Daytona - "Mamy długoterminowy plan"


Daytona może i jest dość młodą grupą, ale w jej składzie znajdziemy muzyków, których znamy z chociażby hard rockowego Miss Behaviour czy grającego heavy metal Air Raid. Na debiutanckim albumie tego nowego szyldu - "Garder la Flamme" - artyści składają hołd melodyjnej odmianie rocka lat 70. czy 80. Jest przebojowo, jest old-schoolowo, a nazwy takie jak Foreigner czy Toto będą się przewijały przez całą długość trwania materiału. Postanowiliśmy wykorzystać zamieszanie związane z wydaniem tego pierwszego albumu i zadać grupie parę pytań. Do przedstawienia historii formacji, zdradzenia kulisów powstania "Garder la Flamme" czy poopowiadania o poszczególnych singlach zgłosili się: gitarzysta Erik Heikne, wokalista Fredrik Werner oraz klawiszowiec Johan Berlin. Oto przed Wami szwedzka sensacja: zespół Daytona!





MetalSide: Hej! Jako że "Garder la Flamme" to Wasz debiutancki album, to wypadałoby zacząć od historii zespołu. Jak doszło do narodzin grupy Daytona? Jak się poznaliście?

Erik Heikne: Wszystko zaczęło się od tego, że konsekwentnie pisałem nowe numery. Podczas pandemii byłem bardzo produktywny w moim studiu, a dzięki niektórym utworom od razu poczułem, że coś tutaj mam. Czułem, że różni się to od materiału, który pisałem dla Miss Behaviour. Zawsze pociągało mnie brzmienie i aranżacje, które definiowały scenę hard rockową późnych lat 80. Początkowo myślałem o wydaniu solowego albumu, ale dość szybko zdecydowałem się na założenie nowego zespołu. Wszystko zażarło, gdy na pokładzie pojawił się Fredrik. Łączyła nas wspólna wizja i gust muzyczny oraz te elementy bardziej związane z estetyką. Potem poprosiłem Johana o sprawdzenie niektórych utworów i zaczęliśmy współpracować w studiu. Na potrzeby taśm demo wszystko nagrałem i zaaranżowałem sam, ale nie jestem mistrzem gry na keyboardzie. Johan wniósł to doświadczenie, muzykalność i old-schoolowe dźwięki keyboardów, które naprawdę pomogły dopracować nasze brzmienie. Niclas dodał kolejną warstwę dzięki swojej wyjątkowej grze na basie, a styl perkusji Calle nadał muzyce bardziej ostry, hardrockowy charakter. Daytona to nie tylko kolejny projekt spod znaku melodyjnego rocka - to pełnoprawny zespół.

Muzyków Daytona kojarzyć możemy również z innych grup. Wasz wokalista ciśnie np. w heavy metalowym Air Raid! Praca w innych zespołach nie wpływa na plany Daytona?

Fredrik Werner: Bo ja nie potrafię powiedzieć "nie"! (śmiech) Obecnie jestem wokalistą w trzech grupach: Air Raid, Daytona i Osukaru. Dla mnie najważniejsze jest to, że muzyka tych zespołów jest zupełnie inna. W przeciwnym razie byłoby to bardzo dezorientujące, zarówno dla mnie, jak i dla fanów. Bycie członkiem zespołów tworzących zupełnie inne dźwięki jest bardzo satysfakcjonujące, przynajmniej dla mnie. Może to również przynieść korzyści wynikające z synergii, na przykład ludzie odkrywają Daytonę dzięki moim innym grupom. Ale tak, musisz być bardziej uważny podczas planowania różnych rzeczy - musisz wiedzieć, gdzie leżą priorytety.

W Daytona składacie hołd hard rockowi lat 70. i 80. Jakie zespoły Was inspirują? Których najczęściej słuchacie obecnie w domu?

