Samhain - "Metal nie powinien być zabawny"


Duński Samhain to prawdziwa perełka europejskiego metalu. W 1984 roku czwórka przyjaciół postanowiła cisnąć ostry metal, który dziś sklasyfikować można jako black/death. Niestety nigdy nie osiągnęli większego sukcesu, a i ich wkład w rozwój ekstremalnych form metalu był przez lata pomijany. W 2023 roku Emanzipation Productions postanowiło dać ich debiutanckiej, obrośniętej kultem w rodzimym kraju taśmie demo drugie życie wydając "The Courier" na winylu. Gdy zapytano się nas, czy nie chcemy pobawić się w muzycznych archeologów razem z ówczesnym liderem grupy - Esbenem Slotem Sørensenem - to uznaliśmy, że... w sumie może być ciekawie. Zwłaszcza, że tworzył on również w latach 80. legendarnego zina o nazwie Blackthorn. Który podobno zainspirował taki undergroundowy zespół z Norwegii co się zowie Darkthrone. Jak to było z tą nazwą? Jak się grało death metal zanim był death metalem? Jak się przeprowadzało wywiady w czasach, kiedy na ziemi chodziły jeszcze dinozaury? No i co przyniesie najbliższa przyszłość? Tematów nie brakowało, a Esben okazał się cudownym rozmówcą, co chwilę sypiącym ciekawymi anegdotami. Zapraszamy do lektury!





MetalSide: W sierpniu 2023 roku demo "The Courier" Samhain ukazało się na LP. Skąd takie zainteresowanie oldschoolową muzyką w dzisiejszych czasach? Wiele demówek doczekało się reedycji na LP, Tom G. Warrior wyprzedaje koncerty z repertuarem Hellhammer. Czy jesteśmy zmęczeni nowoczesną, dopieszczoną aż do przesady muzyką?

Esben Slot Sørensen: Po pierwsze: nie jestem ekspertem w dziedzinie współczesnego metalu. To powiedziawszy, myślę, że to wpisuje się w trend, w którym ludzie zaczynają poszukiwać korzeni dzisiejszej muzyki. Niektórzy buntują się przeciwko przeprodukowanym, perfekcyjnym kawałkom z ProToolsa i chcą wiedzieć, co było przed tym wszystkim.

Był chociażby Samhain, którego historia była znacząca, ale krótka. Zacznijmy więc od początku: jak narodził się ten projekt? Skąd wziął się pomysł na granie muzyki, którą później - za sprawą tych bardziej znanych grup - zaczęto nazywać death metalem?

Byliśmy po prostu bandą nastolatków chcących grać ekstremalny metal. Nie przejmowaliśmy się za bardzo gatunkami i tym jak to sklasyfikować. Dopóki było głośno i szybko, byliśmy szczęśliwi. Oczywiście oparliśmy się na zespołach takich jak Venom i Hellhammer/Celtic Frost, więc staraliśmy się grać mniej więcej tak jak oni. Po drodze niejako stworzyliśmy swój własny styl, który nazywaliśmy death thrash.

Jak wyglądał proces nagrywania tego pierwszego, najbardziej znanego demo: "The Courier"? Kto stworzył okładkę tego wydawnictwa i co czuliście trzymając w rękach pierwszą kasetę?

Nagrywanie tego demo było ogromnym przeżyciem dla grupy dzieciaków, którzy nigdy wcześniej nie byli w profesjonalnym studiu nagraniowym. Nie mieliśmy pojęcia, jak się do tego zabrać, więc nasz producent i technik studyjny musieli prowadzić nas za rączkę na każdym kroku. "Ustaw sprzęt tam, zrób to, zrób tamto". Byliśmy dość uparci, więc podkręciliśmy nasze wzmacniacze do 10 - brzmienie było wręcz piekielne. Myśleliśmy, że będzie to słychać na ostatecznym nagraniu. A jednak jedyną rzeczą jaką to zrobiło było to, że niemożliwe było oddzielenie instrumentów w miksie. Trzymanie w rękach gotowej kasety było wspaniałym uczuciem. Poczuliśmy się jak prawdziwy zespół. Okładka została wykonana przez pewnego gościa z Anglii. Niestety nie znam jego imienia - jego podpis na okładce brzmi po prostu P. Henderson. Próbowałem go wygooglować, ale po czterdziestu latach okazało się to niemożliwe.

