DVD

 »» Black Sabbath - Never Say Die - Live in Concert!

"Never Say Die" to pierwsze koncertowe wideo Black Sabbath. Materiał wchodzący w skład tego wydawnictwa zarejestrowano 19 czerwca 1978 roku w Londynie. Zespół pod względem marketingowym mógł wówczas upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: odhaczyć zarówno jubileusz dziesięciolecia działalności, jak i przy okazji promować nadchodzący album, a więc wydany we wrześniu (i średnio przyjęty) "Never Say Die!". Oryginalnie materiał ten wydany został na kasecie VHS w 1980 roku, jednak 23 lata później doczekał się także wersji na DVD. Jak wypada na niej ten najsłynniejszy, oryginalny skład formacji?

Koncert Black Sabbath w ramach tego DVD nie należy do zbyt długich, bowiem zamyka się w granicach 57 minut. Pierwsza rzecz, jaka zaskakuje to jakość samego wideo: jest bardzo dobrze, a przecież trzeba pamiętać, że taśmy pochodzą z 1978 roku. Oczywiście, dziś inaczej by ustawiono oświetlenie, niektóre ujęcia byłyby ostrzejsze, a kolory żywsze, ale i tak wstydu nie ma. Osobiście nie podobają mi się jednak sztuczki realizatorskie typu picture-in-picture (jak w "Snow Blind" - tak, w taki sposób ten tytuł jest tutaj zapisywany) czy zastosowanie filtrów na obraz ("Black Sabbath" czy "Paranoid"). Rozumiem jednak, że wtedy mogła to być techniczna nowinka, którą wypadało się pochwalić - jestem więc w stanie to wybaczyć. Ciężej przymknąć oko na warstwę audio, która... powiedzmy, że mocno odbiega od obecnie przyjętych standardów. Jasne, możecie sobie wybrać w menu nawet i dźwięk 5.1 Surround, ale i tak wszystko będzie nieznośnie przytłumione. Trzeba dobrze się wsłuchać, by nie tylko wyłapać poszczególne ścieżki, ale zwłaszcza by usłyszeć głos Ozzy'ego.

Sam zespół jest w bardzo dobrej formie: Iommi (w butach na baaardzo wysokim obcasie) czaruje mocarnymi riffami i świetnymi solówkami ("Dirty Women!"), Geezer udowadnia, że jest prawdziwym wirtuozem basu, a Ward wali w bębny jak opętany - aż ciężko wzrok oderwać. Ozzy z kolei... Cóż, nigdy nie ukrywałem, że według mnie Osbourne nigdy nie był jakimś wybitnym wokalistą i tutaj zdania nie zmienię. Robi to, co do niego należy: raz jest lepiej, raz gorzej (ten "Dirty Women" dość niechlujny), raz czyściej, innym razem bardziej charcząco ("Symptom of the Universe"). Ozzy jest po prostym Ozzym. No i ewidentnie jest tutaj albo pod wpływem alkoholu, albo jakichś mniej legalnych środków, a być może nawet i zmieszał dwa różne "wspomagacze". Przeżywa graną przez kolegów muzykę, biega po całej scenie, nakręca publiczność do jeszcze lepszej zabawy... Ktoś mógłby powiedzieć: od tego jest frontman. Niby tak, ale Osbourne szaleje jak króliczek Energizera nawet wtedy, gdy w "Snow Blind" Tony czaruje spokojniejszą solówką.

Drobne zastrzeżenia mam do setlisty "Never Say Die". Miesza ona klasyki z pierwszych płyt działalności z nieco nowszymi kawałkami i niestety słychać różnicę poziomów. "War Pigs", "Black Sabbath", "Children of the Grave" czy odegrany na bis (po napisach końcowych!) "Paranoid" miażdżą. Jednocześnie rock'n'rollowe "Never Say Die" i (nomen omen) "Rock and Roll Doctor" to kawałki, których spodziewałbym się bardziej po wydawnictwach Thin Lizzy. Spokojnie można było je zastąpić czymś innym. Bonusów z kolei brak - mamy tylko ten koncert główny. Koncert dobry, ale nie rzucający na kolana.

Setlista:
01. Symptom of the Universe
02. War Pigs
03. Snow Blind
04. Naver Say Die
05. Black Sabbath
06. Dirty Women
07. Rock and Roll Doctor
08. Electric Funeral
09. Children of the Grave
10. Paranoid

Premiera: 1980 rok.
Wydawca: VCL (VHS) / Sanctuary Records (DVD).




  Dodał: Tomasz Michalski [ 18-03-2024 | 22:17 ]



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!