Tak jak Bruce Dickinson zawsze będzie głosem Iron Maiden, tak Rob Halford to "ten jedyny" frontman Judas Priest. A jednak obaj wokaliści w pewnym momencie opuścili swoje grupy, zmuszając pozostałych muzyków do poszukania ich następców. Fani zmianami nie byli zachwyceni i kolejne płyty obu formacji doczekały się zdecydowanie niższych not niż poprzednie. Po latach wracając do nich można jednak odkryć, że "wcale nie było tak źle". Czy podobnie ma się sprawa z materiałem "live"? O ile Maideni nic oficjalnie z Blaze'em nie stworzyli, tak Judas Priest z Owensem można zobaczyć dzięki DVD "Live in London". Jak wypada na nim ekipa z Birmingham?
Omawiany występ zarejestrowano 19 grudnia 2001 roku w stolicy Anglii podczas trasy promującej krążek "Demolition". Ripper zdążył zwiedzić już z Judasami kawał świata, nabierając doświadczenia i pewności siebie - co wyraźnie tutaj widać i słychać. Bo choć są na "Live in London" momenty, w których wokalista "udaje" Halforda (jak np. w rozpoczynającym show "Metal Gods", czy w "motorowym" wstępie do "Painkiller"), to jednak przez większą część koncertu jest on sobą: boksującym gościem w skórzanej kurtce, czapeczką z daszkiem i z piekielnie mocnym głosem. I jasne: w tych wyższych fragmentach do Roba sporo mu brakuje, ale dzięki charakterystycznej chrypce i fajnym dołom słucha się go jednak z przyjemnością. Dzięki tym właśnie różnicom w śpiewaniu przestajemy w pewnym momencie tęsknić za "klasycznym" składem grupy, skupiając uwagę na tym, co tak naprawdę dostaliśmy. A dostaliśmy naprawdę porządny występ.
Grupa przygotowała podobny set, co na "'98 Live Meltdown", wzbogacając jednak setlistę nie tylko kawałkami z "Jugulatora" ale też i z "Demolition". Wypełniona po brzegi sala bawi się tutaj wybornie, zarówno podczas klasyków (fajnie wypada "Victim of Changes", czy "Desert Plains"), jak i słuchając tych nieco młodszych, zdecydowanie cięższych numerów z "Blood Stained" oraz "Burn in Hell" na czele (jakaż szkoda, że "Machine Man" tylko podczas próby!). Zespół jest bezbłędny i w pełni skoncentrowany - nie uświadczymy z jego strony żadnych wygłupów (no chyba, że zaliczymy Rippera w czapce Mikołaja we wstępie do "Hell Bent for Leather"). Dobrze się go ogląda, tym bardziej, że całość materiału została świetnie, dynamicznie zmontowana. Niech za przykład profesjonalizmu posłuży fakt, że pomimo użycia kilku wielkich kamer, to w ciągu całego, trwającego 1,5h show zobaczymy je ledwo kilka razy. I to kątem oka.
Oprócz głównego koncertu na fanów Judas Priest czekają także dwa dodatki. "Demolition Time" to krótki dokument o życiu w trasie. Są ciekawostki (np. z Japonii), fragmenty londyńskiej próby, mniej lub bardziej poważne wywiady oraz... owłosione pośladki Owensa. "Soundcheck" to z kolei 25 minut dodatkowej muzy, zagranej na luzie, bez jakiejkolwiek spiny. No, może tylko "Sentinel" trochę Tima "przeczochrał" - bo tak, są tu kawałki, które ostatecznie nie trafiły do głównej setlisty. Jest też na jego końcu bardzo ładny teledysk do nie mniej ładnego "Lost and Found". Co by nie powiedzieć: przyjemny dodatek do niezłego przecież wydawnictwa, dokumentującego ciekawy okres w historii tej legendy metalu.
Tracklista:
01. Metal Gods
02. Touch of Evil
03. Blood Stained
04. Victim of Changes
05. One on One
06. Running Wild
07. The Ripper
08. Diamonds and Rust (Joan Baez cover)
09. Feed on Me
10. Burn in Hell
11. Hell Is Home
12. Breaking the Law
13. Desert Plains
14. Turbo Lover
15. Painkiller
16. Electric Eye
17. United
18. Living After Midnight
19. Hell Bent for Leather
--- Bonus ---
20. Demolition Time
--- Bonus II: Soundcheck ---
21. Desert Plains
22. Running Wild
23. Turbo Lover
24. The Sentinel
25. Machine Man
26. Lost and Found (video)
Premiera: 23.07.2002 roku.
Wydawca: Steamhammer.
Dodał: Tomasz Michalski [ 15-04-2021 | 18:18 ]