1. Wingless Multitudes
2. Hosea 8:7
3. Algid Troy
4. The Burden of Almost
5. Lost Empyrean
6. A Sea of Light
7. Sarracenia



Metalowa scena - wbrew temu co sądzą niektórzy - wciąż zadziwia, zaskakuje, co rusz odkrywa przed nami coś nowego. Człowiek (jeżeli tylko chce) ma szanse na poznanie kolejnych zespołów i to nie tylko debiutujących, ale także i tych z większym stażem. Nie ulega przecież wątpliwości, że na świecie istnieje cała masa kapel, które z różnych powodów są (lub były) nam nieznane, jednak czasem przychodzi chwila kiedy dany zespół ni stąd, ni zowąd pojawia się w kręgu naszego zainteresowania. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ właśnie taka sytuacja spotkała mnie przy okazji poznania najnowszej produkcji francuskiej grupy Dirge.

"Lost Empyrean", bo o tym mowa, jest siódmym długograjem w dorobku tejże formacji. Od razu też dodam - z uwagi na fakt, że do tej pory nie miałem styczności z ich twórczością, toteż nie zamierzam dokonywać porównań wobec wcześniejszych dokonań, skupiając się tylko i wyłącznie na premierowym materiale. Jego zawartość pozwala śmiało stwierdzić, że zespół w większości propaguje nowoczesne dźwięki z pogranicza post/doom i noise metalu z wyczuwalnymi naleciałościami shoegaze czy też sludge metalu. Siląc się na być może daleko idące porównania, muzyka Francuzów może wzbudza pewne skojarzenia względem szwedzkiej grupy Cemetary, a momentami przywodzi na myśl specyfikę Tiamatu (choć już w mniejszym stopniu). Dirge gustuje w niespiesznych i rozciągłych formach, gdzie jeden motyw eksplorowany jest bez ograniczeń czasowych. Z tego tytułu kompozycje posiadają dość mantrowy i na pewno mroczny charakter. Zespół z powodzeniem potęguje napięcie, a przygnębiająca atmosfera, specyficzny nastrój stanowią ważny element ich stylu. Oprócz tradycyjnego instrumentarium, zespół ciekawie zagospodarowuje drugi plan tzn. tło. W tej sferze czuć spore zagęszczenie, co ma decydujący wpływ na wyjątkowy klimat (niekiedy przywołuje na myśl nastrój "How to Measure a Planet?" autorstwa The Gathering). Ten co prawda nie należy do najlżejszych, ale taki właśnie jest muzyczny świat wykreowany przez Dirge. Nie jest on ani ciepły, ani pogodny, a do tego tonie w mroku, którego gęstość niejednego przytłoczy. Muzyka jest ciężka i duszna (jeżeli tak można powiedzieć). Owo wrażenie wzmaga dość brudne, a przy tym przestrzenne brzmienie. Żeby tego było mało klimatyczny tonaż zwiększają specyficzne, drapieżne wokale. Choć ich forma jak najbardziej pasuje do ciężarnej muzyki, to brakuje im większego urozmaicenia, nawet biorąc pod uwagę okazjonalnie występujące fragmenty z czystymi wokalami. Z tego tytułu utwory brzmią bardzo podobnie, przez co wydawnictwo traci na różnorodności, a to znowu przekłada się na mniejszą przyswajalność. Ma to o tyle duże znaczenie, że "Lost Empyrean" nie jest wydawnictwem krótkim - całość trwa blisko godzinę co przy tak ciężkim klimacie może stanowić nie lada wyzwanie dla niejednego słuchacza. Najciekawsze jest jednak to, że cała płyta ma w sobie coś magnetyzującego, coś co przyciąga, na pewien sposób intryguje. Pewnie dzięki temu album mimo wszystko nie nuży i stanowi ciekawe doświadczenie. Kawałki są dość długie, a zachodzące w nich zmiany nie są gwałtowne. Do tego ich melodyjność jest znikoma, z czego wyłamuje się "A Sea of Light" z zadziwiająco (jak na ten album) chwytliwym "refrenem", gdzie dodatkowo występują czyste wokale. Mimo doomowej specyfiki, utwór stanowi (dosłownie) najjaśniejszy punkt "Lost Empyrean".

Jeżeli chodzi o kwestie czysto wydawnicze - płyta (przynajmniej wersja, którą posiadam) ukazała się w formie prostego (w dobrym tego słowa znaczeniu) digipacku. Całość jest skąpana w ciemnych kolorach z przewagą granatu. Ciekawe wrażenie robi nietypowa okładka - na jej froncie widnieje coś a'la gałka oczna na kosmicznym tle, choć w tym przypadku można się mylić. Obraz nie jest jednoznaczny i można to postrzegać na różne sposoby. Po otwarciu tekturowego opakowania oczom ukazuje się widok zespołu w warunkach koncertowych, a w jednym z jego boków umieszczono skromną wkładkę, gdzie po jednej stronie znajdują się teksty, a na drugiej lodowa grafika oraz informacje o zespole itp. Jeżeli chodzi o warstwę tekstową, sprawa nie jest taka prosta. W pewnym sensie mają one podtekst biblijny, ale nie ma tu mowy o gloryfikacji treści religijnych (jest raczej odwrotnie). Zespół poniekąd odnosi się do porządku świata, siły wyższej oraz tego jaki ma to wpływ na człowieka i jego życie. Znowu tekst "Wingless Multitudes" przemyca wątki apokaliptyczne, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę jego drugą połowę. Teksty bezsprzecznie niosą ze sobą przesłanie (nie traktują o niczym), a ich dokładne rozwikłanie bezpieczniej będzie pozostawić każdemu do osobnej kontemplacji. Zresztą cała stylizacja autorstwa Dirge wymaga subiektywnego podejścia i to pod każdym względem.

Dlatego też ciężko polecić ten album konkretnej grupie osób. Odnoszę wrażenie, że "Lost Empyrean" powinien posłuchać każdy kto ceni sobie wyjątkową atmosferę, a przy tym nie jest zamknięty na nowsze trendy muzyczne. Nie jest to album kuszący melodyką, jego przyswojenie może generować problemy, dlatego na jego dokładne poznanie trzeba poświęcić więcej czasu. A to i tak nie zagwarantuje, że propozycja Dirge przypadnie komuś do gustu. Jak dla mnie premierowy materiał Francuzów ma w sobie coś szczególnego, coś co sprawia, że mam ochotę do niego wracać. Jest na pewno płyta, która warto sprawdzić.

Lost Empyrean:




Marcin Magiera / [ 05.02.2019 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Dirge
Lost Empyrean

Debemur Morti Productions - 2018




8/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!