01. Intro 02. Regenerate 03. Sarin 04. Ocean Of Tears 05. Out Of Hatred I Came 06. Lost Soul 07. A Dream Of Freedom 08. Like The Wind 09. Jest taki samotny dom 10. Indian Chant Of the Gods From The Stars 11. Silent Blast 12. Emptiness
Zespół Gemini Abyss powstał w 2011 roku i w swoim dorobku ma demo "I Would Die Just For A Feel..." (2012 r.), debiut "Claim Of The Planet" z 2013 roku i właśnie recenzowany album "Regenerate" z 2015 roku. Owych wcześniejszych wydawnictw nie słyszałem, więc jest to mój pierwszy kontakt z tą formacją. No, to zaczynamy tańce...
Jak zaznaczyłem na wstępie - nie mam pojęcia co Gemini Abyss prezentował na swoich wcześniejszych materiałach, ale na "Regenerate" mamy do czynienia z symfonicznym power metalem z krwi i kości. Zasadniczo - wszystko jest według klasyki gatunku. Kobiecy wokal - check! Growlowane męskie zaśpiewy - check! Rozbudowane partie klawiszowe - check! I tak mógłbym wszystkie składniki takiego grania sprawdzić i oczywiście wszystko jak najbardziej by się zgadzało. Tym samym pierwszą część recenzji mamy, że tak powiem - odhaczoną. Oczywiście sam przepis i zgromadzenie odpowiednich składników niczego nie gwarantuje. Generalnie tyczy się to każdej dziedziny życia, ale w filozoficzne dysputy nie będziemy się tutaj zapuszczać, więc wracamy do "Regenerate".
Nie da się ukryć, iż szufladka symfonicznego grania już jakiś czas temu została konkretnie spenetrowana przez setki zespołów i w zasadzie nie pozostało już nic nowego do odegrania. Co nie oznacza oczywiście, że jedyną opcją jest kopiowanie i klonowanie. O muzyce Gemini Abyss na pewno czegoś takiego nie powiem. Oczywiście, że w graniu tej kapeli słychać echa starego Nightwish (posłuchajcie "Like The Wind" - nie tu ma najmniejszych wątpliwości), czy też innych bardziej znanych zespołów. Echa echami, ale jednak zespół stawia na swoją wizję. No właśnie. Niby ten symfoniczny metal taki banalny i oczywisty, a tutaj okazuje się, że można w nim zagrać coś po swojemu.
Na szczęście muzyka Gemini Abyss to nie tylko proste jechanie po schemacie. Co jakiś czas pojawiają się lekko progresywne odjazdy i próby (często udane) urozmaicenia swojej muzyki. Mamy częste zmiany tempa, wejścia zmiennych wokali i innych tego typu zagrywek. A'propos wokali - wokalistka Klaudia Woroniecka dysponuje dosyć niskim wokalem (takim lekko jakby zamglonym) i w zasadzie nie wybiera się zbyt często w górki. Momentami przypomina mi to jak kiedyś śpiewała (w swoich niskich rejestrach) Tarja Turunen. Dodatkowym głosem jest klawiszowiec Marcin Czyżewski i o ile jego agresywne growle bardzo ładnie mi siedzą, tak czyste zaśpiewy nieszczególnie. Oczywiście, jest to totalnie odgrzewany kotlet z tego typu wokalnymi kontrastami, ale dzięki temu muzyka nabiera większego wyrazu i nie nuży słuchacza.
Tutaj muszę przyznać, iż słucham sobie "Regenerate" bez większego problemu i po 2-3 odsłuchach całkiem fajnie mi ten materiał wszedł. Oczywiście nie będę nikogo czarował, że jest to nie wiadomo jak wspaniały album i pisał o zespole, który przełamał jakąś granicę. Wiadoma sprawa, ale oddać muszę, że Gemini Abyss nagrali na tyle interesujący album, że słuchanie go jest całkiem przyjemne. W szczególności jak człowiek chce odpocząć od codziennego łomotu i posłuchać ciut łagodniejszej muzyki. Koniecznie jeszcze muszę wspomnieć o coverze, który mamy na rozkładzie. Zespół postanowił (dosyć zaskakująco) zmierzyć się z kompozycją Budki Suflera. Heh... wybór doskonały, bo "Jest taki samotny dom" idealnie pasuje do aranżacji w takim stylu jak to zrobiła ekipa Gemini Abyss.
W sumie nie napisałem jeszcze o jakichś niedociągnięciach. Na pewno trochę monotonni mimo wszystko się przytrafiło. W niektórych utworach brakuje mi trochę większej różnorodności i polotu. Przydałoby się też jeszcze więcej wycisnąć ze studia, ale tutaj już w pełni rozumiem - "many, many, many"... Oczywiście nie mam zarzutów co do brzmienia materiału, bo jest dosyć dobre, z odpowiednią głębią i polotem. Trochę się rozpisałem, więc czas na werdykt ostateczny... Jak dla mnie "Regenerate" to całkiem dobra płyta, osadzona w klasycznie rozumianym symfonicznym metalu. Momentami jest czadowo ("Indian Chant Of The Gods From The Stars", "Sarin") i są też chwile bardziej nastrojowe ("Emptiness" - utwór ze specjalną dedykacją). Słychać, że muzyka jest przemyślana i nikt tutaj nie gra przypadkowych dźwięków. Jeśli ktoś lubi takie granie w wykonaniu zagranicznych zespołów, to bez zastanowienia powinien sprawdzić i Gemini Abyss, bo czemu nie?