Zespół Titanium powstał w 2010 roku, a założył go gitarzysta Karol Mania znany z Pathfinder. Wydana w kwietniu 2013 roku płyta zatytułowana (a jakże!) "Titanium" to oczywisty debiut. Ponad godzina (!) grania i aż czternaście kompozycji. Jak debiutować to z przytupem, prawda? No to lecimy...
Panowie, panowie... no bez jaj! Takiej muzyki w Polsce to się nie gra. Bez przesady... Co to ma być? Ech... gdzie ten diabeł, szatan i pentagramy? Hę? No to teraz już na poważnie. Titanium prezentuje nam "włoską szkołę symfonicznego power metalu" - tak, tak... uwielbiam wszelkie szufladki. Mamy tutaj wszechobecne gitarowe galopady, klawiszowe tła i wysokie (przeważnie) wokale (a do tego tematu jeszcze wrócimy). Numery pędzą z prędkością światła i przelatują nie wiadomo kiedy. Człowiek normalnie nie ma czasu na jakiekolwiek zastanawianie się i analizowanie. Sporo w tym wszystkim polotu i świeżości. Muzyka jest dosyć lekka, łatwa i dosyć przyjemna. Jak wiadomo dla niektórych jest wadą, dla innych będzie zaletą. Co kto lubi.
Pochwalić należy świetną produkcję tej płyty. Bardzo elegancko wszystko słychać i jest dosyć przestrzennie. A przy takiej muzyce to podstawa. O umiejętnościach poszczególnych muzyków nie ma co się rozpisywać, bo przypadkowi ludzie tutaj nie grają. Od początku do końca słychać, że ta muza jest dokładnie przemyślana i wręcz zaplanowana. Kompozycje są dosyć bogato zaaranżowane, wiele się w nich dzieje. Jest dosyć intensywnie i wszechobecne zmiany tempa zupełnie nie dziwią. Ale i są chwile, kiedy Titanium pokazuje troszkę inne oblicze i tutaj mogę wspomnieć na przykład dosyć rockowy numer "The Only One". Drugim obliczem jest na pewno instrumentalny i bardzo filmowy "An Ever Flowing Stream" - kapitalna chwila oddechu. A mamy jeszcze jeden instrumental ("Riffs Of Steel"), ale to "typowa" solówkowa jazda. Całkiem pyszna w dodatku.
No i kwestia wokalu o której już wcześniej wspomniałem. Maciej "Rocker" Wróblewski (również Wolf Spider) to kawał świetnego głosu. Co pokazał już na "wilczej" EP'ce "It's Your Time". Na "Titanium" śpiewa oczywiście inaczej, bo to i inna muzyka jest. No ale bez dwóch zdań prezentuje się znakomicie.
Wracając jeszcze do muzyki... należy sobie uczciwie powiedzieć, że nie jest to zbyt oryginalne granie. To wiadoma sprawa. Szczerze mówiąc jak pierwszy raz odpaliłem ten album, to już w połowie pierwszego utworu z grubsza wiedziałem co mnie spotka przez kolejną godzinę. No cóż... taka to, a nie inna stylistyka i tutaj nikt już prochu nie wymyśli. Co nie zmienia faktu, że z nawet duża przyjemnością przedzierałem się przez "Titanium". Sporo w tym przyjemnych i relaksujących dźwięków. Na pewno fani takich zespołów jak Rhapsody, Edguy, Within Temptation, czy Nightwish znajdą w tej muzyce coś dla siebie.
Podsumowania nadszedł czas. Mamy kolejny zespół który z łatwością odnajduje się w muzycznym światku. Prezentuje swoją muzykę bez większego ciśnienia i nie ogląda się na innych. Mamy profesjonalną robotę w każdym aspekcie - muzyka na wysokim poziomie, eleganckie wydanie płyty... cóż więcej chcieć? A to czy komuś takie granie przypadnie do gustu, czy też nie, to już przecież drugorzędna sprawa, prawda? Jeśli chodzi o mnie to jestem gdzieś tak po środku. Niezbyt często słucham takiej muzy, bo to jednak niespecjalnie moja bajka. Jednak na pewno nie odstawię tego CD na półkę, żeby zbierał kurz. Raz na jakiś czas na pewno wrócę do "Titanium". To pewne.
Ach... zapomniałbym - wielki plusik za zamykający album numer "The Curse Of The White Flag" - ależ tu pachnie Running Wild!
Piotr "gumbyy" Legieć / [ 20.02.2014 ]
|