Lindy-Fay Hella & Dei Farne - "Zabiją mnie jak zobaczą ten wywiad!"


Lindy-Fay Hella to oczywiście artystka, którą większość kojarzyć będzie z chyba najpopularniejszej obecnie na świecie grupy wykonującej muzykę folkową: norweskiej Wardruny. Koncerty na głównych scenach największych festiwali, ścieżki dźwiękowe do "Wikingów" czy "Assassins Creed: Valhalla" - trudno nie spotkać się z twórczością zespołu. Poza Wardruną Lindy-Fay udziela się gościnnie w projektach innych muzyków, ale też i koncertuje oraz nagrywa jako Lindy-Fay Hella & Dei Farne. Mieliśmy już okazję poznać historię tego projektu zaraz po koncercie na Mystic Festival, no ale całkiem niedawno na rynku pojawił się najnowszy krążek sygnowany tą nazwą. Postanowiliśmy więc po raz kolejny skontaktować się z wokalistką, by tym razem skupić się głównie na płycie "Islet". Jako że Lindy-Fay jest mega-sympatyczna i czasami buzia jej się nie zamyka, to pociągnęliśmy również i parę innych tematów. Zapraszamy do lektury!





MetalSide: Cześć! Wszystko w porządku z audio?

Lindy-Fay Hella: Cześć! Co mówiłeś?

Czy mnie dobrze słychać?

Tak, bardzo dobrze. Po prostu na dworze jest nieco burzliwa pogoda. Mam więc nadzieję, że nie będzie problemów z połączeniem.

U nas w Polsce w tym momencie też bez szału z pogodą.

(śmiech) A poza aurą, to wszystko u Ciebie w porządku?

Tak, dziękuję - tylko ta pogoda taka jakaś... byle jaka (śmiech). Zacznijmy może od tego, że ostatnim razem jak rozmawialiśmy, to było to zaraz po Mystic Festival - tuż po wydaniu "Hildring". Byłem zaskoczony jak usłyszałem, że nowy album "Islet" był tworzony podczas pandemii, bo założyłem, że to "Hildring" był owocem pandemicznego przestoju. Kiedy więc zaczęliście nad nim pracować?

"Hildring" był albumem, który został mocno opóźniony z uwagi na pandemię koronawirusa. Data wydania została przesunięta o prawie rok. Zaczęliśmy nad nim pracować jakieś cztery lata temu - albo coś w ten deseń. A skończyliśmy... (śmiech) Wiesz co? Nie jestem zbyt dobra w pamiętaniu konkretnych dat (śmiech). Ja to po prostu pracuję, pracuję, a jak skończę, to zabieram się za coś nowego (śmiech). No ale zakończyliśmy jakoś... chwileczkę... Wydaję mi się, że prace zakończyły się jakoś z chwilą, albo zaraz po wprowadzeniu stanu pandemii. A potem po prostu album czekał na wydanie. Coś takiego.

O procesie powstawania "Islet" powiedziałaś, że był pełen życia, mimo iż powstawał w odosobnieniu. Co możesz na ten temat powiedzieć?

Ja i Roy Ole. Bo grający na syntezatorach Roy Ole Førland to w zasadzie Dei Farne. Przyjęliśmy nazwę Dei Farne, ponieważ czasami zapraszamy gości. Ale to właśnie ja i on stoimy za tą twórczą siłą, tworzymy razem całą muzykę. No i podczas pandemii zaczęliśmy wysyłać sobie pliki. Siedzieliśmy w domach, nagrywaliśmy różne pomysły, ja mu coś wysłałam, on wysłał coś mi... No i w końcu dotarło do nas, że to w sumie całkiem fajny, choć jednocześnie nieco dziwny sposób na pracę. Bo rzeczywiście dziwnie było tworzyć coś z osobą, z którą się nie przebywa. Ale okazało się to możliwe. Brzmiało to nieco inaczej niż inne albumy. Prawdopodobnie dlatego, że właśnie byliśmy sami i nikt więcej nie był w ten proces zaangażowany.

