01. Bones 02. Shout At The Devil 03. Set My Soul On Fire 04. See You Rise 05. All the Reasons You Live 06. Wizard Sleeve 07. Our Time Is Now 08. Speed 09. Blood On My Hands 10. Diamonds 11. Silence
Legenda NWOBHM i jedna z najbardziej wpływowych grup w heavy metalu Diamond Head na swoim najnowszym albumie nawiązuje do swoich dwóch pierwszych klasycznych produkcji. Po wydanym dziewięć lat temu żenującym "What's In Your Head" Diamond Head się reflektuje i prezentuje dzieło dziarskie i z polotem. W zdumienie wprawia fakt, że od 2014 roku stanowisko wokalisty zajmuje Rasmus Bom Anderson, bowiem śpiewa on z niemal identyczną manierą śpiewania pierwszego wokalisty zespołu, Seana Harrisa. Na albumie słyszymy też jedynego stałego członka zespołu, Briana Tatlera, który ze względu na swoje umiejętności techniczne i charakterystyczną grę jest niezastąpiony dla grupy niczym Tony Iommi dla Black Sabbath.
"Bones" to właśnie taki klasyczny Diamond Head. Niepokojąca zagrywka na wstępie dość mocno kojarzy się z latami świetności grupy i doskonale przywraca ducha dawnego, nietuzinkowego zespołu jakim był Diamond Head w latach 80-tych. Następnie dostajemy solidny zastrzyk energii w postaci "Shout At The Devil". Ten jest już zdecydowanie bardziej nowoczesny i ukierunkowany na heavy metal XXI wieku. Czuć jednak tę brytyjskość, bowiem stylistycznie utwór skierowany jest raczej w stronę nowego Tank czy Tygers Of Pan Tang. W "Set My Soul On Fire" epickość miesza się z rasową, heavy metalową energią. Wychodzi niesamowicie i warto tu zwrócić uwagę na rewelacyjny wokal Rasmusa Boma Andersona. Mocną stroną są także świetne solówki, co zresztą jest zaletą całego albumu. W "All The Reasons You Live" niezwykłe wrażenie robią orkiestrowe smyczki dodające utworowi podniosłości i monumentalności.
"Wizards Sleeve" rozpoczyna się dość typowym i oklepanym riffem, jednak w dalszej części utwór ładnie się rozwija i słucha się go z niewysłowioną przyjemnością. Zwłaszcza, że to tutaj najwyraźniej udało się grupie nawiązać do klimatu dawnych płyt zespołu, a ponadto połączyć dawną świetność z iście dziarskim, nowoczesnym brytyjskim heavy graniem. W tym miejscu również ukłon w stronę Andersona, któremu rewelacyjnie udało się nawiązać do maniery śpiewania dawnego wokalisty zespołu do tego stopnia, że gotów byłbym pomyśleć, że to śpiewa sam Harris. Przebojowy charakter posiada "Diamonds", a słychać to poprzez chwytliwą melodię oraz sprawną, żwawą grę muzyków. Świetnie się go słucha, bo kto powiedział, że przebojowość musi być zła? Interesujące są tu również pauzy w środkowej części utworu, a ich stosowanie dowodzi tylko idealnego zgrania muzyków. Na koniec epicki i niepokojący "Silence", który ewidentnie kojarzy się z zeppelinowskim "Kashmirem". Ponownie smaczku dodają orkiestrowe smyczki.
Z pewnością można stwierdzić, że jest to najlepsze dzieło zespołu od czasu "Borrowed Time", a nawet od czasu przełomowego "Lightning To The Nations". Grupa w swojej grze doskonale oddała ducha i klimat lat minionych, łącząc je z nowoczesnym, choć zakorzenionym w brytyjskiej tradycji, heavy metalem.