Zespół Gomor założony został w 1986 roku przez ekipę techniczną Turbo i Wolf Spider, by grać muzykę zbliżoną do tego co prezentował legendarny Motorhead. Grupa oryginalnie nie przetrwała zbyt długo: w 1990 roku rozpadła się i jedyną pamiątką po jej szalonych latach 80-tych jest krótki fragment występu z Metalmanii '89. Po wielu latach Popcorn (Acid Drinkers) postanowił reaktywować projekt, czego efektem był, wydany w 2012 roku, album "Apocalyptic Rise". Niestety zobowiązania poszczególnych muzyków sprawiły, że aby działać dalej Gomor musiał w pewnym momencie mocno przetasować swój skład i obecnie jedynym oryginalnym członkiem formacji jest wokalista Kompas. Towarzyszą mu Jarek Szczeciński, Marek Górecki, Kuba Frydrych (Psychodancing), Maciej Żebrowski (Sweet Noise) i Maciej Jahnz (Flapjack).
EP-ka "Dogs of War" to studyjny debiut (powiedzmy że...) odmłodzonego składu Gomora i pierwsze wrażenie wydawnictwo robi takie troszkę... średniawe. Płytka zapakowana została w prosty, rozkładany digipak, w środku którego znajdziemy tylko podstawowe informacje: skład, miejsce nagrywania i dane kontaktowe. Na samym nośniku dość niewyraźny okrąg płomieni wraz z logo i nazwą grupy (bardzo prosta czcionka). Z tyłu ta sama rozmazana grafika wraz z tracklistą (ale bez czasów trwania poszczególnych numerów), a na froncie artwork, który jednak z angielskim słowem "sztuka" ma niewiele wspólnego. Okładka wygląda jakby zrobiona została w ciągu 30 minut i można o niej powiedzieć wiele rzeczy, prócz tego że jest ładna. Szkoda, że nie zdecydowano się na coś bardziej tradycyjnego, przypominającego dokonania np. Jerzego Kurczaka. Na szczęście oczami muzyki się nie słucha i po włożeniu CD do odtwarzacza jest już tylko lepiej.
W skład EP-ki wchodzą cztery numery, trwające łącznie... niecałe 15 minut. Zespół wie jednak, jak ten krótki czas w pełni wykorzystać i nie obija się nawet na sekundę. W rozpoczynającym wydawnictwo utworze tytułowym osiąga pełne obroty już w pierwszych nutach i nie odpuszcza aż do samego jego końca. "Dogs of War" jest szybki, dynamiczny, wpadający w ucho, z fajną, rzężącą partią basu, a do tego okraszony został wokalem, po usłyszeniu którego zaczniecie się upewniać czy lider Motorhead naprawdę nie żyje. Serio, Kompas posiada barwę głosu niemal identyczną jak Lemmy i dałbym sobie rękę uciąć, że gdyby grupa wypuściła cover np. "Ace of Spades", to moglibyście puszczać go znajomym, twierdząc, że to oryginał - nikt by się zorientował. Drugi kawałek na płycie, a więc "World Fall in Down" jest już nieco wolniejszy i bardziej połamany (świetny riff udało się chłopakom skleić!), jednak dalej czuć tu tego ducha ekipy z Londynu. "Priest of Hatred" z kolei to najszybszy numer na całym wydawnictwie, w którym bardzo podoba mi się gitara podczas drugiej zwrotki - klasyczny Motorhead. Ostatnia kompozycja EP-ki, a więc "The Lost", to już klimat bardziej hard rockowy: średnie tempo, bardzo dobry riff i łomot w refrenie. Czego chcieć więcej?
Oczywiście w przypadku muzyki zawartej na "Dogs of War" o jakiejkolwiek oryginalności mowy być nie może, no ale też muzycy nowych dźwięków wcale poszukiwać nie chcą. Ekipa z Gomor nie gada głupot o tym, że gra "heavy metal inspirowany klasykami gatunku, ale z własną tożsamością" - zamiast tego, wali prosto z mostu: "styl grupy, to muzyka niesamowicie zbliżona do twórczości Motorhead". I tyle, oto wszystko co musicie wiedzieć. Tęsknicie za dźwiękami szalonych Anglików i pasuje Wam tego typu granie? To śmiało sprawdzajcie/wpadajcie na koncerty - żałować nie będziecie. Szukacie czegoś oryginalnego, niespotykanego, "własnego"? Nie ten adres. Tutaj ekipa złożona głównie z weteranów polskiej sceny bawi się muzyką, którą lubi, na której się wychowała. Ja po przestudiowaniu EP-ki czekam na drugi krążek studyjny!