Formacja Betrayer powróciła do świata żywych (po 17 latach niebytu) w 2012 roku. Rok 2015 przyniósł płytę zatytułowaną "Infernum In Terra", która jest drugim albumem w dorobku tego zespołu. Z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze, iż muzykiem który łączy stare z nowym jest wokalista/basista Berial.
Takie powroty są zawsze wielką niewiadomą... można się zastanawiać czy zespół odnajdzie się w nowej rzeczywistości oraz czy (i w którym kierunku) ewoluuje muzycznie. Betrayer na pewno nie zawiódł swoich starych fanów. "Infernum In Terra" brzmi jak na lata dziewięćdziesiąte przystało. Sporo tu nawiązań, wpływów i inspiracji Morbid Angel czy Unleashed (a doskonałym tego przykładem niech będzie numer "Strike The Earth"). Materiał jest bardzo spójny i przemyślany, więc nie jest to powrót na zasadzie - coś tam w szufladzie mamy, to wydajmy sobie płytę. Co to, to nie.
Brzmienie płyty jest dosyć klarowne, selektywne i klasowo przybrudzone, w pełni oddające ducha lat przeszłych i jest to zdecydowanie ukłon dla fanów tej kapeli. Jest to po prostu bardzo stareńki i mocno oldschoolowy death metal. I tu doświadczeni wyjadacze doskonale wiedzą o co chodzi. Pomimo tej "starości" w brzmieniu materiał brzmi bardzo świeżo i tutaj kolejny ukłon dla niezmordowanych braci Wiesławskich z Hertz Studio. Poszczególne kompozycje przynoszą sporo niezłych riffów i nieustanną nawałnicę blastów. Kolejne numery przetaczają się niczym tornado i nieźle gniotą słuchacza. Nie ma tutaj specjalnych fajerwerków i nic nowego z szufladki "death" nie otrzymujemy. To wszystko już było zagrane i nagrane. Betrayer nie odkrywa nowych lądów, ale z drugiej strony czy ktoś tego oczekiwał? Miał być solidny łomot i tak właśnie jest.
Dosyć krótki jest ten materiał, bo trwa 36 i pół minuty. Poszczególne numery bardzo szybko przelatują i po kilku przesłuchaniach zostają w głowie. Jakbym miał wyróżnić jakieś kompozycje to na pewno wspomnieć należy "Burn With Me (Fire)" - najdłuższy na płycie i najbardziej pokombinowany. Do tego mocarny "Evil Divine", czy mocno oldschoolowy "Repent". To dołożę jeszcze zamykający album "Touch Of Azazel" ze świetnymi wokalami.
"Infernum In Terra" to płyta dla... hmm... no właśnie. Na pewno dla starych fanów tej kapeli, jednakże pojawia się pytanie - czy oni są jeszcze zainteresowani taką muzyką? Mam nadzieję, że tak. Ponadto po ten krążek powinni sięgnąć fani starego death metalu, w szczególności starych płyt Morbid Angel. I dla kogo jeszcze ta płyta? Na pewno dla samych muzyków. Dzięki temu będzie można zagrać kilkanaście koncertów i dobrze się na nich bawić. Podejrzewam, iż od początku o to właśnie chodziło.