Zaczęliście więc prace podczas pandemii, no ale dopiero co "Islet" został wydany. A mamy, niech no sprawdzę, 2024 rok. Tak długo go kończyliście czy wydawaliście?

To też wynikło przez... teksty. Bo większość muzyki powstała stosunkowo wcześnie. Lubimy narzucać takie szybkie tempo. Tworzyliśmy jeszcze jakieś rzeczy, ale wybraliśmy utwory, które na pewno chcieliśmy, by znalazły się na tym właśnie albumie. Ale wiesz, pisanie tekstów to już zupełnie inna sprawa. Nie piszę tekstów na wczesnym etapie - zabieram się za nie dopiero jak już słyszę, że cała warstwa muzyczna jest skończona. Nagraliśmy wszystko, ale bez słów, żebym wczuła się w klimat. A potem wybrałam się do Portugalii - chciałam po prostu odwiedzić miejsce, w którym nigdy wcześniej nie byłam i zobaczyć, co z tego wyniknie. Spędziłam tam miesiąc - bez wcześniejszego planowania. Całymi dniami spacerowałam, zwiedzałam. W pewnym momencie pojawiła mi się w głowie myśl, że udam się tak daleko, jak tylko będę w stanie - ale nie opuszczając terytorium Portugalii. No i trafiłam na Azory.

No właśnie. W trackliście nawet jest tytuł bezpośrednio nawiązujący do tych wysp. Zresztą, sama napisałaś na Facebooku, że samo "Islet" wzięło inspirację od jednej z nich.

Tak, na Azorach mnóstwo jest tajemniczych miejsc. Ale była jedna wyspa, która przykuła moja uwagę zaraz po dotarciu - była idealnie na wprost. Widziałam ją z okna miejsca, w którym się zatrzymałam. Nie żartuję, przyciągała mnie niczym magnes! Zastanawiałam się nad tym, w jaki sposób się tam dostać. Łodzią? To było w ogóle poza sezonem - nie było tam żadnych turystów. Okazało się, że nie można było tam popłynąć w tym czasie, bo w tym okresie stawała się ona siedliskiem ptaków. Oczywiście rozumiem i popieram, no ale w głowie pojawiały mi się już pomysły, czy np. dałabym radę tam dopłynąć wpław (śmiech). Jeszcze nie udało się mi się więc postawić na niej stopy. To było dziwne doświadczenie, jeszcze nigdy żadne miejsce tak mocno mnie nie przyciągało.

Nazwa Furnas dobrze nas kieruje?

Furnas również znajduje się na São Miguel. Mogę więc zdradzić, że ta wyspa jest częścią São Miguel. Furnas również było wyjątkowym miejscem. Wykorzystałam więc nazwy, które w jakiś sposób mnie zainspirowały.

"Furnas" to w ogóle mój ulubiony numer z nowej płyty. O czym opowiada tekst? To taka oda do życia?

Tak, to trochę... To trochę dla mnie krępujące (śmiech). Nie jestem zbyt dobra w pisaniu romantycznych tekstów. W ogóle. Zawsze skupiam się na naturze i tego typu sprawach. A ten utwór to w pewien dysfunkcyjny, ale pozytywny sposób coś najbliżej stojącego obok słowa "romantyczny" w całej mojej twórczości. (śmiech) Ale podoba mi się... Bo to rzeczywiście w pewien sposób taka oda do życia. Czasami widzimy siebie jako kogoś, kim nie jesteśmy, ale chcielibyśmy być - zastanawiamy się nad tym, co jest, a co nie jest prawdziwe.

Oprócz spoglądania w siebie zwracasz w nim uwagę na świat, który nas otacza.

Tak, to również utwór o tym, co jest obok. I czy to wszystko może współdziałać z tym, co siedzi w środku nas.

Byłem zaskoczony pierwszym singlem promującym album, bo tak - już wcześniej pojawiała się u was elektronika. No ale nie w takiej ilości. No i nie w takich, nieco mrocznych klimatach. Dlaczego uznaliście, że to "Whisper" najlepiej będzie reprezentować "Islet"?