Dzięki Emanzipation Productions ten kawałek europejskiej historii metalu jest w końcu szerzej dostępny. Jak to się stało, że po tylu latach materiał pojawił się na winylu?

Przez lata otrzymałem kilka ofert od wielbicieli płyt winylowych z całego świata, którzy chcieli opublikować nasze materiały demo. Zawsze grzecznie odrzucałem ich oferty mówiąc: "To miło, ale nie, dziękuję. Nikt nie chce kupować tego starego gówna". Kilka lat temu jednak na jednej ze stron na Facebooku toczyła się dyskusja na temat duńskiego metalu. Ludzie dyskutowali o zespołach, które uważali za prawdziwe i oryginalne. Dyskusja skoncentrowała się wokół Samhain i ludzie wyraźnie dawali do zrozumienia, że jest to prawdziwy skarb z przeszłości. Wtedy Michael Andersen z Emanzipation dołączył do rozmowy i napisał: "Ok, Esben, wygląda na to, że najwyższy czas wydać to gówno!". Podpisałem umowę w 2021 roku, ale ponieważ chciałem, aby to wydawnictwo było dziedzictwem nie tylko zespołu, ale całej sceny, której byliśmy częścią, zajęło mi sporo czasu, aby przygotować całą warstwę tekstową. Trzeba przyznać, że moje własne lenistwo również odegrało pewną rolę (śmiech). Przez ponad rok nie byłem w stanie się zebrać do roboty, ale potem zacząłem kontaktować się ze wszystkimi osobami zaangażowanymi w ówczesną scenę, aby poznać ich punkt widzenia. Książeczka zaczęła więc powoli nabierać kształtu.

I jaka była reakcja ludzi na ten prehistoryczny materiał?

Do tej pory otrzymaliśmy recenzje, w których autorzy są dość uprzejmi wobec tego materiału. Jestem całkowicie świadomy, że ani jakość produkcji, ani nasze nastoletnie umiejętności muzyczne nie odpowiadają dzisiejszym standardom. Wydaje się jednak, że magazyny i blogi są w stanie to zignorować i skupić się na tym, że byliśmy częścią czegoś nowego w metalu. To miłe z ich strony.


Utwory z tego pierwszego dema znalazły się swego czasu na kompilacjach wydanych przez New Renaissance. Jak to się stało, że wasza muzyka trafiła na "Speed Metal Hell vol. II" i "Thrash Metal Attack"?

Jak wiesz, oprócz grania w Samhain Henk i ja wydawaliśmy również magazyn Blackthorn. W związku z tym zbudowaliśmy całkiem niezłą sieć kontaktów w branży, w tym w wytwórniach płytowych. Tak więc, kiedy Ann Boleyn zaoferowała nam miejsce na tych kompilacjach, byliśmy mocno podekscytowani.

W 1986 roku jeden rozdział został zamknięty, a kolejny: otwarty. Zmieniliście nazwę na DesExult. Skąd ta zmiana? Czy wpłynął na to fakt, że Glenn Danzig działał wówczas pod tą pierwszą nazwą?

Dokładnie. A także z powodu niemieckiego zespołu Samhain. Który później zmienił nazwę na Deathrow. Jak na ironię, zmieniliśmy naszą nazwę, aby uniknąć zamieszania, Niemcy też zmienili swoją, a Samhain Glenna Danziga rozpadł się i wokalista założył Danzig. Nagle więc nikt nie nazywał się Samhain.

Skład z "The Courier" nagrał też demo "S.O.D. F.O.A.D.". To właśnie ten materiał uzupełnia tracklistę nowego wydania. Jak z kolei wspominasz tę sesję?

Tak, wszystkie te kawałki to kompozycje Samhain. Zostały napisane jako Samhain, grane na próbach jako Samhain i nagrane jako Samhain. I tylko ukazały się pod inną nazwą. Dlatego śmiało można stwierdzić, że na wydawnictwie wszystko jest od Samhain. Nagranie "Demo II" - i to jest prawidłowy tytuł - było szybsze. Po prostu staliśmy się wtedy lepszymi muzykami i nieco bardziej pewnymi siebie w pracy w studio.