Fredrik: Powiedziałbym, że brzmienie Daytona jest specjalnie zaprojektowane jako naturalna kontynuacja tego, co zespoły takie jak Giant, Foreigner, Strangeways, a nawet Magnum zostawiły w latach 80. Bardzo poważnie podchodzimy do wszystkich drobnych szczegółów. Sam słuchałem dużo takiej muzyki i z pewnością zaliczyłbym Toto, Foreigner, Survivor do jednych z moich najczęściej słuchanych zespołów. Ale dziś, jeśli już słucham muzyki, to dość rzadko w ogóle słucham hard rocka. Jeśli już trafiam na tę erę muzyki, to zazwyczaj są to rzeczy takie jak Bruce Hornsby, Don Henley, które wskakują do mojej playlisty. Jest też dużo funku, soulu i jazz fusion. Miałbym dość słuchania zbyt dużej ilości tego, co sam również tworzę.

"Słucham tego album bez przerwy już od zeszłego kwietnia" - powiedział Khalil Turk z Escape Music. Kiedy powstał więc ten materiał i dlaczego tak długo musieliśmy czekać na jego premierę?

Erik: Khalil jest prawdziwym miłośnikiem muzyki i tak, to prawda: uwielbia ten album. Zawsze piszę utwory w moim studiu, ale w czasie pandemii zaczęło już ich być trochę za dużo. Po pewnym czasie poczułem, że jest kilka kompozycji, które się wyróżniają - uznałem, że za bardzo nie pasują do mojego starego zespołu, Miss Behaviour. Na początku myślałem, że stworzę własny album, ale wtedy Fredrik Werner i ja skrzyżowaliśmy swoje ścieżki. Bardzo dobrze się dogadywaliśmy, myśląc podobnie w kwestiach czysto muzycznych. Potem skupiłem się na stworzeniu nowego zespołu. Jestem dość zmęczony tymi wszystkimi projektami. Lubię prawdziwe zespoły, z którymi można zbudować coś bardziej długoterminowego. Praca zajęła trochę czasu, ponieważ nie mieliśmy deadline'u. Mogliśmy szlifować materiał, dopóki nie byliśmy w 100% usatysfakcjonowani - przyznam, że była to ciężka praca. Wywróciliśmy każdy klawisz i aranżację do góry nogami. Byliśmy naprawdę dokładni.

Wasz debiut zostanie wydany nakładem właśnie Escape Music. Dlaczego postawiliście właśnie na nich?

Erik: Jestem w kontakcie z Khalilem od ładnych paru lat i mam wielki szacunek dla Escape Music. Zbudowaliśmy silny zespół wokół Daytona, a w gatunku, który wykonujemy fizyczna sprzedaż albumów jest wciąż kluczowym elementem. Dla mnie Escape Music oznacza jakość - nie wydają złych albumów!

Ustaliliśmy, że tym głównym kompozytorem jest Erik. A jak dużo w kwestii tworzenia muzyki wnieśli inni?

Erik: Skomponowałem większość muzyki na ten album, ale nie dlatego, że jestem jedyną osobą, która pisze kawałki. To bardziej dlatego, że napisałem je zanim istniała obecna Daytona. Potem wszyscy w zespole odcisnęli swoje piętno na materiale zwłaszcza Fredrik i Johan, z aranżacjami i pomysłami, które naprawdę wyniosły całość na wyższy poziom. Fredrik napisał wszystkie teksty - moim zdaniem fantastyczne. Nie są to tylko rock'n'rollowe banały. To był naprawdę fajny projekt; podążaliśmy za naszymi głównymi zasadami - sercem i rzemiosłem - i byliśmy bardzo ostrożni, aby trzymać się tego brzmienia i produkcji późnych lat 80.


A gdzie w ogóle był nagrywany ten debiutancki materiał? Wszystko zrobiliście sami, czy może stał nad Wami jakiś doświadczony producent, oferując jakieś rady?

Erik: Pre-produkcję wykonałem we własnym studio. Później większość pracy wykonaliśmy w profesjonalnym studiu nagraniowym, którego jestem współwłaścicielem. Stworzyliśmy album z prawdziwego zdarzenia - bez syntezatorów programowych, MIDI czy sztucznych instrumentów. Wszystko zostało zagrane na żywo, od saksofonu po perkusję. Powiedziałbym, że sam jestem dość doświadczonym producentem - mam na koncie wiele albumów. Otrzymaliśmy jednak pomoc od Daniela "Dante" Gesego, który współmiksował całość i był bardzo zaangażowany w proces powstawania płyty. Daniel jest twórcą studia, a także był perkusistą i założycielem klasycznego zespołu Pole Position - zna więc to brzmienie.

