Jeśli spodziewaliście się po grupie z Bukowna pełnowymiarowej płyty o zagranicznym zacięciu i wyraźnym metalowym brzmieniu - nie zawiedziecie się. Sześć lat, które upłynęło od wydania poprzedniczki "Let's Play", to długi okres, biorąc jednak pod uwagę, że muzycy zespołu zaangażowani są w inne projekty (Wera - Sceptic, Doctrine X, Toma - Frontside, Rudy - Heart Attack), to to, co otrzymujemy na najnowszym krążku, jednoznacznie zasługuje na słowa pochwały.
Pierwsze zetknięcie z najnowszym albumem Totem to jak zderzenie z pełnym węgla pociągiem towarowym - tak brzmi "Stage One" otwierający całość. Jednak już kolejny "Cross Fire" zaskakuje słuchacza, powoli wchodząc na pełne obroty, plasując się gdzieś pomiędzy sprawdzonymi koncertowo utworami w średnim tempie, zamiast być kolejną szybką jak błyskawica kompozycją. Cała płyta jest silnie nasycona solidnym gitarowym graniem, topornymi, acz świeżymi riffami, chwytliwymi harmoniami i wyrazistymi partiami gitary solowej. Wydawnictwo sprawia wrażenie, jakby było wyprodukowane zagranicą - śmiało można je postawić na półce obok dokonań Shadows Fall czy DevilDriver, ze względu na charakterystyczny gitarowy groove i surowe, triggerowane brzmienie perkusji.
Jednym z najjaśniejszych punktów tej płyty jest bez wątpienia wokal Wery, doskonale radzącej sobie zarówno w hardcore'owych wrzaskach czy growlach - agresywnych i bezlitosnych - jak i w czystych, melodyjnych wokalach, niepozbawionych kojącego zabarwienia. Brak Aumana jest zupełnie nieodczuwalny, zaś najbardziej spragnieni jego głosu uśmiechną się z pewnością słuchając "A Song for U", w którym wystąpił gościnnie obok utytułowanego grafika i wokalisty Pacha (Huge CCM). Ten ostatni kawałek jest jedną z kilku umieszczonych na albumie perełek - mile zaskakuje bezpośrednim zwrotem do fanów, wplecionym przez Werę tuż przed powalająca partią gitarową w wykonaniu Dzierża i Rudego. Spragnieni mocnych wrażeń znajdą je, w zależności od upodobań, w wolnym, miażdżącym "Another You", z ciągnącymi się riffami i punktującą podwójną stopą, zrównoważonymi czystymi wokalami, lub w szalonym, energetycznym "Imprisoned Mind". Ten ostatni zabiera na wycieczkę w odrobinę psychodeliczne, wysokie, gitarowe rejestry i tuziny maszynowo brzmiących riffów. Perkusyjne łamańce mogą niewprawnego słuchacza przyprawić o zawrót głowy, u fanów zespołu wywołają za to szeroki uśmiech.
Opatrzony teledyskiem tytułowy "Let's Play" jest bardzo dobrą reprezentacją najnowszego albumu, a dokładniej jego intensywnej, metalowej strony. Melodyjne brzmienie gitar świetnie harmonizuje się z zawodzącym głosem Wery. Dużym plusem okazuje się m. in. właśnie tutaj produkcja, pozwalająca na dostrzeżenie prawdziwej wartości w czystej grze bębnów Tomy. Drugą stronę Totem poznajemy w utworach takich, jak "Inside", gdzie zespół pokazuje swoje wrażliwsze, klimatyczne oblicze. Ten utwór to rasowy, rockowy numer z wyróżniającym się tekstem, nastrojem zbliżony chociażby do dokonań Guano Apes z płyty "Don't Give Me Names". Rzecz, wydawałoby się, nie do przełknięcia w towarzystwie numerów tak mocnych, jak wspomniane już "Stage One" czy "A Song For U". Budzący się w drugiej połowie, tak naprawdę tylko po to żeby znów wpaść w refren, pełen leniwej gry perkusji i brzęczących gitar, kawałek ten śmiało może uchodzić za prawdziwy majstersztyk.
Słuchając utworów tak dobrych, jak "My City Game", który leży gdzieś pomiędzy nastrojowym rockiem, a powoli pełznącym do przodu brzmieniowym czołgiem, czy "A Perfect Lie (She And I)" - podobnym do poprzednika, aczkolwiek łagodniejszym - jedyne, co przychodzi na myśl, to miłe rozczarowanie. Z łatwością można w takim stanie stwierdzić, że Totem bez najmniejszych problemów pokonuje z gracją tzw. kompleks trzeciej płyty. Czyżby był to nowy polski materiał eksportowy?
Kuba Jaworudzki / [ 29.03.2013 ]
|