Ten skrót drugiego demo rozwija się w "Soon Our Demo Finds Our Album Deal". No i dlaczego nie było pełnego albumu?

Ty mi powiedz (śmiech). Oczywiście cały czas mieliśmy nadzieję na to, że podpiszemy kontrakt, ale jakoś nigdy do tego nie doszło. Być może wydawcy uważali, że jeszcze nie byliśmy na to gotowi. Nie mam pojęcia.

Po tym drugim demo zaczęły się zmiany w składzie. Co tam się działo?

Max opuścił zespół by zająć się swoim wykształceniem. Wtedy do zespołu dołączył Tue. Tue grał w zespole War Chain, ale pracował również w sklepie z płytami o nazwie City X, w którym był sprzedawcą. Ale nie był perkusistą w War Chain - grał tam na gitarze. A że był też całkiem dobrym perkusistą, to przekonaliśmy go do tego, by zasiadł u nas za bębnami.

Utrzymujesz w ogóle kontakt z byłymi członkami Samhain?

Tak, utrzymuję kontakt z większością członków. Spotykamy się regularnie: a to idziemy zobaczyć razem jakiś koncert, albo po prostu posiedzieć przy piwku.

Po zmianach w składzie mieliśmy jeszcze dema "Saurian Dance", "Fat Boys Wanna Rock" i "Pana Wichee Salitu". Ja byś porównał te wydawnictwa do dwóch pierwszych? W którym kierunku szła muzyka Samhain?


Masz rację. Nasz styl zmienił się po dołączeniu Tue. Później powiedział mi, że to prawdopodobnie jego trzeba winić za dodanie tego zabawnego aspektu do naszej muzyki, ponieważ po prostu nie mógł identyfikować się z oryginalnym satanistycznym/okultystycznym wizerunkiem. Kiedy poszedłem do jego Antfarm Studio w marcu, aby zremasterować dema, to powiedział, że naprawdę nienawidzi tego, że wniósł ten element. "Metal nie powinien być zabawny", stwierdził. To prawda, ale nie mam mu tego za złe. Wszyscy siedzieliśmy w tym razem. W "Pana Wichee Salitu", Tue i Martin odeszli, by założyć Atro City. Mieliśmy teraz Nilsa Rose na basie, Ulricha Pedersena na perkusji i Steena Thomsena na wokalu. Po raz kolejny nasz styl poszedł w innym kierunku. Teraz byliśmy bardziej w klimatach Voïvod, English Dogs i tym podobnych. To demo zostało nagrane przez Jana Borsinga, który później stał się głównym producentem dla duńskich kapel grających death metal.

"The Courier" już na LP. Są plany na to, by wydać także ten późniejszy materiał?

Tak, plan jest taki, by wydać krążek DesExult z numerami z późniejszych demówek razem z utworami z niewydanej nigdy wcześniej demówki nagranej w przeciągu 5-6 miesięcy w 1990/1991 roku.

W latach 80. wydaliście również koncertówkę "Live 7.3.86". Z jakim zespołem dzieliliście wówczas scenę?

Ta taśma live pochodzi z naszego występu w Kopenhadze z Kreator w 1986 roku. Kiedy usiadłem z Tue, aby zrobić remastering, oczywiście próbowaliśmy również "uratować" te nagrania na żywo. Tue spojrzał na mnie i powiedział: "nie będzie to łatwe". Próbował wszelkiego rodzaju filtrów i plug-inów, ale bez względu na to, co robił, dźwięk był okropny. Na szczęście mamy inne nagrania na żywo, które pochodzą z występów z Mezzrow i Atro City. Niektóre z nich również wrzucimy na album DesExult.

Wówczas koncertowaliście z m.in. Kreator, Pestilence i Exumer. Jaki koncert najlepiej wspominasz?

Graliśmy wówczas pojedyncze koncerty - nie było pełnych tras. Największym przeżyciem w tamtym czasie był zdecydowanie występ u boku Kreator. Byliśmy młodzi i nigdy nie graliśmy przed tyloma ludźmi. Miejsce, które mieściło około 1000 osób, było prawie wypełnione po brzegi, a my byliśmy zarówno dumni, jak i stremowani, że gramy razem z naszymi wielkimi bohaterami.

A kiedy i dlaczego DesExult przestał w ogóle istnieć?