W ogóle uważaliśmy, że ciężko będzie wybrać utwór, bo cały album jest wyjątkowo... zróżnicowany. Są wolniejsze, mroczniejsze kompozycje, ale i takie bardziej przebojowe. Tutaj zdecydował wydawca. My nie byliśmy w stanie podjąć decyzji. Myśleliśmy w pewnym momencie o "Furnas". Ja, Roy Ole i nasz producent stawialiśmy na tę kompozycję - no ale za to pojawi się jako singiel już za kilka dni! To akurat mogę zdradzić!

W "Whisper" śpiewasz inaczej. Traktujesz tutaj swój głos bardziej jak instrument?


Tak. Wydaje mi się, że zawsze. A przynajmniej tylko w moich projektach - bo nie wszędzie mogę używać głosu niczym instrumentu. Zanim zaczęłam śpiewać, to grałam na syntezatorach. Zaczęłam grać na tym instrumencie od 1986 roku - jak miałam 11 lat. Podczas grania i programowania odkryłam, że głosu dotyczą te same zasady. Na syntezatorze masz możliwość modulacji brzmienia, ustawienia różnych filtrów. I z głosem jest tak samo. Myślę, że jest czymś więcej niż tylko narzędziem do "czystego" śpiewu. Uważam, że niekoniecznie musi on brzmieć miło dla ucha.

Powiedziałaś, że tekst "Whisper" opowiada o istotach zamieszkujących las. Że jest wyrazem niepokoju o przyszłość lasów, które mogą zniknąć pod naciskiem chciwych korporacji. Boisz się tego, że pewnego dnia mogą one zniszczyć otaczającą Cię przyrodę?

Tak, obawiam się tego. Fajnie, że zadałeś to pytanie, ponieważ jutro ja i moi przyjaciele wybieramy się na demonstrację na jedną z wysp. Na dnie oceanu znajduje się wrak łodzi podwodnej, w środku której znajduje się ponad 100 ton rtęci. Tkwi tam od czasów II Wojny Światowej. Rząd Norwegii nic nie zrobił w tym temacie - były tylko zapewnienia i zapewnienia. Brytyjska gazeta napisała o tym artykuł w 2011 roku nazywając ten wrak "Czarnobylem Północy". Jeśli czegoś się nie zrobi... To by była jedna z największych katastrof ekologicznych. Wiele osób uważa, że Norwegia jest taka dobra i czysta. Nie! Już nie. Była taka w latach 80., gdy jeszcze myślano o środowisku. Wkurza mnie to, że teraz zabierają się za dno morskie dokonując odwiertów. Jestem przeciwna. Państwa takie jak Francja i Niemcy zwracają nam uwagę, że tak nie można, bo dno oceanu to ostatnie, nietknięte przez człowieka środowisko i powinno się je zostawić w spokoju. Martwię się, co z tego może wyniknąć. Dużo myślę o tego typu sprawach.

W poszukiwaniu inspiracji często chodzisz w góry czy do lasów. Chodzisz sama? Szukasz spokoju? Wyciszenia?

Tak. Najczęściej chodzę sama. Ale zdarzały się również bardzo fajne wycieczki z moimi przyjaciółmi, którzy również kochają przyrodę. To nie jest tak, że jestem zmuszona chodzić sama. Lubię to, szczególnie jak pracuję nad muzyką.

Wcześniej zdradziłaś mi, że okładka do "Seafarer" powstała podczas jednej z takich pieszych wycieczek. Z Gaahlem.

Tak! To prawda! Oczywiście nie było to planowane! Po prostu zrobiliśmy (śmiech) W zasadzie, to on zrobił zdjęcie swoim telefonem komórkowym. To było w górach w jego rodzinnych stronach. Chodziliśmy cały dzień: ja, on i Lars Magnar Enoksen. I trafiliśmy na to fantastyczne miejsce, do którego nie można się dostać bez łodzi wiosłowej. W ogóle nie ma tam ludzi. Wielkie, ogromne wręcz głazy, prowadzące przez jeden czy dwa kilometry do doliny. Później poprosiłam mojego przyjaciela, by naniósł na to zdjęcie kolory w stylu lat siedemdziesiątych. Samo zdjęcie jest jednak prawdziwe i pokazuje jak fantastyczna bywa natura. Miejsce wygląda jak z innej planety, ale naprawdę istnieje.

