Aż trudno w to uwierzyć, ale już prawie piec lat minęło od śmierci Dennisa D'Amoura czyli Piggy'ego - gitarzysty Voivod. Jak wiadomo, leżąc już na łożu śmierci, komponował on muzykę, a efekty swojej pracy zapisywał na laptopie. Chłopaki postanowili ten materiał opublikować dodając wokale, bas i perkę. Tak oto powstał album "Katorz", który, jak mniemałem miał być z oczywistych względów ostatnim długograjem ekipy z Kanady. Stało się jednak inaczej. Okazało się, ze Piggy pozostawił po sobie jeszcze więcej...
Po wydaniu ostatniego krążka grupa zawiesiła działalność. Chłopaki pojawili się na scenie dopiero w 2008 roku. Za wiosło chwycił Dan Mongrain znany z Martyr. Do grupy powrócił tez pierwszy basista zespołu - Blacky. Spowodowane to było poważna kontuzją barku Jasona (jakoś nie może mi przejść przez palce pseudonim, którego używa w tej kapeli). Grupa grała m.in. u boku Testament i Forbidden na Thrash Domination w Japonii czy na Monsters Of Rock w Calgary.
Zaraz potem panowie weszli do studia, aby popracować nad druga częścią materiału pozostawionego przez Piggy'ego. Do współpracy zaproszono wszystkich byłych członków zespołu - pojawiło się więc trzech basistów - Blacky, Jason i E-Force. Na efekty trzeba było czekać do 23 czerwca 2009 roku. Wtedy to na półki sklepów trafiła "Infini" ("Nieskończoność" - nota bene świetny tytuł) - dwunasty i już na pewno ostatni krążek zespołu.
Oprawa graficzna jest typowa dla Kanadyjczyków. Na okładce widnieje "coś", co bardzo przypomina maskę gazową. No cóż... cały Voivod... Muzyka zawarta na krążku oscyluje wokół tego, co można było usłyszeć na dwóch ostatnich płytach ekipy z Quebeku. Chłopaki zaserwowali nam bardzo przekrojowy materiał. Raz jest szybko, thrashowo, innym razem hard rockowo. Niekiedy Snake i spółka serwują nam typowe dla tej kapeli chore klimatyczne rzeczy a niekiedy zaś... no właśnie nie wiadomo jak określić to granie. No cóż, muzyka Voivod nigdy nie była łatwa do zaszufladkowania. Miejscami słyszymy trochę elektroniki, jest trochę sampli. Wszystko brzmi bardzo ciekawie. Snake śpiewa jak zawsze, z bardzo charakterystyczną dla siebie manierą. Warto zwrócić uwagę na bas, który jest wysunięty do przodu i miło pieści ucho swoim dudnieniem.
"Infini" jest bardzo dobrym krążkiem. Niektóre rzeczy można by tu i ówdzie dopracować, ale nie zapominajmy, w jakich warunkach nagrywany był ten album. Koniec końców z pewnością jest na czym ucho zawiesić. Nigdy nie usłyszymy już nowego Voivod. Chłopaki nagrali dwanaście płyt, nigdy nie schodząc poniżej pewnego poziomu a niektóre wydawnictwa ekipy z Kanady są po prostu genialne. To koniec jednego z najbardziej nietypowych metalowych bandów na tej planecie. Czapki z głów.
Venom / [ 05.08.2009 ]
|