Zespół nazywa się Strzyga, a tutaj płyty mówi o "Świcie Bogów". Szybki rzut oka na okładkę, listę utworów i w zasadzie wszystko jasne. Będzie pogańsko. I dokładnie tak jest. Zanim przejdziemy do muzyki, to jeszcze kilka słów o samym zespole. Strzyga uformowała się w 2013 roku z inicjatywy wokalisty Mateusza Kujawy i gitarzysty Pawła Kosmali. Cztery lata później zespół zarejestrował debiutancką płytę, o której właśnie mowa.
Muzycznie oczywiście obracamy się w pogańskim metalu granym na thrash metalową modłę. Momentami jest nawet speed metalowo i bardzo dziko. Barbarzyńsko, czy też na swój sposób prostacko, co akurat w tym przypadku nie jest zarzutem. Generalnie wszystko tu się w miarę zgadza. Mamy rozpędzone riffy, co prawda bardzo schematyczne i mało urozmaicone, no ale nie ma co się o to czepiać. Nie brakuje też dziko-szalonej perkusji, która ostro napędza to granie. Sporo w tym brudu i mocy. Lekkie skojarzenia z początkami Venom, czy Destruction mogą być, ale jednak nie porównywałbym tutaj poziomów. Bardziej chodzi mi o klimat.
Niezbyt siedzą mi wokale na tej płycie. Nie dość, że teksty nie są zbyt.. hmm... górnolotne, że tak się wyrażę, to sposób ich interpretowania przez Mateusza Kujawę trochę męczy. Niestety co chwilę stara się on śpiewać na ciut inną modłę. A to growle, a to wysokie piski, a to normalniejszy (krzyczany) wokal. Gdzieś tam pociśnie wczesnym Kupczykiem, a za chwilę wspomniane growle. Za dużo tych srok na raz... A umiejętności przecież są, bo to słychać, tylko trzeba się zdecydować w którą stronę iść. Wiadomo - pierwsza płyta i może jeszcze nie być większej muzycznej świadomości.
A co mi się podoba na tej płycie? Najbardziej... intro, czyli kompozycja "Upadek Arkony". No i niespodzianka... muzyka - Justyna Szatny z zespołu Iscariota, a za tekst odpowiada sam... Zerivan znany choćby z Signum Triste. Fani pagan metalu oczywiście wiedzą kto zacz. Później bywa różnie - sporo świetnych (instrumentalnie!) fragmentów jak "Kolovrat", czy "Starsza krew". Zdarzają się momenty średnie i słabsze jak na przykład "Kawaleria Szkarłatnego Księżyca". I mocno słabe - tutaj wskazałbym zdecydowanie numer "Vinda Snekka". W uszy kłuje też nie najlepsza produkcja tego materiału - jak dla mnie wokale są zbyt mocno wywalone do przodu (np. utwór "Strzyga"), oraz w muzyce jest za mało przestrzeni. Instrumenty trochę się "duszą" i przez to brzmi to wszystko lekko skompresowane. Szkoda, że zespół wcześniej nie nagrał jakiejś EP'ki, bo to dałoby pojęcie o pracy w studio i jego możliwościach.
Sporo tych minusów jak na debiut, prawda? No ale ja zawsze powtarzam, że debiut to debiut i tutaj można sporo odpuścić. Staram się też wychwytywać te jaśniejsze strony i tutaj takie też oczywiście są. Trochę trudno o jednoznaczną ocenę. Taki "Kolovrat", który zamyka ten album pozostawia bardzo dobre wrażenie (brawo instrumentaliści!) i to jest dobry prognostyk na przyszłość. Pracy przed Strzygą nie mało, ale coś fajnego może z tego się ukręcić. Na razie jest średniak. No taki ambitny (bo raczej mało kto u nas gra taką muzę) i utalentowany (bo umiejętności są), oby tylko nie leniwy. A bardziej serio, to dam chłopakom drugą szansę i sprawdzę kolejne wydawnictwo, a do "Świtu Bogów" raczej zbyt często nie będę wracał.