01. The New Beginning 02. Berserk 03. Reflecting Lies 04. The Chosen Ones 05. Havoc 06. Through The City Of Darkness 07. Inner Fears 08. Black Screens 09. Nerevar Rising 10. Fidelis 11. Break The Waves 12. Distanced 13. Into Battle 14. Death March 15. Forgotten Tale
Jeleniogórski zespół Warbell powstał w 2007 roku i po wydaniu dwóch demówek zawiesił swoją działalność. Rok 2013 to powrót do świata żywych i retusz w składzie - pojawił się nowy perkusista, a za mikrofonem stoi teraz... wokalistka Karolina. Tyle tytułem wstępu i przechodzimy do debiutanckiej płyty zatytułowanej "Havoc".
Zaczynamy instrumentalnym kawałkiem "The New Beginning", który pełni rolę intro. Bardzo akuratny tytuł, biorąc pod uwagę problemy zespołu i tym samym odkreślamy przeszłość i skupiamy się na teraźniejszości. A tutaj bardzo przyjemne rzeczy nas czekają. Warbell to dosyć melodyjny death metal, ale taki bez słodkości. O ile jeszcze drugi numer ("Berserk") utrzymuje słuchacza w spokojnych tempach, to już od "Reflecting Lies" robi się znacznie gęściej. Co nie oznacza, że zespół zatraca się w prędkości i gna na złamanie karku. Otóż siłą tych kompozycji jest utrzymanie ich w takich średnio-szybkich tempach. Kiedy potrzeba, muza jedzie konkretnie do przodu, gitary tną solidnie, a perkusista okrutnie okłada swój zestaw. Jednak po chwilowej gonitwie następuje zwolnienie i muzyka niesie nas swobodnie do przodu. Oczywiście te momenty są okraszone pewną melodyjnością, ale bez zbytniej przesady. Bardzo fajnie to wszystko siedzi i się uzupełnia. Szybki łomot i późniejsze zwolnienia. Świetną robotę wykonują tutaj gitarzyści, sporo dobrych riffów ("The Chosen One"!) i całkiem udane (melodyjne, a jak!) solówki.
Osobne słówko o wokalistce - "Gigi" growluje rasowo, momentami sięgając bardzo głęboko do swojego wnętrza. Chwilami kojarzy mi się z Angelą Gossow, co jest tylko i wyłącznie komplementem. Ponadto mamy dwie kompozycje, gdzie śpiewa czystym głosem ("Black Screens" i "Break The Waves") - jednak jakoś mi te numery mniej weszły i wolę te z growlami. Ogólnie - świetna robota, bo nie dość, że te growle brzmią zawodowo, to jeszcze są pokombinowane i podane w różny sposób. Brawo!
Zaskakują dwie pozycje pod koniec płyty - "Into A Battle" i "Death March", które tęsknie spoglądają w stronę skandynawskiego death metalu i przywodzą na myśl Amon Amarth. Co też mi w żaden sposób nie przeszkadza, bo odbieram to jako pewne urozmaicenie. Tutaj trzeba przyznać, iż Warbell na swoim debiucie ostro dali do pieca, gdyż wcisnęli na CD aż 15 numerów. Dosyć odważna decyzja, bo przy prawie godzinnym materiale łatwo zmęczyć słuchacza, a przecież przy pierwszej płycie nie o to chodzi. Jednak trzeba tutaj od razu powiedzieć, że zespół wyszedł z tego obronną ręka, bo materiał jest na tyle urozmaicony, iż zupełnie nie nudzi. W kolejnych numerach sporo się dzieje, mamy zmiany tempa, melodyjne wstawki, świetną pracę sekcji i urozmaicone wokale. Do tego wszystkie kompozycje trzymają równy, dobry poziom. Nic tutaj nie odstaje i nie ma mowy o jakimś wypełniaczu. To jest bardzo równa płyta. To wszystko sprawia, że słucham tego albumu z dużą przyjemnością i będę do niej wracał. I na pewno pilnie będę śledził to, co dzieje się w obozie Warbell.