Waszym pierwszym wyjściem do ludzi był ostatni numer na płycie: "Where Did We Lose the Love". Skąd taki wybór?

Fredrik: Myślę, że to jedna z najmocniejszych kompozycji, jeśli nie najlepsza. "Looks Like Rain" było już bardziej oczywistym singlem wideo, a i "Slave to the Rhythm" również zostało wybrane na teledysk. Wydaje mi się, że w przypadku pierwszego tekstowego wideo była to decyzja między "Where Did We Lose the Love" a "Through the Storm". Wybraliśmy bardziej wpadającą w ucho kompozycję do zrobienia tego pierwszego wrażenia!

Ten drugi singiel - "Looks Like Rain" - przypomina mi Foreigner. Co możesz powiedzieć o tym kawałku?

Fredrik: O ile ten wcześniej wspomniany utwór potrzebuje trochę czasu do tego, by w pełni zagnieździć się w głowie, to "Looks Like Rain" wchodzi już zdecydowanie szybciej - ma większy potencjał do stania się przebojem. I jak wspomniałem wcześniej, grupa Foreigner była jedną z moich głównych inspiracji. Szczególnie Lou Gramm jeśli chodzi o wokal. Cieszę się, że słychać to w naszej muzyce!

Trzecim singlem był wspomniany wcześniej "Slave to the Rhythm". Z jednej strony brzmiący old-schoolowo, ale też i taki, który nie boi się patrzyć w przyszłość?

Fredrik: To był w ogóle utwór, który początkowo nie miał znaleźć się na tej płycie. Posłuchałem dema Erika i pomyślałem: "Wow, to ma w sobie coś wyjątkowego. Brzmi trochę jak coś, co mogłoby stworzyć Toto". A przynajmniej tak początkowo myślałem. Cieszę się, że udało nam się go ogarnąć, ponieważ ostatecznie jest to jeden z moich ulubionych utworów. Może melodia w refrenie jest nieco bardziej nowoczesna, no ale oczywiście czerpiemy inspirację ze wszystkiego, co dzieje się wokół nas. Tego nie da się uniknąć. Poza tym to też dobra zabawa!

Na Waszym debiucie mamy riffy, wpadające w ucho refreny, old-schoolowo brzmiące klawisze. Jest też i... saksofon! Skąd pomysł na użycie tego instrumentu? No bo to nie jest coś, co od razu przychodzi na myśl po usłyszeniu terminu "rock".

Fredrik: Nie mógłbym się bardziej nie zgodzić! (śmiech) Wystarczy posłuchać takich numerów jak "Urgent" Foreigner lub czegokolwiek z repertuaru Springsteena lub The Rolling Stones z początku lat 70. To bardzo ekspresyjny instrument, ale wymagający naprawdę świetnego muzyka. W przeciwnym razie będzie brzmiał jak coś z zespołu stworzonego na obozie licealnym.

Na albumie zwróciłem też uwagę na "Town of Many Faces". Pojawiają się tam dźwięki przypominające sekcję dętą. To klawisze? Johan puścił wodze fantazji?

Johan Berlin: Tak się składa, że "Town of Many Faces" przeszedł wiele zmian w aranżacji. Kiedy dołączyłem do projektu zupełnie inaczej wyglądało intro/sekcja riffowa. Oparte to było na riffie gitarowym, ale też i część "dęciaków" była już na miejscu. Próbowaliśmy różnych rzeczy w studio, bo ostatecznie trudno było znaleźć odpowiednią konfigurację klawiszy czy nawet podkład pod ten gitarowy riff. Wtedy właśnie zamiast tego wpadłem na ten główny riff klawiszowy. Bazując właśnie na nim Erik przerobił wszystkie partie gitary by za nim podążały. Te oryginalne partie "dęciaków" zostały skomponowane i zaaranżowane przez Fredrika. Ostatecznie jednak zastąpiliśmy wszystkie te jego dźwięki innymi, bardziej realistycznymi. Więc tak to dźwięki klawiszy, a nie prawdziwa sekcja dęta i nie, to nie ja puściłem wodze fantazji, ale raczej Fredrik.

