Formacja Schaderian powstała w 2008 roku i swój debiut płytą "Path" zaliczyła w 2016 roku. Troszkę to trwało, ale wiadomo, że każdy zespół podąża swoją "nomen omen" ścieżką. Jesteście zainteresowani tym w jaką muzyczną podróż zabiera nas pierwsze wydawnictwo tego zespołu? Zapraszam.
Muzycznie Schaderian sam się określił jako doom metalowy. Z tym mam mały problem, bo tego doomu w doomie tutaj nie jest zbyt wiele. Oczywiście ta muzyka jest podszyta takim piwniczno-nieprzyjemnym klimatem, ale czy on jest wiodący? Nie do końca, no ale nie ma większego sensu spierać się o szufladki. Lepiej posłuchać muzyki, prawda? A ta jest całkiem (nie-)przyjemna. Jest w niej taki pierwiastek zła, który gdzieś tam się czai i tylko czeka na zbłądzonego wędrowca. Oprócz tych doomowych elementów Schaderian dosyć często sięga po elementy znane z heavy metalu, a nieraz i nie dwa potrafią pocisnąć na thrash metalową modłę (fragmenty w "When The Bloody Full Moon Rises"). Gdzieś tam pachnie Paradise Lost ("A Fairy Tale Of Man"), a chwilę później mamy ciężkie riffy w "Twillight". Albo weźmy numer dwa, czyli "Inner World" - początkowo snuje się doomowo, a kończymy instrumentalną jazdą z elegancką melodią. W tym numerze wokalista Michał swoim śpiewem przypomina mi to, co robił Ville Laihiala z nieodżałowanego Sentenced. Kilka razy miałem takie skojarzenia.
No właśnie skoro już o wokalach. Cóż muszę przyznać, że mocno razi akcent i maniera z nim związana. W niektórych momentach też nie do końca siedzą te śpiewy - więcej chęci niż rzeczywistych umiejętności. Z tego co widzę zespół już dokonał roszady za mikrofonem, więc temat jest jakby nieaktualny. Jak już narzekam to wspomnę o słabej produkcji tego materiału. Brakuje balansu głośności poszczególnych instrumentów. Perkusja jest zdecydowanie za mocno "wywalona" do przodu i często zagłusza gitary. O basie nie wspomnę, bo prawie go nie słychać. Zdecydowanie przydałoby się prawdziwe studio i realizator z doświadczeniem. Odbiór tego materiału byłby na pewno lepszy.
Osobne słówka poświęcę kompozycji "Winter Is Coming". Numer, który zrobił na mnie największe wrażenie. Kapitalna opowieść, snująca się w takim dosyć niepokojącym klimacie. Sporo w tym kawałku się dzieje i pomimo swojej długości (ponad siedem minut) nie ma mowy o jakiejkolwiek nudzie. Na koniec piękne wyciszenie świetną solówką na tle... pianina. Świetne zakończenie utworu i płyty.
Kilka słów podsumowania. Umiejętności są, pomysłów też nie brakuje co słychać w poszczególnych kompozycjach. Muzycy umiejętnie łączą różne stylistyki i dosyć sprawnie poruszają się w ich obrębie. Do tego potrafią czarować klimatem (jak na przykład w "Uncover") i budować swoją opowieść. Jak na debiut to jest całkiem dobrze i w przyszłości może być jeszcze lepiej. No ale to już wszystko w głowach i rękach chłopaków. Ja na pewno sprawdzę jaką ścieżką udał się zespół Schaderian na kolejnym swoim wydawnictwie.