01. Sabat 02. Nasze Requiem 03. Odium 04. Nie zostało nic 05. Za późno by śnić 06. Odi et Amo 07. W imię nocy 08. Błądzić ludzka rzecz 09. Laudanum 10. Amor 11. Nienawiść
To już druga płyta Artrosis po powrocie klawiszowca i współzałożyciela grupy, Macieja Niedzielskiego. Co ciekawe, nie jest to kopia poprzedniczki, "Imago". Na ten fakt nałożyło się kilka ciekawych czynników. Od kiedy zespół w 2001 roku odkrył rejony elektronicznych dźwięków, każda płyta sygnowana nazwiskiem Macieja Niedzielskiego pławiła się w mrocznych, nastrojowych klawiszach. Tymczasem "Odi et Amo" znów, jak za dawnych lat Artrosis, oddaje wiele pola do popisu gitarze. Najłatwiej byłoby zrzucić to na karb "mody" ostatnich lat, w której zespoły gotyckie porzucają elektroniczny kierunek na rzecz tak zwanego "powrotu do korzeni", zespoły power metalowe rzucają progresywne inklinacje na rzecz "archaicznych" patatajców, a wiele nowych kapel sięga po brzmienie z lat siedemdziesiątych. Jednym słowem, elektronika w odwrocie.
Tak w sztuce bywało, bywa i pewnie będzie, że pewne nurty rozlewają się po całym środowisku artystycznym. Cóż, najłatwiej byłoby wrzucić "Odi et Amo" do tego samego worka. Tymczasem sentyment i artystyczna moda to pewnie tylko kropla w morzu przyczyn, jakie złożyły się fakt, że Artrosis nagrał gitarową płytę mocno kłaniającą się korzeniom grupy. Otóż zielonogórzanie mieli już prawie całą płytę zarejestrowaną (zgodnie z poprzednią wersją - elektroniczną, siostrę "Imago") ale z powodu awarii komputera szlag trafił wszystkie nagrania. Z tego co mówi Medeah, wokalistka i jedna z głów Artrosis, wszystkim ręce i nogi opadły i być może o mały włos "Odi et Amo" nie ujrzałaby światła dziennego. Z kryzysu wyciągną zespół gitarzysta, Grzegorz "Gregor" Piotrowski, który ponowne nagrania i produkcję wziął w swoje ręce. Zrezygnowana Medeah i Maciej postanowili dać mu wolną rękę. Nic dziwnego, że płyta została zrobiona tak, jakby ją robił mistrz gitary, a nie klawiszy.
Efekt jest kapitalny! "Odi et Amo" jest krążkiem łączącym magiczny nastrój wszystkich płyt Artrosis, ciężar trzech pierwszych i syntezatorowe inklinacje "Fetish", "Melange" i "Imago". Co ciekawe, właśnie taka miała być przed laty "Con Trust", jednak ta została nagrana bez Macieja Niedzielskiego, przez co posiada ona kompletnie inne brzmienie i klimat. Jest to dowód na to jak ważną rolę odgrywa w Artrosis zderzenie dwóch strumieni pomysłów - Medeah i Niedzilskiego. Myślę, że najnowsze dzieło Artrosis może zaspokoić gusta fanów pierwszych krążków kapeli jak i jej oblicza z XXI wieku. Znajdują się na niej utwory mogące bez najmniejszego problemu znaleźć się na przykład na albumie "W imię nocy". Należy do nich tytułowy "Odi et Amo", który swoją klasyczną konstrukcją, linią melodyczną i stricte gotyckimi plamami klawiszy wprost odnosi nas do tradycyjnego, polskiego gotyku lat dziewięćdziesiątych.
Innym tego rodzaju utworem jest "W imię nocy". Ten nie tylko odwołuje się do klasyki zespołu swoim tytułem, ale także kompozycją rodem z płyty "Pośród kwiatów i cieni" oraz poetyckim, oderwanym od rzeczywistości tekstem, tak typowym dla tamtej ery Artrosis (dziś Medeah pisze częściej o ludzkich losach). Z kolei rozpoczynający płytę "Sabat" to bezpośrednie nawiązanie do otwieracza z debiutu, "Lisa". Trafiły nań te same rozwiązania kompozycyjne i instrumentarium. Interesujące jest to, że nawet tam, gdzie zespół nie bawi się w "powroty do korzeni", słychać pewne drobne smaczki, które stanowią o tym, że muzykę "Odi et Amo" trudno pomylić z jakimkolwiek innym zespołem. Mimo, że zespół zachował automat perkusyjny, pojawiło się wiele naturalnej, elektrycznej gitary. Te mocniejsze uderzenia nie są aż takim silnym pomostem z dawnym Artrosis. Aranżacje Grzegorza Piotrowskiego rzadko kiedy kojarzą się z dziełami Rafała Grunta z pierwszych płyt. Są zdecydowanie bardziej współczesne, momentami wręcz progresywne (jak w przypadku "Błądzić ludzka rzecz" czy "Odium"). Fakt ten sprawia, że ci, którzy nastawiają się po recenzjach obiecujących "powrót do korzeni" mogą być nieco rozczarowani. Artrosis, owszem, wrócił do cięższych aranżacji i gitar, ale poza kilkoma, wspomnianymi wyjątkami, jest to dużo bardziej współczesne oblicze tak zwanych "mocniejszych dźwięków".
Niewątpliwie nad atmosferą płyty czuwa jednak duet Niedzielski i Medeah. Pokręcone klawisze Niedzielskiego są równie ciekawe jak w przypadku "Imago" (słychać je najlepiej na słuchawkach), jednak są na tyle schowane w miksie, że ich kreowanie klimatu jest niezwykle dyskretne. Drugi klimatogenny czynnik, sama Medeah, jest w absolutnie rewelacyjnej formie. Jej wokale są szalenie urozmaicone, od potężnych i głębokich, przez drapieżne po subtelne. Piorunujący efekt daje to wtedy, kiedy Medeah łączy wszystkie style śpiewu w tylko jednym utworze jak ma to miejsce w "Nasze Requiem". Całość spaja bardzo dobre brzmienie, które naprawdę świetnie eksponuje wszystkie składniki tej muzycznej mikstury. Ubolewam jedynie nad tym, że Artrosis stał się dziś zespołem niszowym, działającym własnym sumptem, pozbawionym porządnej promocji. A przecież nie jest zespołem amatorskim! Ja krążek polecam. Jeśli Wam się również podoba, polecajcie innym, może nasza skromna "pantoflowa" promocja pomoże pokazać pozostałym, że Artrosis nadal istnieje i nagrywane bardzo dobre płyty.