Nie jestem pewien tego, gdzie to umieścić na linii czasu. Skład, styl i nazwa zespołu zmieniały się wraz ze wszystkimi rzeczami, które paliliśmy, wciągaliśmy i zażywaliśmy. Ale w pewnym momencie, w 1995 roku, spotykałem się z innymi ludźmi lubiącymi hardcore, punk i skateboarding i zgodziliśmy się założyć hardcore'owy zespół. Był to początek Barcode i koniec tego, co było trwającym rok przejściem od DesExult przez Grindhouse do Trunk do Pelsværk (po duńsku: futro) - z perspektywy czasu, naprawdę wyczerpująca podróż po psychodelicznych riffach i dziwnie napisanych kompozycjach.

Nigdy nie było w planach żadnej reaktywacji? Nawet na jeden koncert?

Nie, sprawy z Barcode potoczyły się dość szybko i nigdy nie oglądałem się za siebie. Przynajmniej aż do teraz. Bo tak szczerze, to planujemy zebrać zespół z powrotem. Henk jednak do nas nie dołączy. Wiele lat temu całkowicie zerwał ze swoim starym życiem - zaczął wszystko od nowa. Wszyscy za nim tęsknimy, ale musimy uszanować jego decyzję.

To właśnie z Henkiem Leviathanem tworzyłeś w latach 80. kultowy magazyn Blackthorne. Jak z kolei zaczęła się historia tego projektu?

Zaczęła się ona równocześnie z założeniem Samhain. Byliśmy fanami ostrej muzyki i chcieliśmy zdobyć rzeczy, których nie można było znaleźć w lokalnym HMV. Na początku kupowaliśmy dema bezpośrednio od zespołów, o których czytaliśmy w magazynach. Potem zaczęliśmy handlować kasetami, aby poszerzyć naszą kolekcję rzadkiego, undergroundowego metalu, który rządził w tamtych czasach - przed Internetem i Spotify. W pewnym momencie pomyśleliśmy: "dlaczego nie założyć własnego magazynu, wtedy będziemy dostawać dema za darmo".


A jak to było z tą nazwą, która podobno zainspirowała Darkthrone? Miałeś okazję wyjaśnić to z Fenrizem lub Nocturno Culto?

Masz na myśli to, że nazwa Blackthorn zainspirowała Darkthrone? (śmiech) Przeszukując Internet w poszukiwaniu notatek do książeczki natknąłem się na tę hipotezę. Ale oczywiście w sieci pełno jest niestworzonych historii, więc chciałem dotrzeć bezpośrednio do źródła. Czy to tylko stek bzdur, który wymyślili jacyś niedoszli fani, czy może jest w tym odrobina prawdy? Fenriz powiedział: "Powszechnie wiadomo, że nazwa naszego zespołu jest inspirowana "Jewel Throne" Celtic Frost i wersem "I'm the king, sitting on the throne...", ale JEDNOCZEŚNIE została zainspirowana przez magazyn Blackthorn".

Internet otworzył wiele drzwi. Teraz dostanie jakiegoś materiału czy ustalenie wywiadu to kwestia kilku maili. A jak wyglądała praca nad Blackthorn? Co było największym problemem?

Wywiady z zagranicznymi zespołami można było przeprowadzać na trzy sposoby: tym Drogim Sposobem był telefon. W tamtych czasach jak trzeba było zadzwonić do zespołu z Ameryki, to było to szalenie drogie. Raz tak zrobiłem, rozmawiając przez 45 minut z Larsem Ulrichem z Metalliki. Mój następny rachunek telefoniczny był dosłownie nie z tego świata. Mamy też ten Najlepszy Sposób, czyli spotkanie z zespołem twarzą w twarz na koncercie. Często wtedy tak to ogarnialiśmy. Gdy nasz magazyn się rozrósł, to dostawaliśmy akredytację na koncerty - musieliśmy więc tylko zapłacić za benzynę, by na nie pojechać. Często jeździliśmy do Markt Halle w Hamburgu, Dynamo Festival w Holandii itp. No i wreszcie, jest Powolny Sposób: pocztą. Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałeś zwrot "proszę o zwrot moich znaczków"? Wysyłając pytania do zespołu, nakładaliśmy na znaczki rozpuszczalny w wodzie klej. Po liście pytań zawsze kończyliśmy list zwrotem "proszę o zwrot moich znaczków". Po otrzymaniu odpowiedzi wraz ze znaczkami w kopercie, wkładaliśmy znaczki do letniej wody i ostrożnie ścieraliśmy klej, który chronił znaczek przed pieczątką. Mieliśmy teraz "nieużywane" znaczki, które mogliśmy ponownie wykorzystać.

