej mocnej, szalonej muzy. Z tyłu opakowania widzimy tracklistę, ale z uwagi na zastosowaną czcionkę, ciężko poprawnie przeczytać tytuły kawałków - i to jest na pewno element do poprawy.
Na albumie znalazło się miejsce dla ośmiu utrzymanych w death metalowej stylistyce utworów. Muzyka na "Maveth" jest wściekła i bezkompromisowa, ale też i przyjemnie rozbudowana, gdyż w obrębie pojedynczych kompozycji potrafi się niekiedy całkiem dużo dziać. Dobrze w styl płyty wprowadza już pierwszy numer, a więc "Legal Racism". Spokojny początek, po nim wchodzą mięsiste gitary, a później mamy siekę w stylu najmocniejszych propozycji takiego np. Vader oraz zaskakujące zmiany tempa - i dalej na krążku jest podobnie. Mimo iż utwory na "Maveth" nie należą do zbyt długich, to ciężko się na nich nudzić. Mamy bowiem i szalone fragmenty, w których perkusista startuje w kosmos (jak w numerze tytułowym), są i zaskakujące zwolnienia (np. "Cynical Worms"), tnące skórę riffy, niemal thrashowe zagrywki ("When Darkness Covers the World") i niezłe solówki (w takim "Supported Pathology" nawet dwie). A na końcu, tj. w kompozycji "Cleansation Course", pojawiają się nawet niepokojące klawisze, tworzące taki wisielczy, doomowy klimat (może by się dłużej pobawić takim graniem, hę?).
Na pewno z uwagi na sporą ilość "połamańców", dźwiękom zawartym na "Maveth" trzeba poświęcić więcej uwagi - w przeciwnym wypadku można się w tym całym graniu pogubić. Nie jest to muzyka prosta, łatwa i przyjemna w odbiorze... co akurat idealnie współgra z brutalnie szczerymi tekstami Marcina Brzeźnickiego. Ten na kartki papieru przelał całą frustrację, wynikającą z obserwacji tego, co się wokół nas dzieje. "Małego" wkurza wiele rzeczy: od mowy nienawiści, która na co dzień wylewa się z odbiorników telewizyjnych, po wszechogarniającą hipokryzję, cynizm i oportunizm. Zwłaszcza politycy partii rządzącej nie mają tutaj łatwego życia i obrywają "post-patriotycznym reżimem, wspierającym faszystowskie wartości" czy "używaniem tradycji i wiary do szerzenia nacjonalizmu" - mocne i.. celne. Tą wściekłość dobrze udało mu się uchwycić w swoich wokalach, które na najnowszej płycie potrafią być zaskakująco (jak na death metal oczywiście) zróżnicowane. Mamy bowiem nie tylko niskie growle, ale również i screamy, których spodziewać by się można po wokalistach stricte black metalowych.
Oczywiście Mass Insanity na "Maveth" death metalu nie rewolucjonizuje, no ale umówmy się, takich ambicji muzycy z Chojnic raczej nie mieli. Jeśli chcieli oni dostarczyć kawał gniotącej, mięsistej muzy - to im się ta sztuka udała. Ich najnowsze dzieło zawiera 35 minut mocnych, napędzanych gniewem dźwięków, przy których chce się machać głową czy ruszyć w mosh pit. Oczywiście z uwagi na liczne zmiany tempa, krążek trzeba przesłuchać większą ilość razy, ażeby w odpowiedni sposób "siadł" - tu nie ma kompozycji, których będziecie nucić po jednym odsłuchu. Jeśli więc w muzie szukacie przede wszystkim ładnych melodii, to... nie ten adres. Jeśli natomiast interesuje Was coś, co po włożeniu do odtwarzacza spróbuje Wam wybić przedniego zęba, albo umili czas oczekiwania na nowy krążek Vader - zapraszam.