01. Introvert 02. Nightmare Becomes Reality 03. Land of Misery 04. Yurei's Revenge 05. Carnage 06. Devil's Forest 07. Burn It Down 08. Battle Royale 09. Blue Skin 10. You Will Not Get Rid of Me
Drugi album krakowiaków z Drown My Day jawi się jako produkcja zdecydowanie bardziej spójna, przemyślana i dopracowana od udanego przecież debiutu "Confessions". Nota bene, "The Ghost Tales" nie jest płytą, która weszła mi gładko i bez popitki.
Pierwszy kontakt z materiałem był bowiem dość ciężki, początkowy odrzuciło mnie dość monolityczne i ciężkie jego brzmienie, pozbawione światła. Próżno szukać tu riffów porywających przebojowością czy bardziej chwytliwych momentów, które nieobce były przecież "Confessions". Te dziesięć nowych kawałków ma grooviasty i rytmicznie mocno osadzony sznyt, torpedujący zawalidrogi przed sobą. Jednocześnie tempa są tu nieco wolniejsze niż ostatnio, a blasty pojawiają się sporadycznie. Do tego okazjonalne breakdowny, co jest bodaj pewnym gatunkowym znakiem znakiem rozpoznawczym. Niemniej jednak, gdy minęło pierwsze zaskoczenie i udało się odrzucić bagaż przekonań wynikłych z poprzedniego materiału, całość wchodzi aż miło.
Dobrym przykładem powyższej formuły jest dla mnie "Land Of Misery", z tym charakterystyczny nabiciem bębnów na początku, które wyznacza rytmiczne ramy trzymające kawałek mniej więcej do końca. Gitary strojone nisko i operujące na trochę djentowych patentach, których funkcjonalność również jest bardziej rytmiczna niż służąca prowadzeniu melodii. Nie ma tu co oczekiwać przebojowych melodyjek czy hitów do skandowania na koncertach. Jest za to miarowo sypiący się z głośników gruz.
Ciekawie robi się, gdy zespół decyduje się na urozmaicenie przepisu, jak na przykład w "Yurei's Revenge", w którym pojawia się trochę wyższych dźwięków i nieco bardziej melodyjna solówka. Nadal słyszymy tu wściekłość i postawę mówiącą, że teraz nie czas na żarty, ale jest w tym odrobina oddechu, która, moim zdaniem mogłaby być nawet bardziej wydobyta na powierzchnię. Bo gdyby szukać jakiejś słabej strony, tej bardzo udanej płyty, określiłbym bym zbytnie przywiązanie do jednorodnej stylistyki. Oczywiście daje się odnieść wrażenie, że kryje się za tym zdecydowana i konkretna wizja zespołu, nie jest tak, że to po prostu wyszło przypadkiem. Chodzi jednak o to, że mogą się tu pojawiać zarzuty pewnej monotonii, jeżeli słuchacz nie będzie zdecydowany na wgłębienie się w album i poświęcenie mu należnego czasu. Natomiast gdy się tego podejmie, "The Ghost Tales" odwdzięczy się wysoką jakością i kopem, jaki w tej muzyce lubimy.
Boleję, że nie udało mi się zobaczyć grupy na zeszłorocznych koncertach z Frontside i Virgin Snatch. Wierzę jednak, że będzie okazja skonfrontować się z brzmieniem zespołu na żywo.