Zespół Torture Pit powstał w 2007 roku, a w roku 2009 wydał swój debiut zatytułowany po prostu "Torture Pit". Rok 2015 to EP'ka zatytułowana "The Assassins Sessions", na którą trafiły cztery kompozycje, a całość trwa ciut ponad szesnaście minut.
Torture Pit to zdecydowanie death metal, ale nie do końca, bo nie sposób pominąć mocną reprezentacje innych gatunków. Otwierający to wydawnictwo numer "Creep" zaskakuje mocno doom metalową stylistyką. Jest dosyć ponuro i posępnie. Gitarowe riffy ciągną się smoliście, perkusja nieustannie tłucze w tle, a growlowane wokale dopełniają złowrogi klimat. Bardzo fajny numer! Dwójeczka, czyli "Warbeards" ukazuje ciut inne oblicze zespołu. Doom lekko usunął się w cień i mamy większą dynamikę. Gitary tną bardziej rześko, a perkusista nie ustaje w swojej nawałnicy.
Numer trzy to.. hmm... serio? Ok, przyznaje się bez bicia, że tego numeru nie jestem w stanie przesłuchać w całości. Gościnnie pojawia się tutaj... niemiecki (?) raper, który wali "wierszykami". No sorka, ale ja czegoś takiego nie trawię z dwóch powodów - po pierwsze - rapowanie, a po drugie po... niemiecku. Dziękuję, dobranoc. Numer cztery to dosyć mocno rozpędzony (momentami do granicy blastów) "Fire". Solidny łomot na koniec materiału.
Jak widać każdy numer oferuje coś troszkę innego. Niby te wszystkie kawałki mają wspólny mianownik, ale różnorodność jest całkiem spora. Nie wiem z czego to wynika, ale i też nie będę w to wnikał. Muzyka jest w miarę intrygująca (oczywiście pomijam fatalny numer z raperem) i może zainteresować maniaków cięższego łojenia. Mnie do gustu najbardziej przypadł numer "Creep", czyli ten mocno doom metalowy. A poza tym? Oczywiście Torture Pit nowych muzycznych rejonów nie odkrywa i prekursorami jakiegokolwiek grania nikt ich nie okrzyknie, ale z drugiej strony jest dosyć solidnie i nie ma męczenia buły. Ciekawi mnie jak to w przyszłości sprawdzi się przy większej ilości utworów na płycie, bo jak na razie jest nieźle.