Uwagę zwraca także interesująca okładka wydawnictwa. Co chcieliście nią przekazać? Że Wasze muzyka rozwali nam czachy? (śmiech)

Erik: Fajnie, że Ci się spodobała. Jak wspomniałem wcześniej, od początku chcieliśmy zbudować silną ekipę wokół zespołu. W dzisiejszych czasach bycie jego częścią to o wiele więcej niż tylko pisanie utworów i dobra gra na instrumentach. Chodzi o cały pakiet. Bardzo ważne jest, aby wszystko do siebie pasowało: od mediów społecznościowych, logo, merch, okładek albumów po teledyski. Z mojego doświadczenia wynika, że lepiej jest nie tylko mieć od tego ludzi, ale także zachęcać ich do bycia integralną częścią ekipy. Angażuje to, tworzy dobre pomysły, a także upewnia, że wszyscy mają tę samą wizję. Peter Mäkelä jest wielokrotnie nagradzanym dyrektorem artystycznym, którego znam od dawna. Było dla mnie oczywiste, aby zapytać go czy chce być częścią tego projektu. Jest odpowiedzialny za nasze logo, materiały graficzne i okładkę albumu. Mieliśmy pewne pomysły, które pozwoliliśmy Peterowi zinterpretować, ale byliśmy bardzo zaangażowani w proces uzyskania tego odpowiedniego wrażenia wykorzystując kolory i atmosferę. Myślę, że okładka naprawdę oddaje klimat późnych lat 80. Tytuł jest w języku francuskim i z grubsza oznacza "wieczny ogień". Symbolizuje gatunek muzyczny, który ciągle pozostaje silny jak również i całą ciężką pracę i pasję stojącą za nim.


Legendy rocka kończą karierę, ale za to pojawia się coraz więcej młodych zespołów wracających do lat 80. Jak byś ocenił obecną sytuacją na rynku? Rock nie umarł - narodził się na nowo?

Erik: Rock prawdopodobnie nigdy nie umrze. Ale trzeba pamiętać, że muzyka ta była głównym nurtem w późnych latach 80., a teraz jest subkulturą. Myślę, że scena dobrze się rozwija, ale być może wybraliśmy nieco węższą ścieżkę. Wiele zespołów inspiruje się latami 80., ale jedną nogą są w nowoczesnym hard rocku. W Daytona nie chcemy brzmieć nowocześnie. Kochamy brzmienie i klimat hard rocka z późnych lat 80. i wczesnych 90. Nie mamy ambicji, by brzmieć nowocześnie.

A jak wygląda sytuacja koncertowa Daytona? Coś się dzieje w tym temacie?

Erik: Jak najbardziej! Nie możesz być prawdziwym zespołem jeśli nie grasz na żywo. Jest to coś, co chcemy robić w przyszłości. Mamy już zarezerwowanych kilka koncertów, ale nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów. Ciężko pracujemy nad znalezieniem odpowiednich partnerów, którzy pomogą nam w tym aspekcie naszej działalności. Właśnie też rozpoczęliśmy próby abyśmy byli gotowi do grania w przyszłym roku.

Notka prasowa zdradza, że "ciężko pracujecie nad kolejnymi krokami rozwoju Daytona". Jak więc plany na najbliższą przyszłość?

Erik: Mamy długoterminowy plan na to by Daytona stała się pełnoprawnym zespołem. Mamy już kilka pomysłów na kolejny album i myślimy o tym jak możemy je dalej rozwijać. W najbliższej przyszłości skupiamy się oczywiście na debiutanckim albumie, a następnie na dobrych występach na żywo. Ale będzie więcej albumów od Daytona - to mogę obiecać.

I to by było wszystko co przygotowałem! Dzięki za poświęcony czas i na koniec poproszę o kilka słów dla naszych czytelników!

Erik: Wielkie dzięki za zainteresowanie Daytoną! Mimo, że wszyscy w zespole mamy za sobą przeszłość w uznanych grupach to mimo wszystko Daytona jest zespołem, który właśnie debiutuje. Jestem niezwykle zaskoczony dotychczasowym zainteresowaniem - jestem dzięki temu niesamowicie szczęśliwy! Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy mieli okazję zagrać w Polsce. Nigdy wcześniej tam nie grałem, ale z tego co wiem to jest tam oddana grupa fanów hard rocka!


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 01.11.2024 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!