Też lubię chodzić na długie leśne spacery, ale przez ostatnie lata wycięto niemal wszystko dookoła mojej rodzinnej miejscowości. Na drewno.

To smutne. Ale wiem, że macie w Polsce piękne lasy. Pamiętam, że jest np. spory obszar, do którego mogą wejść tylko naukowcy.

Mamy w Polsce kilka pięknych Parków Narodowych. Niedaleko Gdańska są np. Bory Tucholskie. Jakieś 2h jazdy.

Chciałabym się tam wybrać. Byłeś tam?

Tak, choć nie w samym lesie - nie można sobie w nim dowolnie spacerować. Ale wygląda niesamowicie, a i okolica piękna: dookoła same jeziora.

Poważnie myślałam nad tym, by się tam wybrać. Pewnego dnia z pewnością tam pojadę! Czytałam o tym jakieś 15 lat temu i ciągle mi to nie daje spokoju. Koniecznie muszę pojechać.

Warto. Zwłaszcza jeśli kochasz takie stare, nietknięte przez ludzi lasy. A wracając do nowego albumu: drugim singlem promującym "Islet" był "Low Water". Piękna, bardziej folkowa kompozycja. Chciałaś nią pokazać jak zróżnicowanym albumem będzie ten krążek?

Tak. Już po jego ukończeniu zrozumieliśmy, że "Islet" jest wyjątkowo zróżnicowanym albumem. Znajdziemy na nim przeróżne kompozycje. "OK., jest jak jest", no ale musieliśmy wybrać numery, które to pokażą.

W tekście pokazujesz swoją fascynację falami przypływu. Tego, co potrafią nam ukazać. Albo metaforycznie: co mogą pokazać innym. I nie chodzi tu tylko o rybki i muszelki.

(śmiech) Tak, dokładnie! Nie chcę za bardzo narzucać jednej interpretacji - chciałabym, aby ludzie sami odkrywali nowe znaczenia tekstu. Fale przypływu potrafią odkryć przed nami rzeczy, których wcześniej nie widzieliśmy. I te pływy oceaniczne można przerzucić na grunt naszego życia osobistego: niektóre rzeczy pod wpływem czasu stopniowo wychodzą na powierzchnię.


Wieloryb z okładki singla stworzony został przez Aleksandrę Kostecką. Jak się poznałyście?

Nie miałyśmy okazji. Nasz wydawca pokazał mi parę prac - od rozmaitych artystów. Bo od razu im powiedziałam, że na pewno nie chcę, by na okładce pojawiła się moja twarz. Nie ma mowy! (śmiech) Chciałam, by pojawiła się ilustracja, a osobiście nie znam nikogo, kto by się czymś takim zajmował. Oglądałam więc masę różnych prac i w końcu wskazałam: "O! Coś takiego". Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby umożliwić odsłuch muzyki i zobaczyć czy dzięki temu pojawią się jakieś pomysły.

Sprawdziłem na jej Facebooku, że ma dwóch obserwatorów. DWÓCH.

Tak, a co ciekawe: za okładkę także odpowiadały dwie osoby. Nie wiem za bardzo jak ten proces wyglądał, ale sam wieloryb stworzony został przez Aleksandrę, a reszta - a więc zawieszona na niebie wyspa - to praca Subterranean Print. I przepraszam, ale nie pamiętam w tym momencie imienia. I to właśnie dwoje różnych artystów w jakiś sposób stworzyło całość.

Na "Islet" powraca stały współpracownik: Roy Thomassen. O czym opowiadają numery "Slowly the Light Dies" i "Fluttering Sail"? Bo to on napisał do nich teksty.

