»»
Nightwish - Virtual Live Show from the Islander Arms 2021
Czas, w którym Nightwish pracował nad swoim pandemicznym show nie był dla tego zespołu zbyt dobry. Pomimo szumnych zapowiedzi ostatni krążek zdobywał przeciętne oceny, do tego grupę opuścił Marco Hietala, a osobiście w głowie miałem także lakoniczny komunikat grupy w sprawie seks-skandalu amerykańskiego promotora, z którym przyjaźnił się Tuomas. Tuż przed startem streamingu grupa strzeliła sobie jeszcze w kolano wprowadzając na szybko najdroższe pakiety, nie pozwalając jednocześnie najwierniejszym fanom dokonać upgrade'u tych zakupionych wcześniej. I z ich niezadowoleniem Nightwish poradził sobie w "najlepszy" możliwy sposób: usuwając wszystkie niepochlebne komentarze. Nic więc dziwnego, że na "Virtual Live Show" nie czekałem. Ba, o całym tym okresie chciałem jak najszybciej zapomnieć. No ale nieeeee, bo przecież pieniąż... Znaczy się: artyzm i te sprawy.
Gdy zespół zapowiedział DVD z drugiego wieczoru w ramach "An Evening with Nightwish in a Virtual World", to aż musiałem sprawdzić kalendarz. Dlaczego? Bo mieliśmy początek 2022 roku. Telefony nagrywają filmiki w wysokiej rozdzielczości, streamujemy filmy w wysokiej rozdzielczości, zespół robi koncert w Internecie transmitując go w wysokiej rozdzielczości, a tu na półki sklepowe ma trafić DVD w rozdzielczości x576 pikseli. Normalnie śmiech na sali, tym bardziej, że fragmenty zapowiadające wydawnictwo były już w pełnym 1080p. Oczywiście sprawdziłem, czy to aby nie zwykły błąd i rzeczywiście: Blu-ray również miał się ukazać. Tylko w Japonii. Bo Japończycy widocznie nie dadzą sobie wcisnąć byle gówna. Nie to, co fani w Europie. Ci nie tylko kupili nowe wydawnictwo Nightwish, ale nawet i nie marudzili jak parę miesięcy później zapowiedziano nową wersję ostatniego albumu, wzbogaconą o... "Virtual Live Show", ale już na nośniku BD. Według mnie za coś takiego powinien być kryminał, a fani olewani ciepłym moczem przez lidera zespołu udawali, że to pada złoty deszcz... Podsumowując: tak, na DVD też nie czekałem.
W końcu jednak postanowiłem przeciąć ten wrzód na dyskografii grupy i "Virtual Live Show from the Islander Arms 2021" trafiło do mojego odtwarzacza. Mi udało się położyć łapki na wersji Blu-ray i od razu zacząłem się zastanawiać, czy wydanie tego koncertu głównie na DVD nie miało za zadania ukryć niedostatków oprawy graficznej. Bo ta jest po prostu średnia. Osobom, które poczynań zespołu nie śledzą wyjaśnię, że "Virtual Live Show" był nagrywany w dość niestandardowy sposób. Grupa grała na żywo na green-screenie i w czasie rzeczywistym była przenoszona do wirtualnego, zaprojektowanego specjalnie z myślą o tym wydarzeniu świata. Niestety sam "przełomowy" i "bezprecedensowy" pomysł nie wystarczył, ponieważ ostateczny efekt przypomina grę "Myst" - a to przecież wcale nie jest nowy tytuł. Sam pomysł na scenę jakiś był, ale rozmazane tekstury, elementy odstające od otoczenia (bluszcz widocznie nie trzyma się drzewa), dziwne artefakty (kępki traw jakby zapadały się w sobie) i nie rzucający cieni zespół nie pozwalają uwierzyć w to, co się widzi - razi to wszystko sztucznością. Szkoda, że mając te kilka miesięcy pomiędzy streamem a premierą fizycznego wydania występu nie poprawiono pewnych rzeczy - nie stworzono swoistego "day-one patcha".
Muzycznie jest już oczywiście lepiej, bo... cóż, w setliście nie zabrakło przedstawicieli wcześniejszych krążków. Bo uczciwie trzeba przyznać, że nowości wypadły blado: teatralnie śpiewany "Pan" jeszcze ujdzie, ale "How's the Heart" i "Harvest" mocno odstają od reszty setlisty ("Ad Astra" to ładne, ale jednak outro). Zbyt to wszystko folkowe, zbyt... nie-najtłiszowe. Na szczęście jest "Ghost Love Score", "Dark Chest of Wonders" (jak tu cudnie tu Emppu ciśnie!), "Storytime" (z wczuwającą się w tekst Floor), słodko śpiewany "Sleeping Sun", czy ciągle znakomity (a przecież pozbawiony męskich wokali) "Ever Dream". Jest na czym ucho zawiesić, ponieważ wokalistką Floor jest znakomitą, a i zespół robi co do niego należy. I choć czasami słyszalnie brakuje zadziorności ("Alpenglow"!), to jednak całego koncertu słucha się nie najgorzej. Szkoda jednak, że zespołowi nie pomaga reżyser: tam, gdzie powinno być dynamicznie, jest statycznie; tam, gdzie zespół daje czadu i powinniśmy go podziwiać, on skupia się na głupotach. Nawet Jukkę traktuje po macoszemu, a przecież obecność nowego basisty była dość mocno eksponowana w social mediach - tutaj muzyk krząta się na drugim planie i nikogo z ekipy realizatorskiej nie obchodzi.
"Virtual Live Show from the Islander Arms 2021" miałoby sens, gdyby do paczki z wideo dodawano CD. Muzyka jest bowiem w porządku: jasne, wszystkie poprzednie koncertówki Nightwish są lepsze, no ale ogólnie wstydu nie ma. Niestety komuś się nad wydaniem fizycznym pracować nie chciało i wydał to wszystko po najmniejszej linii oporu. Macie koncert w niezmienionej, niepoprawionej formie, bez płytek audio, dodatkowo (w Europie) w słabszej jakości - udławcie się. To jedno z tych wydawnictw, które się kupuje tylko po to, by włączyć raz i odłożyć na półkę - coś do skompletowania dyskografii. A przynajmniej wtedy tak było. Dzięki dodaniu wersji BD do "Tour Edition" ostatniego krążka (przykro mi, nie będę się wygłupiał podając jego dziwacznie pisaną nazwę) można bowiem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: dostać w pakiecie słaby album oraz równie słabe wideo. Aż żal nie skorzystać z takiej okazji, co nie?
Tracklista: 01. Intro 02. Noise 03. Planet Hell 04. Alpenglow 05. Élan 06. Storytime 07. How's the Heart 08. Harvest 09. Dark Chest of Wonders 10. I Want My Tears Back 11. Ever Dream 12. Nemo 13. Sleeping Sun 14. Pan 15. Last Ride of the Day 16. Ghost Love Score 17. The Greatest Show on Earth 18. All the Works of Nature Which Adorn the World: VIII. Ad Astra