01. Diagnosis One 02. Have No Fear/Perliminary Diagnosis 03. Diagnosis Two 04. Blood Red Mist/It Wasn't Me 05. Diagnosis Three 06. The Damned Spot/My Work Is Never Done 07. Diagnosis Four 08. Conspiracy/Are You Blind? 09. Diagnosis Five 10. Thinner Ice/Borderline 11. Diagnosis Six 12. Mother's Eyes/Burning Bright 13. It's Just a Shadow/Our Patient Bodes Well
Zespół Uziel powstał w 2001 roku, a płyta zatytułowana "Diagnosis F44.3" to ich debiut z 2014 roku. Przed debiutem była jedna EP'ka i trzy demówki, których zupełnie nie znam. No to bierzemy na warsztat ten tajemniczo nazwany debiut.
Kilka tak zwanych kliknięć myszką i już wiemy, iż diagnoza określona symbolem "F44.3" dotyczy zaburzeń transowo-opętaniowych. W skrócie chodzi o pacjentów u których występuje czasowa utrata poczucia osobowej tożsamości i pełnej świadomości otoczenia. Oczywiście w zamian pojawia się nowa tożsamość, którą możemy łatwo skojarzyć np. z opętaniem. Uroczo, prawda? To tak w skrócie, bo zainteresowani szybko sobie doczytają szczegóły. Teraz już tylko muzyka zespołu Uziel.
Zapraszam na wycieczkę w najbardziej mroczne i pokręcone zakamarki naszego mózgu, do takiego w którym nic nie jest jasne, klarowne czy przejrzyste. Tam gdzie prawda miesza się z fikcją, a fikcja z prawdą. Podróż w mroczne rewiry naszego umysłu ubarwi nam trzynaście kompozycji zawartych na "Diagnosis". Odwiedziliście kiedyś szpital dla obłąkanych? To teraz macie do tego niepowtarzalną okazję. Odwiedzimy sześciu "interesujących" pacjentów. Szczegóły w miniaturkach zatytułowanych "Diagnosis...".
Siedem pozostałych numerów to zgrabnie zagrana mieszanka black i death metalu. Oczywiście całość jest podlana schizofrenicznym sosem i mocno niepokojącym klimatem. Deathowa agresja została przemieszana z blackowym sznytem, a w tle gdzieś tam się przebijają doomowe echa. Cholernie trudno jednoznacznie zaszufladkować to granie, bo muzyka jest zupełnie nieprzewidywalna i pokręcona na maksa. Nic tutaj nie jest pewne, niczego nie da się przewidzieć, w każdej chwili można oczekiwać nieoczekiwanego. Chore dźwięki gonią jeszcze bardziej zeschizowane, a te poganiane są takimi mocno opętanymi...
Pomyśleć może ktoś, iż przesadzam z tymi określeniami, ale muszę Was rozczarować. Ta muzyka naprawdę jest tak chora. Na szczęście wszystko w obrębie poszczególnych kompozycji trzyma się kupy, nie ma mowy o przeroście formy nad treścią. Muzycy nie stracili gruntu pod nogami (czy też resztek rozumu) i bardzo sprawnie te numery poskładali. A ten cały klimat, ta chora otoczka to zdecydowanie wartość dodana. Mnóstwo w tym graniu połamanych rytmów, szaleńczych riffów i nawiedzonych wokali. O tak... mamy tutaj schizowe growle, nawiedzone krzyki (screamy) i dziwaczne melorycytacje, a jeszcze od czasu do czasu swoje dokładają jakieś dziwne klawisze rodem z horroru. Miodzio, prawda?
Nawet nie próbuję opisać jakiejkolwiek kompozycji, bo nie byłbym w stanie tego zrobić. "Diagnosis F44.3" to jakiś koszmarny sen schizofrenika, który śni się na jawie. Niespełna 40 minut muzyki, ale to już wystarczy, żeby poczuć w sobie nutkę opętania. Nie wierzycie? Posłuchajcie (na swoją odpowiedzialność) tej płyty, ale wcześniej przygotujcie sobie kaftanik... taki z za dużymi rękawami. Może się przydać. Ja już swój wyprasowałem i zawiesiłem na wieszaku. Teraz idę włożyć CD do playera...
Play...
słucham...
gdzie ja jestem?
Kim jesteś? Co tu...... c..o..... ja............ aa......... ........ . . . . ..