Tak. W ogóle to jest on moim kuzynem. Często tematem naszych rozmów są sny - rozmawiamy o tym, co nam się śniło. Rozmyślamy nad tym. Kiedyś śniło mu się, że wybrałam się w podróż. Statkiem podczas sztormu. Różne rzeczy się tam działy. W jakiś sposób udało mu się przekuć te sny w teksty utworów. Ale zanim te teksty się pojawiły, to najpierw przedstawiłam mu same kompozycje. Jest naszym stałym współpracownikiem w tym temacie - jego wkład znajdziesz również na poprzednich krążkach.

Utwór tytułowy "Seafarer" też był poświęcony podróży przez morze.

To było już trochę lat temu. Ale ten utwór był akurat hołdem dla mojego zmarłego przyjaciela. Jego ulubiony wiersz opowiadał o łodzi pośrodku oceanu. To był numer, którym chcieliśmy... jakby to ująć? Uczcić jego pamięć. Jego konikiem była nordycka historia. W głowie miałam więc obraz tego, w jaki sposób kiedyś odbywały się pogrzeby. Kładli Cię w tą ostatnią podróż w taki sposób, byś widział niebo.

W ogóle na długo przed wydaniem nowego albumu powiedziałaś: "czuję, że teksty potrzebne są wszystkim utworom, oprócz jednego". "Sintra" od początku była więc przewidziana jako intro?

Tak. Wyszło to dlatego, że akurat przebywałam w mieście Sintra - w Portugalii. A jest ono znane z tego, że... choć jak do niego przybyłam, to o tym nie wiedziałam... to miasto znane z praktykowania czarów. Zadzwoniłem do Roya Ole i mówię mu podekscytowana, że jestem w tym miejscu. To w ogóle było w nocy i mój kompas w smartfonie zaczął wariować. Nie wiedziałam jak wrócić i po prostu pięłam się w górę (śmiech). Było troszkę strasznie. I jednocześnie bardzo zabawnie. Od razu się w to wkręcił i stworzył takie drone'owe, nieco upiorne motywy. Uznałam, że jak wrócę do domu, do mojego studia, to nagram pierwszą rzecz, jak wyjdzie ode mnie pod wpływem tych dźwięków. Jest to więc bardzo spontaniczne śpiewanie.

Podczas poprzedniego wywiadu mocno zaznaczałaś fakt, że Dei Farne to pełnoprawny zespół...

Tak.

... ale w materiałach promocyjnych "Islet" znajdziemy informację, że to duet. Jest Lindy-Fay Hella a "Dei Farne" to Roy Ole Førland. Wyjaśnijmy więc raz na zawsze: jak to więc z tym jest?

Roy zajmuje się głównie komponowaniem, choć mamy również stałych współpracowników. Tym rdzeniem jesteśmy jednak my - można więc powiedzieć, że tworzymy duet. To znacznie ułatwia sprawę. Jesteśmy my, ale zapraszamy innych. Tak było również na samym początku, ale głośno tego nie mówiliśmy. Ale to cały czas ci sami ludzie są z nami związani, więc nie kryje się za tym żadna drama (śmiech).

A jaką rolę pełnił na "Islet" Iver Sandøy?

Och! Jest naszym producentem. Znakomicie nam się z nim współpracuje. Można powiedzieć, że jest niemal tym trzecim członkiem, bo poświęca nam najwięcej czasu. Gdy wchodzimy do studia, to... jakby to powiedzieć? Wpuszcza trochę świeżego powietrza - np. sugeruje, by tu i ówdzie dodać więcej syntezatorów. Teraz również nasza współpraca była bliska.

Na profilu Bandcamp dodaliście, że Iver odpowiada za efekty. Jakie?

Dodatkowe. To Roy Ole zaprogramował syntezatory, natomiast Iver stworzył... malutkie detale, które słyszymy w tle.

W zależności od źródła można znaleźć informacje, że za syntezatory odpowiada tylko Roy Ole lub też, że pojawiają się również i Twoje partie. Grać, jak wiemy, potrafisz, ale czy rzeczywiście pojawia się na "Islet" jakiś fragment, który jest grany Twoimi palcami?