Z pewnością widzieliście narodziny wielu znanych duńskich grup. Jak pamiętasz pierwsze wydawnictwa Mercyful Fate? Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z ich twórczością?

Henk miał album Brats z 1980 roku, który obecnie jest powszechnie uważany za protoplastę Mercyful Fate. Choć oczywiście wtedy nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Uwielbialiśmy ten album. W 1982 roku pojechaliśmy na koncert do Kopenhagi (prawdopodobnie Saxon, Accept, Tank lub coś w tym stylu) i zatrzymaliśmy się u naszego przyjaciela. Kupił on nowiutką EP'kę "Nuns Have No Fun" zespołu Mercyful Fate. Od razu ją pokochaliśmy. Wydaje mi się, że Henk i ja widzieliśmy większość koncertów Mercyful Fate w Kopenhadze. Byliśmy na ostatnim koncercie Mercyful Fate i na pierwszym koncercie King Diamond. Tak wielkimi fanami byliśmy.

Były zespoły, którym wróżyłeś sukces, ale z jakiegoś powodu im się nie udało?

Z pewnością, choć obecnie ich nie pamiętam. Jest jednak kilka zespołów, które wciąż lubię, a które nigdy się nie przebiły lub nie osiągnęły popularności, na jaką wówczas zasługiwały. Hobb's Angel of Death, Have Mercy, Wargasm, Razor, Infernäl Mäjesty, Artillery, Nasty Savage, Exumer, Mezzrow, żeby wymienić tylko kilka nazw.

Kiedyś dziennikarze pisali o Led Zeppelin to kiepski zespół, który nie osiągnie niczego znaczącego. Był jakiś zespół, któremu z kolei tego sukcesu nie wróżyłeś, a ostatecznie jednak Cię zaskoczył?

Tak (śmiech)! Otrzymałem od Overdose split EP z Sepulturą. I nawet podobał mi się ten Overdose, ale nigdy nie sądziłem, że ten drugi zespół osiągnie jakiś sukces.

A czym się w ogóle teraz zajmujesz? Metal ciągle jest silnie obecny w Twoim życiu?

Cóż, zawsze będę interesował się metalem - to pewne. Jednak jeśli chodzi o zespół, nic wielkiego się nie dzieje. Michael (Emanzipation/Target) zachęca nas do reaktywacji i występu na jednym z ich festiwali w przyszłym roku. Pracujemy nad tym, ale że jesteśmy bandą starych pierdzieli, to potrzebujemy nieco czasu, by się ogarnąć. Jeśli mamy zaprezentować się na żywo, to musimy być pewni tego, że nie będzie to karaoke z Samhain - musimy wynieść stare utwory na nowy poziom. Sytuacja jest rozwojowa - wypatruj więc nowych wieści!

Powoli będziemy już kończyć, więc słówko jeszcze o duńskiej scenie, która jest wyjątkowo różnorodna. Wszyscy kojarzą kultowe Mercyful Fate, Pretty Maids czy Artillery. Ostatnie lata dały nam z kolei m.in. Volbeat, Manticorę czy Myrkur. A jakie mniej znane kapele być polecał?

Nie wiem, czy są mniej znani, ale Bæst z Aarhus istnieją już od dłuższego czasu. Naprawdę uważam, że dają czadu. Również Asinhell Michaela Poulsena (Volbeat) i Mortena Tofta (Raunchy) brzmi obiecująco. A jeśli odważysz się sprawdzić hardcore, posłuchaj Smertegrænsens Toldere. To zespół założony przez byłego gitarzystę Barcode i wokalistę HateSphere, Jacoba Bredahla.

I to by było wszystko! Dzięki za poświęcony i czas i tradycyjnie poproszę na koniec słówko dla naszych czytelników!

Nie da się tutaj nic więcej dodać poza: STAY METAL!


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 10.12.2023 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!