Bifrost to w mitologii nordyckiej tęczowy płonący most (hehe... nie mylić z Warszawą), który łączył świat śmiertelników (Midgard) ze światem bogów (Asgard). Takie też było i moje pierwsze skojarzenie, gdy pochyliłem się nad EP'ką tego zespołu. Spodziewałem się zespołu poruszającego się w klimatach północnej mitologii, a tu... nic z tego.
EP'ka zatytułowana "2014" to cztery numery obracające się wokół spokojnie granego heavy metalu. Dominują tutaj wolne, walcowate tempa i spory nacisk na groove. Zdecydowanie nie ma jakiejś szaleńczej jazdy. Sporo w tym graniu stonerowego klimatu, co świetnie podkreślają polskie teksty. Nie ma tu nic odkrywczego, ale też i nie trąci banałem. Te cztery kompozycje nieźle "bujają" i wprawiają mnie w dosyć dobry nastrój. Materiał skrojony jest według podobnego schematu, numery są dosyć jednorodne i trzymają podobny poziom. Muzycy Bifrost nie silą się na jakieś muzyczne eksperymenty, nie odkrywają niezbadanych dotąd obszarów. Jest solidnie i poprawnie.
Słychać, że jest pomysł na muzykę, umiejętności kompozytorskie i instrumentalne też są. Zresztą chłopaki w niejednym zespole grali wcześniej i to po prostu słychać, iż nie mamy do czynienia z zielonymi debiutantami. Cała ta mieszanka sprawia, że materiał zawarty na "2014" jest spójny i jednorodny. Jednocześnie nie stwierdzam również muzycznych poszukiwań i eksperymentów.
Trochę brakuje mi w tym graniu jakiegoś urozmaicenia, czegoś co spowodowałoby mocniejsze bicie serca. Z drugiej strony jest to pierwsze wyjście do ludzi i patrząc pod tym kątem - nie jest przecież źle. Jest klimat, są niezłe teksty i dosyć udane kompozycje. Jak na początek to przecież całkiem dobrze, prawda? Te osiemnaście i pół minuty grania to dość dobry prognostyk przed dużą płytą, która pewno kiedyś powstanie.