Nie. Skupiłam się tylko i wyłącznie na swoim głosie. Na melodiach i aranżacjach chórów. Minęło sporo czasu, od kiedy ostatni raz grałam na syntezatorach, więc uznałam, że lepiej żeby się tym zajął Roy Ole. Tym bardziej, że on lubi układać warstwę na warstwie. Oczywiście, mogłabym coś zagrać, gdybym chciała. Tylko tak właściwie po co? Jestem bardzo zadowolona z tego, co on robi. Inspiruje mnie to. Obydwoje lubimy podobne klimaty: ciężki, mroczny synth z lat 70. czy 80. Nie czułam potrzeby, by samej coś dodać.

Jakie jeszcze instrumenty usłyszymy na "Islet"? Da się słyszeć smyczki, bębny - to wszystko syntetyczne?

W niektórych numerach bębny są zaprogramowane - zajmował się tym Roy Ole. Ale jest też Sondre Sagstad Veland, który grał do tego, co już się tam położyło. Jest więc swoista mieszanka. Są też utwory, z których całkowicie wyciągnęliśmy zaprogramowane ścieżki, by odegrał je w całości. Nie czuliśmy się pewni, co do tego, czy na pewno chcemy mieć wszystko zaprogramowane. Bardzo podoba nam się dzikość Sondre. Jest taki, że... jego energia wręcz rozsadza. Dużo dodał do naszej muzyki. Gra również z nami podczas koncertów.

Jak w ogóle przygotowujesz swój głos do koncertów? Już wcześniej miałaś w swoim repertuarze dość wymagające kawałki, jak np. "Los", a teraz dojdą jeszcze kolejne.

Cóż, robimy oczywiście próby. W przyszłym tygodniu zagramy na Cyprze. Jeśli chodzi o głos, to w tygodniu nie śpiewam więcej niż godzinę dziennie. Niektóre rzeczy to śpiewanie ekstremalne. Jak podnoszenie ciężarów. Nie powinno się tego robić za dużo - maks. dwie godziny w ciągu jednego dnia. Poza tym układam w głowie te melodie - myślę o nich lub śpiewam, ale po cichutku.


"Hildring" doczekał się ślicznego wydania na winylu. "Islet" w wersji fizycznej dostępny jest na razie tylko na CD. Będzie czarny krążek?

Mam nadzieję. Myślimy nad tym. Podczas "korony" nie mogliśmy grać koncertów, więc nie przynieśliśmy wydawcy zbyt dużej ilości pieniędzy - jeśli mogę w ogóle być z Tobą aż tak szczera (śmiech). Dlatego na razie kasa poszła gdzie indziej i musimy poczekać na winyla. Jeśli będzie zainteresowanie, to oczywiście wszystko jest gotowe - winyl będzie tłoczony. Nie poddajemy się!

Winyle są teraz coraz bardziej popularne.

Dokładnie. Uwielbiam ten format. Trzymam kciuki... A Wy wyślijcie wiadomość do By Norse! "Dajcie winyla!" (śmiech)

Powoli zbliżamy się do końca tego wywiadu, więc jeszcze parę tematów. Parę miesięcy temu pojawiłaś się w projekcie Mortena Velenda z Sirenii. Jak doszło do tej współpracy przy "Krakevis"? To tylko singiel czy zapowiedź czegoś większego?

Tylko singiel. Ten projekt Mortena zakłada udział różnych wokalistów. Bardzo fajnie się z nim współpracowało. Ja siedziałam w moim starym domu, on był w jakiejś innej części kraju. Poszłam do Jane Tore Nessa - jednego z perkusistów, którego możesz usłyszeć na "Hildring". Weszłam z nim do studia mając pomysł jak podejść do tej ludowej pieśni. Bo "Krakevist" to stara pieśń. Chciałam ją zrobić nieco inaczej - zwłaszcza pod kątem śpiewu. Również i Morten chciał, by różniła się od oryginału. Wysłał mi wersję instrumentalną, ja zaśpiewałam swoje i utwór był gotowy. Ale później zapytał czy możemy zrobić teledysk - a ja nie mam żadnej kamery czy czegoś takiego. Znów więc musiał wkroczyć Jan Tore Ness, który sfilmował mnie w lesie, siedzącą na drzewie. Następnie wysłał materiał do Mortena (śmiech). Tylko raz spotkaliśmy się twarzą w twarz i to w ogóle nie było w ramach tej współpracy tylko na jakimś festiwalu!

