Zespól Lowtide powstał w 2008 roku i od tego czasu dorobił się dwóch płyt: "From Nothing To Nowhere" z 2013 (której zupełnie nie znam) i recenzowanej właśnie "In Our Veins", która ukazała się w 2015 roku. W dołączonej do CD biografii doczytałem, iż zespół w swojej muzyce łączy elementy hard rocka, metalu i hardcore, a sam zespół szufladkuje się jako metalcorowy. Hmm... no ok, słuchamy.
"Core" przy jakiejkolwiek płycie nie wprawia mnie w entuzjazm, niestety tak już mam od zawsze i nic na to nie poradzę. Do tego mogę dodać, iż metalcore nigdy nie przypadł mi do gustu i zasadzie nie mam w domu żadnej płyty z taką muzyka. Po prostu nie lubię takiego grania - osłabiają mnie melodyjno-krzyczane utwory i tyle, także jak widać chłopaki z Lowtide nie trafili pod najlepszy adres ze swoja muzyką... ale...
No właśnie - zawsze jest jakieś "ale", prawda? Na początku ustalmy może jakieś fakty odnośnie tej płyty. Po pierwsze primoLowtide nie irytuje mnie przesadną melodyjnością w swoich kawałkach. Po drugie primo nie pędzi ze swoją muzyką jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata. A po trzecie primo nie brakuje w kawałkach fajnych, technicznych smaczków (a to jakaś ciekawa zagrywka, czy też smakowita solówka). To powoduje, iż ten metalcore jest dla mnie całkiem słuchalny. Mocno mnie to zaskoczyło, iż wszystkie numery są utrzymane w średnio-wolnych tempach. Dzięki temu można bardziej wsłuchać się w to, co muzycy mają do zaprezentowania.
A w tym temacie jest całkiem nieźle. Gitary całkiem rześko chodzą i mamy też dosyć miodne solówki. Kolejnym zaskoczeniem jest praca perkusji. Spodziewałem się sporej ilości blastów i podwójnej stopy, a tutaj niespodzianka. Perkusista Jaras gra bardzo oszczędnie (biorąc pod uwagę sugerowany gatunek) i bardzo klasycznie. Oczywiście kiedy trzeba, solidnie przyładuje na dwie stopy, o to się nie martwcie. Kolejnym punktem tej muzycznej układanki jest wokal. I tutaj pozwolę sobie pomarudzić - co prawda Bart wydziera się rasowo, ale jednak przez cały ten materiał robi to tak samo. Oj przydałoby się coś urozmaicić w tych liniach wokalnych, zdecydowanie. Ogólnie to wokale są takie mało... metalcorowe - górek brak, growli też się nie stwierdza. Mamy tak zwany środek i tyle. Jak dla mnie całkiem ok, tylko więcej urozmaicenia poproszę.
Poszczególne kompozycje utrzymują w miarę równy poziom i trudno mi jakąś wskazać jako najsłabszą. Materiał jest równy i skrojony na dosyć dobrym poziomie. Zaskakuje mnie (bardzo pozytywnie) mała zawartość metalcore w tym metalcore. Bliżej tutaj do skandynawskiego metalu - tego z dobrymi melodiami. W tym miejscu mogę pokusić się o wskazanie numeru, który najbardziej mi siadł. Jest to zamykający album "Need To Know". Pachnie mi tutaj starym, dobrym In Flames i to zasadniczo bardzo lubię.
Lowtide płytą "In Our Veins" pozostawił u mnie dosyć dobre wrażenie. Spodziewałem się znacznie cięższej przeprawy, a tutaj takie miłe zaskoczenie. Całkiem udana płyta. Są fajne melodie? Są. Nie brakuje czadowego grania? Nie brakuje. Kompozycje z pomysłem? Tak. Sporo się w nich dzieje? Oczywiście. Nudy nie ma? Nie ma. No to nie ma co kombinować - jest nieźle i tego się trzymajmy.