Premierę drugiej płyty Psychotropic Transcendental trzeba rozpatrywać w kategoriach cudu, wszak formacja z Bielska-Białej oficjalnie zakończyła działalność w 2008 roku. Muzycy postanowili jednak spotkać się po latach, aby wypuścić w świat kawałki nagrane w latach 2005-2008, efektem czego jest właśnie LP "...lun yolina un yolina thu Dar-davogh...". Płytka w wersji fizycznej ubrana została w ładny, rozkładany digipak, utrzymany w pastelowej kolorystyce; dużo też tutaj zdjęć rozmaitych kwiatów, co wprowadza w taki nieco idylliczny nastrój. Znając jednak inne projekty muzyków "Psychotropów" (m.in. Closterkeller czy Moanaa), zdawałem sobie sprawę, że na pewno przez całą długość krążka "łatwo, lekko i przyjemnie" nie będzie. Nie myliłem się.
Muzykę zawartą na "...lun yolina un yolina thu Dar-davogh..." można określić jako post-rock/metal z pewnymi, drobnymi elementami progressive. Numer otwierający krążek, a więc "Mahad Lavor sa-zax" może Was nieco zwieść co do reszty zawartości, bowiem jest to kawałek dość klasyczny w swej konstrukcji, z wyraźnie nakreślonym refrenem. Im dalej w las, tym jednak zaczyna być coraz ciekawiej, ponieważ kolejne kompozycje zaczynają się rozciągać do pokaźnych rozmiarów: dość powiedzieć, że mimo iż na płycie znajdziemy 9 utworów, to łączny czas ich trwania zbliża się do 80 minut. Tylko jeden z nich nie przekracza granicy 300 sekund: stawiający prawdziwą ścianę dźwięków, hałaśliwy, okraszony wysokimi, niemal obłąkańczymi krzykami K-vassa i doprawiony szczyptą elektroniki "Iin Varandhaar iin Badenath mahad Karviin".
Opisując muzykę Psychotropic Transcendental nie można nie wspomnieć o tekstach. Te napisane zostały w języku var-inath i jeśli nie możecie nigdzie znaleźć wzmianki na jego temat, to... nie dziwię się - jest to bowiem mowa wymyślona w całości przez Gnata: perkusistę grupy. Var-inath brzmi naprawdę fajnie: jest to język melodyjny, oparty na słowiańskim akcencie, z mocnym "r", przypominającym chociażby norweski. Muzyk nie udostępnił jednak "klucza", więc to od słuchacza zależy w jaki sposób zinterpretuje słowa poszczególnych pieśni. W trakcie trwania "...lun yolina un yolina thu Dar-davogh..." niejednokrotnie usłyszymy te same związki frazeologiczne, więc śmiało można założyć, że jakiś ukryty sens w tym wszystkim jest, no ale to jednak My ostatecznie nadamy kształt historii wyśpiewanej przez K-vassa - a to na pewno grupę wyróżnia. Jeśli w pełni zaakceptujecie ten koncept, to bez reszty zanurzycie się w muzykę "Psychotropów".
Poza dwoma krótszymi kawałkami (a więc wspomnianym "otwieraczem" i "Iin Varandhaar..."), słuchacza czekają na albumie same długie, hipnotyzujące muzyczne opowieści. W większości przypadków są to propozycje utrzymane w średnim tempie: niekiedy oniryczne (jak chociażby "Float wid xeruaned Rattha" z nieco zniekształconą partią gitary), depresyjne i niepokojące ("Zig Il-saghar iin Il-saghar" ze świetną, połamaną perkusją), czy melancholijne ("Wid Arra float" z kapitalną pracą Chrzańca na basie). Moim ulubionym utworem na "...lun yolina un yolina thu Dar-davogh..." niemal natychmiast stał się jednak "Lavor ni termaned" - trzynastominutowy, nieco szybszy numer, z kapitalną pracą Mariusza Kumali w pierwszej części, i fantastycznym, pełnym bólu wokalem Rafała Kwaśnego pod koniec. Mimo konkretnego czasu trwania nie nudzi nawet przez chwilę! Krążek wieńczy "Hoxathilag", a więc całkowicie improwizowany, minimalistyczny, w pełni instrumentalnym utwór. Dla zespołu była to jedna z większych niespodzianek, związanych ze wznowieniem prac nad następcą "Ax Libereld...", mi jednak, w przeciwieństwie do reszty materiału, wszedł raczej średnio.
"...lun yolina un yolina thu Dar-davogh..." to krążek obok którego nikt nie powinien przejść obojętnie: rzadko bowiem zdarzają się zespoły, grające tak oryginalną, nieszablonową muzykę. Oczywiście nie jest to krążek łatwy: dźwięki typu "post-" zawsze wymagały od słuchacza dużego zaangażowania, a tutaj nie dość że otrzymujemy 80-minutowego kolosa, to jeszcze w całości zaśpiewanego w wymyślonym języku. Brzmienie też nie jest jakoś szczególnie rewelacyjne: miejscami jest mocno hałaśliwie, no ale można to artystom wybaczyć, wszak jest to materiał odkopany po wielu latach, więc o poprawkach mowy być nie mogło. Jeśli znajdziecie czas, aby w ciszy i spokoju zasiąść do dźwięków stworzonych przez Psychotropic Transcendental, to czeka Was jednak nie lada przygoda. A jeśli po tym tekście dalej nie jesteście przekonani, to cóż... idźcie na koncert. Pod koniec grudnia, po entuzjastycznych recenzjach, muzycy postanowili dać projektowi jeszcze jedną szansę i wskrzesili Psychotropic Transcendental na dobre. I oby oznaczało to prace nad trzecią płytą!