Podczas naszej poprzedniej rozmowy powiedziałaś, że Twój wspólny projekt z Gaahlem jest już w fazie miksu i masteringu i niedługo powinienem go usłyszeć. No i dalej czekam. Co się dzieje w tym temacie?

Tak, to... to... żeby nie zdradzić za wiele, to mogę powiedzieć, że już niedługo.

(śmiech)

Myślę, że mogę zdradzić, że miks i mastering jest gotowy.

Czyli tylko ustalić datę premiery?

Tak, ale to trzeba zostawić. Znów nie chcę za dużo zdradzić, bo my jesteśmy tam bardziej gośćmi. Robimy tam wszystkie wokale. Układamy ich linie, melodie, jak to będzie brzmieć z instrumentami. Wydawca z kolei będzie myśleć nad tym, kiedy to wypuścić.

Również za pośrednictwem By Norse?

Nie! To... o mój Boże, ja i nazwy... wiem, kto to będzie wydawać, ale... miałam z nimi spotkanie trzy tygodnie temu...

(śmiech)

Ale wstyd... Ale to dlatego, że przez ostatni miesiąc byłam bardzo zajęta! (śmiech) Rzuć mi paroma dużymi nazwami!

Nuclear Blast, Napalm Records, Century Media, Metal Blade, Reigning Phoenix, Atomic Fire, AFM Records...

To żadne z nich! (śmiech) Ale to tak jest, że jak dużo pracujesz, jesteś w stresie, to potrafisz zapomnieć nawet własne imię. Bardzo mili ludzie, odbyłam z nimi kilka spotkań i w końcu sobie... Zabiją mnie jak zobaczą ten wywiad! (śmiech) Przecież to niemożliwe... W sumie możliwe, bo to przecież ja! Dobra, niedługo i tak sami się przedstawią.

Muzycznie gdzie z tym idziecie? Będzie bardziej folkowo? Metalowo?

Na pewno będzie tam aspekt folkowy, ale muzycznie ja widzę to w taki sposób, że całość przypomina bardziej muzykę progresywną z lat 70. - pod względem klimatu. Bo muzycznie to mieszanka folku z mrocznymi, klimatycznymi... dźwiękami.

Całkiem niedawno Iron Realm Productions zapytało na swoim fanpage'u, co ludzie by sądzili o koncertach Lindy-Fay Hella & Dei Farne w Polsce. Przyznaj się: są rozmowy?

Taaaak, są rozmowy (śmiech). Mam nadzieję, że... Nie kłamię, bo widziałam tego posta i nawet go skomentowałam. Jak wiesz, już wcześniej u Was byliśmy i bardzo nam się podobało - naprawdę! Nawet mój kuzyn Ingolf, który czasami pojawia się na perkusji powiedział w trakcie podróży, że nie wie o co chodzi, ale czuje się tu prawie jak w domu.

Pamiętaj żeby coś zabookować na Północy, to może się wybiorę.

Fajnie by było jakbyś mógł się pojawić.

I w ten sposób dotarliśmy do końca tego wywiadu! Dzięki za poświęcony czas i na koniec poproszę o kilka słów dla fanów z Polski!

Mam nadzieję, że spotkamy się na koncercie w Polsce - i mam nadzieję, że to nie będzie tylko jedno miejsce! Dziękuję również za to. Bo zarówno ja, jak i Roy Ole wiemy, że są w Polsce ludzie, którzy słuchają naszej muzyki. I którzy chcą ją usłyszeć na żywo - co pokazali ostatnim razem. Jesteśmy za to wdzięczni! Do zobaczenie wkrótce!


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 12.05.2024 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!