1. Loneliness 2. Through the Ashes 3. Criminal 4. Erase Me 5. The Beast That I Fed 6. Missed and Forgotten 7. POW 8. Where Are We Now 9. Hope (Instrumental)
LaNinia to względnie młoda kapela z Poznania/Strzelców Krajeńskich grająca rock/metal, której w krótkim okresie działalności udało się zahaczyć koncerty u boku m.in. Turbo, Corruption czy Kat & Roman Kostrzewski (a w przyszłości chłopaki pokażą się np. na Festiwalu Uwolnić Muzykę). 24 sierpnia 2018 roku na rynku ukazał się jej debiutancki krążek zatytułowany "Loneliness" i to wersją CD tego wydawnictwa właśnie się zajmiemy. Płytka osadzona została w plastikowym jewel-case'ie, front którego zdobi całkiem sympatyczny artwork. W środku standardowo znajdziemy wkładkę z tekstami oraz zdjęciami poszczególnych członków grupy. I o ile książeczka cieszy oko, ale czterech liter nie urywa, to trzeba przyznać, że wykonana została z materiałów najwyższej jakości. Gruby, matowy papier, wespół z mocnym, charakterystycznym zapachem, przywodzi mi na myśl kolekcjonerskie wydania komiksów od Vertigo. Lubię to!
Mimo iż lider grupy, Daniel Ludwiczak, na co dzień słucha przede wszystkim klasyków metalu, to pierwszy album LaNinia zawiera muzykę zaskakująco nowoczesną. Początek w postaci, mocno przypominającego riffem "The Death & Resurrection Show" Killing Joke, "Loneliness", czy pierwszej części "Through the Ashes" z rytmami w stylu "Ratamahatta" Sepultury, może sugerować, że będziemy mieli do czynienia z odgrzewaniem kotletów. Na szczęście zespół szybko porzuca cytowanie bardziej doświadczonych kolegów i zwraca się w stronę bardziej przebojowego grania, w którym odnajdziemy echa wielu gitarowych stylów. W dalszej części krążka trafią się i kompozycje spod znaku groove metalu ("Criminal", "Where Are You Now"), thrashu ("POW" z wyjątkowo mocnym refrenem!) czy alternatywnych form, budzących skojarzenia z ostatnimi dokonaniami In Flames ("The Beast That I Fed"). Mało? To co powiecie na to, że album kończy się instrumentalną kompozycją, którą spokojnie można by było zastąpić numer The Cure w czołówce "Łowców smoków"?
Żonglowanie tymi jakże różnymi dźwiękami wychodzi muzykom wyjątkowo sprawnie, dzięki czemu "Loneliness", pomimo radykalnych przeskoków, jest krążkiem spójnym - niekiedy dziwnym i trudnym do sklasyfikowania, ale jednak spójnym. No i oczywiście zaskakującym, ponieważ w obrębie danej kompozycji potrafi dziać się naprawdę sporo. Weźmy na przykład taki "Missed and Forgotten": mocna, djentowa gitara na początek, sugerująca metal z krwi i kości, a potem płynna zmiana klimatu i czyste wokale, przypominające amerykańskie zespoły rockowe - i takich ciekawych rozwiązań jest na debiucie LaNinia jeszcze więcej. Bardzo podobają mi się też, poupychane tu i ówdzie, rozmaite muzyczne "smaczki", jak chociażby pojedyncze dźwięki sitaru (numer tytułowy) czy plemienne conga (np. w "Erase Me"), nagradzające uważnych słuchaczy. W tym miejscu wypadałoby chyba pochwalić, odpowiedzialnych za brzmienie krążka, Daniela Witczaka i Daniela Ludwiczaka - to głównie dzięki ich ciężkiej pracy możemy cieszyć się każdą pojedynczą nutą, każdym najdrobniejszym szczegółem "Loneliness".
Debiutancki krążek LaNinia to płyta, która zadowoli każdego fana nowoczesnej, mieszającej rozmaite gatunki muzyki. Może nie idealna (początek bowiem przypomina dokonania innych kapel), ale ciągle jednak smakowita. Kapitalnie brzmiąca, szalenie przebojowa ("Erase Me"!), świetnie zaśpiewana (akcentu od Mateusza Popisa można się tylko uczyć!), zaskakująca płynnymi przejściami pomiędzy rozmaitymi stylistykami, no i oczywiście ładnie wydana. Jasne, ortodoksi będą kręcić nosem, bowiem "metalu w metalu" potrafi być tu niekiedy dość mało ("Hope" przyprawi ich o atak czarnego serca...). A całość potrafi mocno zbliżyć się niekiedy do nowszych oblicz, znienawidzonego przecież przez wielu, In Flames, no ale cóż... Każdemu dogodzić się nie da. Ja osobiście zachęcam do poznania pierwszej pracy polskich muzyków, zwłaszcza jeśli lubicie taką nieszablonową, alternatywną, łączącą rock i metal muzę.